Przegląd piosenki wakacyjnej

Płyta 3

Obrazek pozycja 1. The House Of Love - I Don't Know Why I Love You

1. The House Of Love - I Don't Know Why I Love You

Trzy i pół minuty. Tyle według podręczników powinien trwać prawidłowo skonstruowany, radiowy singiel. Powinien też posiadać ze dwa nieskomplikowane, ale zabójcze motywy i powtórzyć je wystarczająco dużo razy, żeby przyczepiły się do nas następnego ranka zaraz po otwarciu oczu. W ten niewyszukany sposób zmierzam do stwierdzenia, że mało który utwór spełnia powyższe założenia równie doskonale, co "I Don't Know Why I Love You". Naprawdę prościutka, trzyakordowa sekwencja jest tak chwytliwa, że zadziwiające, że nie wpadli na nią wcześniej jacyś The Beatles czy ktoś w tym stylu. Świdrujący riff Bickersa powala samym brzmieniem. Sekcja rytmiczna składa hołd środkowemu The Jesus & Mary Chain. Nie pytajcie dlaczego w 1990 roku to nie był przebój sezonu, choć obiektywnie musiał nim zostać. God, I don't know. But I love it. (ka)

Obrazek pozycja 2. Frank Black & The Catholics - New House Of The Pope

2. Frank Black & The Catholics - New House Of The Pope

Ta piosenka jest smutna. Wręcz melancholijna. Być może pod koniec turnusu, po pożegnalnej zabawie w ośrodku wczasowym, taki nastrój was dopadnie. Zaczniecie żałować, że to już koniec, że wasza wakacyjna miłość odjedzie rano do Pułtuska, podczas gdy was zaniesie aż do Katowic. Ale nie załamujcie się tak, jak bohater piosenki Franka Blacka i nie naśladujcie go, bo facet chyba podszedł do sprawy zbyt emocjonalnie. When she said she did not love me/ That's when I lost all hope/ So I jumped into the river/ Called The New House Of The Pope. Wzorem Wojciecha Manna wyjaśniam, że chodzi o bar o tak malowniczej nazwie. Cóż, nasz biedak wspomina tę dziewczynę, jej pocałunki i ich smak, spędzając czas nad butelką. Istnieje jednak nadzieja, że alkohol w końcu przetrawi gorzki nastrój, a rześkie słońce wypali porannego kaca. I wszystko wróci do normy, a nasz podmiot liryczny - do żony. Frank Black śpiewa tu niskim głosem knajpianego barda, zaś zespół, prowadzony przepięknie przez fortepian, przygrywa delikatną melodię. Dobrze jest czasem złapać lekkiego doła. Byle potem z niego szybko wyjść. (mf)

Obrazek pozycja 3. The Who - My Generation

3. The Who - My Generation

Nie wszystkim być może wiadomo, że prekursorami dzisiejszych rockowych buntowników jest zespół The Who. Kiedy Beatlesi i Stonesi wciąż jeszcze trzymali się tradycyjnej konwencji piosenek o miłości, zespół The Who już swoim pierwszym hitem wywołał obyczajowe trzęsienie ziemi. Ówcześni przedstawiciele pokolenia wychowanego na pięknej, przedwojennej muzyce, musieli się poczuć jak uderzeni obuchem, kiedy pierwszy raz usłyszeli "My Generation". Młodzi, niespokojni rockmani samym już wyglądem budzili ich zdecydowany sprzeciw ("długie" włosy, nieelegancki ubiór). Do tego wokalista miał czelność śpiewać o śmierci (I hope I die before I get old) i kaleczyć muzykę swoją nachalną wadą wymowy. Nie do przyjęcia była także sama muzyka - szybka, hałaśliwa. Ale konflikt pokoleń nie był niczym nadzwyczajnym wtedy, nie jest też niczym nadzwyczajnym dziś. Nadzwyczajna jest natomiast niesamowita przebojowość i energia bijąca z tego hymnu młodzieży lat sześćdziesiątych. Energia, która nawet po czterdziestu latach doskonale rozbudza w leniwy, letni poranek. (pn)

