Relacja z Festiwalu Transvizualia 2007

Dzień pierwszy: Pink Death, Pulsarus, Oszibarack, The Complainer & The Complainers

Relacja z Festiwalu Transvizualia 2007 - Dzień pierwszy:
Pink Death, Pulsarus, Oszibarack, The Complainer & The Complainers 1

Różne odmiany elektronicznego grania zdominowały pierwszy dzień nowego polskiego festiwalu – odbywających się w Gdyni Transvizualiów.

Nowy rodzimy festiwal z bardzo rozbudowanymi ambicjami, za swą główną ideę przyjął prezentację artystów, którzy w swej sztuce łączą elementy różnych dziedzin sztuki. W przypadku występujących podczas tej multimedialnej imprezy wykonawców reperezentujących scenę muzyczną chodzi więc przede wszystkim o dwie sprawy: oryginalne balansowanie między różnorodnymi, czasem odległymi od siebie bardzo znacznie gatunkami muzycznymi oraz łączenie muzyki z innymi środkami wyrazu, najczęściej - wizualizacjami, prezentowanymi podczas koncertów.

Już pierwszy dzień rozpisanej na cztery kolejne wieczory imprezy, podczas którego wystąpili wyłącznie rodzimi wykonawcy, znakomicie udowodnił, że takich twórców nie brakuje, a ich twórczość jest niezwykle różnorodna. Koncert rozpoczęła lokalna, trójmiejska formacja Pink Death. Jej członkowie, związani z niezwykle twórczym kolektywem, zamieszkującym artystyczną kolonię na terenie Stoczni Gdańskiej, zaprezentowali ciężką i nieco mroczną odmianę muzyki elektronicznej. W swym krótkim i bardzo barwnym występie, to wykorzystywali klasyczne taneczne rytmy, to ocierali się o ponury industrial, to wreszcie prezentowali chropowate, brudne reggae. Artyści zdają się oddawać swoim graniem swoisty hołd miejscu, w którym się narodziło - swego czasu kwitnącemu, a dziś mocno podupadłemu zakładowi przemysłowemu, gdzie pochodzące z XIX wieku ceglane budynki sąsiadują z nieco dziś przestarzałą technologią wielkich dźwigów i zardzewiałych suwnic.

Po tym występie sceną zawładnęli artyści z południa kraju. Najpierw pojawiła się na niej trójka muzyków z grupy Pulsarus. Ich pięćdziesięciominutowy występ był najwyraźniejszym tego wieczoru ukłonem w stronę muzyki improwizowanej. Młodzi muzycy, odwołując się wyraźnie do zrodzonej właśnie w Trójmieście tradycji yassowej, zaprezentowali nieco karkołomne w niektórych momentach połączenie dynamicznego jazzu ze zgoła niejazzowymi rytmami. W najmocniejszych fragmentach tego występu perkusista grupy osiągał rejestry punkowe, czy wręcz metalowe, a pozostali muzycy, wykorzystując typowe jazzowe instrumentarium, starali się mu dorównać w poziomie generowanego hałasu.

Kolejnym wykonawcą, który zaprezentował się tego wieczoru festiwalowej publiczności była rzadko oglądana na koncertach formacja Oszibarack. Wielu z tych, którzy gdy tylko zabrzmiały pierwsze dźwięki pośpieszyła pod scenę, pamiętała jeszcze znakomity występ tej grupy na festiwalu Open'er dwa lata temu. Tym razem zespół, prezentując w dużej mierze materiał ze swej najnowszej, nie wydanej jeszcze płyty, wypadł o wiele mocniej, ostrzej i dynamiczniej. W nowej muzyce grupy - przynajmniej w jej koncertowym wydaniu - nie ma już w ogóle miejsca na wyciszone, minimalistyczne fragmenty. Gęste, wypełnione po brzegi mocnymi dźwiękami aranżacje niemal nie pozostawiają szans na to, by wybrzmiał w nich głos wokalistki grupy, DJ Patricii. A szkoda, bo głos to wyjątkowy, zjawiskowy i niewypowiedzianie oryginalny. I to właśnie on, niezależnie od tego jak mocną ekwilibrystyką wykonawczą nie posługiwali się pozostali, pomysłowi wszak i zdolni, muzycy grupy, pozostaje najmocniejszym punktem propozycji grupy. Choć był to więc bardzo udany, dynamiczny i pełen emocji koncert, zostawiał spory niedosyt głosu niezwykle skupionej i niemal nieruchomej przez cały występ wokalistki.

Na koniec tego wieczoru atmosfera zmieniła się diametralnie. Powściągliwość i chłodny dystans DJ Patricii zastąpił niemal rubaszny i kuglarski nastrój występu formacji The Complainer & Complainers. Po pierwsze zupełnie inna była muzyka - najnowszy projekt Wojtka Kucharczyka opiera się wszak na radosnej i świadomie kiczowatej imitacji klubowych brzmień sprzed ćwierć wieku. Po drugie - całkowicie odmienne było też podejście członków zespołu do swego występu - na scenie zdawała się trwać beztroska zabawa. Ubrani z stroje zdominowane przez różne odcienie różu artyści, tańczyli, klaskali, podskakiwali w rytm własnych utworów. Szczególną rolę odgrywał jeden z członków grupy, który w zasadzie nie miał nic wspólnego z muzyką - zajmował się raczej parahappeningowymi działaniami wizualnymi: puszczał papierowe samoloty, za pomocą przedpotopowego projektora wyświetlał filmy na maleńkim ekranie, tworzył na żywo filmowe animacje za pomocą przygotowanych wcześniej obrazków i... pociętej folii. Ten uroczy w swej zamierzonej kiczowatości, niezwykły występ był znakomitym zamknięciem pierwszej festiwalowej nocy i wprowadzeniem do kolejnych koncertów w ramach Transvizualiów.

Przemek Gulda (28 października 2007)

Relacja z Festiwalu Transvizualia 2007:

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także