Relacja z Off Festival 2007
Wstęp
„Czuję się trochę jak chłopak, który właśnie przed chwilą odkrył świetny zespół i teraz chce nim zarazić swojego kolegę” – mówił Artur Rojek przed rozpoczęciem drugiej edycji mysłowickiego Off Festivalu. Podwojona ilość artystów zagranicznych, trzecia scena muzyczna (Machina Stage), szersza baza promocyjno-marketingowa, większa liczba sponsorów oraz akredytowanych dziennikarzy, warsztaty Indie Label – to tylko część elementów składających się na lepsze niż rok temu warunki festiwalowe. Znów świetnie pokazała się scena polska, która tutaj na Śląsku jest nie tylko najliczniejsza, ale i przoduje jakościowo. Nie zawiodły gwiazdy zagraniczne, chociaż sporą przewagę stanowiły kapele albo mówiące słuchaczom niewiele, albo też i nic. Po raz kolejny w medialnym szumie pojawiły się plotki – a to The Fall byli jeszcze bliżej występu, niż rok temu, a to jeszcze mocniej walczono o Belle & Sebastian, a to gdzieś na horyzoncie mignęli Editors. Tak, wyobraźnia może podpowiadać dużo, ale przecież festiwal odbywa się dopiero po raz drugi, i choć zaplecze ekonomiczno-organizacyjne stanowi niewątpliwy progres, to na efekty w postaci zbliżenia się do udziału gwiazd vide Open’er trzeba jeszcze poczekać. Zresztą nie o porównania i rywalizację tutaj chodzi, poza tym nie wszyscy chcieliby dosłownego zbliżenia się do gdyńskiego festiwalu, doceniając raczej skromniejsze i zakrojone na nieco mniejszą skalę walory Offu, który ciągle pozostaje przedsięwzięciem niszowym. Twierdzenie, że na pewno wyszło lepiej, niż rok temu, byłoby co najmniej nie na miejscu. Wiadomo - tyle zdań, ile ludzi. Nie było dokładnie sprecyzowanej cezury – choćby gremialnie większej ilości osób na koncertach lub jednoznacznie lepszych grup, niż te z pierwszej edycji. Faktem jest natomiast, że samo wydarzenie, jak i wszystko wokół niego sukcesywnie się rozwija, a atmosfera sprzyja przyszłościowym inicjatywom. The Fall i Belle & Sebastian za rok? A czemu nie.