Obrazek pozycja 4. The White Stripes - My Doorbell

4. The White Stripes - My Doorbell

Czekasz aż ktoś zapuka do twych drzwi? Powiedz to głośno. Tak jak Jack White robi to na płycie "Get Behind Me Satan". Jeden z najbardziej gitarowych kawałków na krążku jest zarazem jednym z najbardziej do bólu szczerych. Niecierpliwość, z jaką powtarza słowa "When ya gonna ring it?" jest w tym przypadku uzasadniona. "My Doorbell" to swoisty wentyl bezpieczeństwa, zapobiegający wybuchowi stłumionych emocji i niewypowiedzianych do tej pory słów. Oczekujecie, że w końcu odnajdziecie między sobą nić porozumienia? Że on lub ona sprawi, iż dzwonek do drzwi twojego umysłu zabrzmi wystarczająco głośno? Pozwól sobie i zacznij od głośnego manifestu i ujawnienia swoich pragnień. "Make a sound and I'll make you feel right/ Right at home". Jeżeli twoja ewentualna druga połowa nie zrozumie tej aluzji, to radziłbym ci raczej poszukać innego obiektu zainteresowań. (łj)

Obrazek pozycja 5. The Clash - Rudie Can't Fail

5. The Clash - Rudie Can't Fail

Pośród zespołów punk-rockowych (czy to wywodzących się z Wielkiej Brytanii czy też z USA) trudno o bardziej melodyjnych reprezentantów tego gatunku. Melodyjność w wydaniu The Clash nie jest jednak jednoznaczna z banałem i wtórnością, jaką można uświadczyć u neo-punkowców w rodzaju The Offspring czy Green Day. Można zaryzykować stwierdzeniem, że jest ona naznaczona beatlesowską szlachetnością, a zarazem zróżnicowana niczym u wykonawców dla których bariery stylistyczne po prostu nie stanowią problemu. "Rudie Can't Fail" jest właśnie takim utworem. Z jednej strony łatwo wpadającym w ucho, z drugiej stylistycznie niejasnym i złożonym - będącym skrzyżowaniem jazzującego popu z punkową energią, znaną z płytowego debiutu Brytyjczyków. Warto przekonać się samemu na własne uszy na czym tak naprawdę polegał pod koniec lat 70 kompozytorski talent duetu Strummer-Jones. (pw)

Obrazek pozycja 6. Myslovitz - Przebudzenie

6. Myslovitz - Przebudzenie

Lato '89, kolorowe ulice robotniczych dzielnic brytyjskich miast, barwne tłumy pielgrzymujące w narkotycznym uniesieniu śladami swoich ulubionych zespołów. Trudno o bardziej wakacyjny gatunek niż madchester. A trójka na "Rozmyślaniach" to chyba najlepsza z polskich na niego odpowiedzi. Spóźniona o dobrych kilka lat, ale przecież nie będziemy się tu zajmować efemerycznymi ciekawostkami typu pierwsza płyta Golden Life. "Przebudzenie" to piosenka przeoczona. Dumny z niej mógłby być nie tylko zespół Myslovitz, ale nawet The Charlatans. Oparty na podstawowej madchesterskiej figurze perkusyjnej, podsycany dźwięcznymi, rytmicznymi gitarami, obdarzony kapitalną w swojej lekkości melodią. No przepraszam najmocniej, ale to brzmi jak zagubiony klasyk Stone Roses. Jak jakieś polskie "Sally Cinnamon". Ale zaraz, czy wobec tego rodzimego "Last Nite" możemy spodziewać się w roku 2010? (ka)

Obrazek pozycja 7. Air - Surfin On A Rocket

7. Air - Surfin On A Rocket

Francuski duet w momencie wydania "Moon Safari" objawił się słuchaczom tzw. "nowych brzmień" jako dostarczyciel prostych, aczkolwiek niebanalnych melodii. W duchu popowej elektroniki utrzymana jest także kompozycja, pochodząca z ostatniego jak na razie albumu formacji. "Surfin On A Rocket", bo o niej mowa, wyróżnia się ze względu na łagodny motyw przewodni oraz odrobinę rozmarzoną atmosferę. Powyższe czynniki mogą, zatem przywodzić na myśl najlepsze dokonania Air, które porażały ciepłem, a także melancholią, o pozytywnym zabarwieniu. Jeśli zatem któregoś pięknego wieczora, gdzieś daleko od miasta, zapragniecie oddać się obserwacji nieba i gwiazd, "Surfin On A Rocket" będzie mogło posłużyć jako idealne, muzyczne tło. (pw)

