Relacja z festiwalu Roskilde 2004
Podsumowanie
Nazajutrz przed 14:00 trzeba było opuścić teren festiwalu. Pogoda jak zwykle zmieniała się co godzinę, więc zaraz po przebudzeniu, jak tylko słońce wyszło zza chmur, szybko zwinęliśmy swoje rzeczy i ruszyliśmy w stronę wyjścia. Szliśmy przez istne pobojowisko. Woda, błoto, zniszczone namioty i mnóstwo porzuconego sprzętu. Przy wyjściu odstaliśmy swoje w kolejce po bilety, a potem już w pełnym słońcu poczekaliśmy z tłumem festiwalowiczów na pociąg. Kiedy wsiedliśmy, i dotarło do nas, że to już koniec, mieliśmy mieszane uczucia. Z jednej strony wizja miękkiego łóżka i ciepłego prysznica była bardzo kojąca, z drugiej trochę żal było już wyjeżdżać.
Jeśli miałbym podsumować ten wyjazd, to z całym przekonaniem muszę przyznać, że bawiłem się przynajmniej tak samo dobrze jak rok wcześniej. Patrząc teraz na listę wykonawców, których widziałem na żywo, nie mogę się zgodzić z tezą, że inne europejskie festiwale zostawiły Roskilde w tyle. Widziałem w całości piętnaście koncertów i choć nie wszystkie były takie, jakbym sobie życzył, to żadnego z nich nie zamieniłbym na inny. Poza tym mnóstwo wykonawców widziałem urywkowo (chociażby Wire, The Fiery Furnaces czy Sportfreunde Stiller). Do tego trzeba dodać niezapomniane przeżycia niezwiązane bezpośrednio z muzyką. To był mój drugi w życiu, i mam nadzieję, że nie ostatni wyjazd na Roskilde. Nie zawiodłem się. I niech sobie inni mówią co chcą. Lepsze składy, lepsza pogoda, niższa cena. To wszystko, nawet jeśli jest prawdą, nie ma znaczenia - festiwal Roskilde to marka, z którą ciężko się zmierzyć. To nie tylko cztery dni muzyki, choć już to byłoby o wiele więcej niż na innych tego typu imprezach, ale także mnóstwo imprez towarzyszących. Sam wyjazd i podróż z innymi miłośnikami muzyki to już jest wielka przygoda. Ludzie wracają do Roskilde latami a zespoły marzą, żeby tam zagrać. To wszystko powoduje, że atmosfera jest po prostu cudowna. Życzę wszystkim, aby choć raz w życiu mieli okazję spróbować czegoś takiego. A jeżeli dla kogoś muzyka to więcej niż hobby, to Roskilde - jak mawiają Anglicy - "is a must". Do zobaczenia zatem w przyszłym roku.