Obrazek pozycja 8. Depeche Mode - Everything Counts

8. Depeche Mode - Everything Counts

Uwaga: oto utwór, który naprawdę kojarzy mi się z wakacjami i to tymi najnudniejszymi w życiu, skończonymi nocą nad plastikową miską po zjedzeniu niestrawnego kotleta. Wtedy to koło 4 w nocy w radiu usłyszałem "Everything Counts", bynajmniej nie pierwszy raz w życiu, w wersji z koncertowego "101". Ach, czy będzie nadużyciem jeśli powiem, że to właśnie "Depesze" mnie uratowali? Wydana w 1983 na krążku "Construction Time Again" piosenka jest kwintesencją komercyjnego popu lat 80. To oczywiście szalenie łatwo wpadająca w ucho melodia, kontrast wokalistów: bunt Gahana kontra delikatność Gore'a ale przede wszystkim odwaga i brak umiaru. Po co ten denerwujący bulgot w tle? Po co ten wykonany na "organkach" finisz? Wreszcie tekst, naiwnie drapieżny, ale przecież co do szczerości chłopaków nie mamy wątpliwości. Dzisiejsi masowi producenci hitów wydają rzeczywiście niezłe często rzeczy, ale jakie to wszystko jest wyblakłe, jakie grzeczne w porównaniu do wyśmiewanych oficjalnych lat 80. Jasne, barwy się często gryzły, ale koloru pozostało na tyle, że czasem prześwituje i w naszym XXI wieku, powodując kolejną modę na artystów sprzed dwóch dekad. (jr)

Obrazek pozycja 9. Elvis Costello - The Beat

9. Elvis Costello - The Beat

Elvis Costello jest trochę jak nieśmiertelne połączenia czerni i bieli - zawsze modne i odpowiednie na każdą porę roku. To samo odnosi się do twórczości muzyka, z której spokojnie można skonstruować sobie balladową składankę na jesienno-zimowe wieczory, jak i lekki wiosenny zestaw z folkowymi utworami. Ktoś ma ochotę na przyjemny, letni numer? Oczywiście także można sięgnąć po Costello. "The Beat" to piosenka, która świetnie nadaje się na otwarcie każdego wakacyjnego dnia, na podkład do popołudniowej przejażdżki na rowerze czy na wieczorną imprezę ze znajomymi. Gdy ten utwór nam się znudzi, zawsze można poszukać jeszcze innego. Oczywiście również z repertuaru Elvisa Costello. (kw)

Obrazek pozycja 10. New Order - Guilt Is A Useless Emotion

10. New Order - Guilt Is A Useless Emotion

Nie ma lepszego sposobu spędzania gorących letnich wieczorów niż plenerowe dyskoteki. Nie ma lepszego zespołu dystotekowego niż New Order. Od ponad dwudziestu lat panowie Sumner, Hook i Morris pełnią rolę prekursorów-outsiderów* muzyki tanecznej-rockowej* (niepotrzebne skreślić). New Order jako jedynemu spośród swych tetryczejących rówieśników (R.E.M, U2) udało się wydać w XXI wieku dwie kapitalne płyty. Tegoroczny "Guilt Is A Useless Emotion" zawstydza ostatnie dokonania Daft Punk i Basement Jaxx razem wziętych, dematerializuje linie melodyczne muzyki house ostatnich dwóch lat. Czyżby najlepsze dyskoteki zaczynały się po pięćdziesiątce? Jeśli tak, przegapiłeś dobre dwadzieścia pięć lat imprezy, Ian. (tt)

Obrazek pozycja 11. Beastie Boys - So What'cha Want

11. Beastie Boys - So What'cha Want

Pierwsze, najprostsze skojarzenie, jakie przychodzi na myśl, wraz z wypowiedzeniem na głos nazwy Beastie Boys, to dwa teledyski, które każdy szanujący się fan muzyki zapewne zapamiętał oglądając MTV. Mowa oczywiście o klipach do "Fight For Your Right" oraz "Sabotage". Kompozycje oparte na motoryce hardcore punk oraz old-skullowych rymach nie tylko wpisały się w kanon muzyki popularnej, ale stały się także wizytówką zespołu. W podobnym klimacie utrzymany jest utwór "So What'cha Want". Pochodzący z najlepszego albumu grupy, "Check Your Head", świadczy o tym, że Bestie jak mało kto, potrafiły łączyć zwaśnionych zwykle, zwolenników rocka i hip-hopu. Wbijająca w ziemię partia perkusji, gitarowy, hendrixowski motyw oraz swobodnie skandowany tekst przekonują, że muzyka Beastie Boys godna jest polecenia nie tylko hip-hopowcom. (pw)

Obrazek pozycja 12. 12 Rounds - Barbed Wire Hair

12. 12 Rounds - Barbed Wire Hair

Miłość bywa słodkim uczuciem, ale czasem przybiera postać obsesji. O tym właśnie jest piosenka zespołu 12 Rounds. Zespołu, który nigdy nie zaistniał w masowej świadomości, a obecnie otoczony jest czymś w rodzaju mrocznego kultu. Rzeczona piosenka, o równie zwariowanym tytule, jak cała twórczość 12 Rounds, w warstwie muzycznej wyprzedza o lata świetlne większość produkowanych obecnie nagrań. Zestawienie triphopowej rytmiki opartej na przesterowanej perkusji i ciężkim basie, z rozedrganymi gitarami i całą gamą brutalnych dźwięków z szalejącą wiolonczelą na czele, stawia słuchacza pod ścianą. Czy to utwór do tańca, czy bezlitosna rzeźnia? Dołóżmy do tego jeszcze wokal Claudii Sarne, która - według niektórych, w tym niżej podpisanego - nie potrafi śpiewać, ale jest za mikrofonem nie do zastąpienia. Dziewczyna mruczy, warczy, skrzeczy jak torturowana żaba - ogólnie mówiąc łamie wszystkie zasady wokalistyki. A tekst? I promise please down on my knees/I'll be your whore/Just give me more/Give me back my sugar kane/kept me up kept me sane/Feel no sunshine feel no rain/Don't know if I'll ever love again... Nic dodać, nic ująć. Uważajcie... (mf)

Obrazek pozycja 13. Boston - More Than A Feeling

13. Boston - More Than A Feeling

Chcecie zagiąć kumpla, zadając zagadkę, której na pewno nie rozwiąże? Spytajcie go o najlepiej sprzedającą się płytę w historii. Kiedy on będzie rzucał jakichś Bitelsów tudzież Presleya, wy łatwo zaskoczycie go wskazując na Gartha Brooksa, The Eagles i Def Leppard. Nie jest to do końca prawda, bo źródła są różne, ale fakt faktem, że zarobili na swoich albumach masę pieniędzy. To jest fenomen dla nas ciężko zrozumiały. Na podobnej półce należy położyć debiut Bostonu zatytułowany po prostu "Boston". Powód takiej popularności jest prosty i streścić można go w czterech słowach: More Than A Feeling. Gdyby ten utwór znalazł się na płycie Krzysztofa Zalewskiego to i on zbiłby niemałą fortunę. I zasłużenie, bo mija 30 lat od momentu jego powstania, a już nie tylko klasyczny riff, ale cały utwór wraz z fantastycznym gitarowym wejściem i wokalem raz to głębokim, raz to płaskim gdy nabiera wysokości, na stałe znajduje sobie miejsce w historii prawdziwego rocka, jakkolwiek okropnie to brzmi. (jr)

Obrazek pozycja 14. Guns n' Roses - Paradise City

14. Guns n' Roses - Paradise City

Teraz będzie fragment dla chłopców. Paradise City to takie miejsce, gdzie wiecznie jest lato. I to nie takie manieryczne, z jakim mamy ostatnio do czynienia w naszym kraju. Lato, chciałoby się rzecz, pełną gębą, ze wszelkimi jego urokami. Wiecie, co mam na myśli - żar płynący z nieba, cieplutka i krystalicznie czysta woda w morzu, delikatny piasek na plaży i opalające się na nim urocze kobiety. Axl Rose i spółka, jak przystało na prawdziwych hair-metalowców, tęsknią za beztroskim wypoczynkiem w rajskim mieście. My też możemy dać się porwać fantazji, wystarczy, że przymkniemy oko na nieco frywolny i trochę obciachowy charakter utworu zespołu Guns n' Roses. Ale kto smażąc się w słońcu nad pięknym, polskim Bałtykiem przejmowałby się takimi detalami? Take me down to the Paradise City, where the grass is green and the girls are pretty. I mnie też. (pn)

Obrazek pozycja 15. Mogwai - Drive

15. Mogwai - Drive

To specyficzne uczucie. Mieszanka fascynacji z grozą. Wszystko zastyga w bezruchu, niezależnie od tego, czy za chwilę spadnie, czy właśnie spadł deszcz. W powietrzu można wyczuć pewien złowrogi rodzaj ciszy, zamierającej, bądź budzącej się z uśpienia przyrody. Jedyną oznaką upływu czasu jest snujący się bezszelestnie, delikatnie poruszający gałęzie drzew, ciepły wiatr. Tak, to jest cover grupy The Cars, z którym w szranki stanęła wcześniej formacja Paradise Motel. Zaliczyła na piątkę z plusem, po czym wysłała efekt swej pracy Mogwai. Dopiero w małym studiu nagraniowym w Glasgow, piosenka Ricka Ocaska nabrała zupełnie nowej jakości tworząc jeden z najbardziej wyrazistych, letnich pejzaży. Ciekawe czy wtedy padało? (tt)

Przegląd piosenki wakacyjnej:

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także