Najlepsze single roku 2015
Miejsca 30-21
30. Abra - Roses
Wielbiciele R&B nie mieli na co narzekać w 2015 roku. Kreatywnością zaskakiwały Kelela, Dawn Richard, FKA twigs i Tinashe. Kolejną zawodniczką, którą warto obserwować jest zamieszkała w Atlancie Abra, która tytułuje siebie „księżną darkwave’u”. „Roses” brzmi na pierwszy rzut ucha bardzo przyjemnie – pełen pasji głos Abry gładko płynie po syntezatorowych melodiach i bitach automatu perkusyjnego, które wokalistka sama złożyła w całość. Dopiero wgląd w tekst pozwala zrozumieć dlaczego przyjęła taki przydomek – „And everything I thought I knew / I suppose is a lie / Everything dies and everything changes” to wersy, których prędzej można by się spodziewać na nowym albumie Swans niż po debiutującej wokalistce R&B. Dysonans powstały w zestawieniu z cukierkowym teledyskiem sprawia, że utwór nabiera zupełnie innego wydźwięku, przypominając stary bon mot, że nie ma róży bez kolców. (Krzysztof Krześnicki)
29. Natalie Prass – My Baby Don’t Understand Me
Natalie Prass przypomina mi Joni Mitchell. Gdy wszystkiego jest za dużo, gdy wszystko jest za głośne, gdy skomplikowane aranżacje ukrywają pustą treść, ta skromna dziewczyna z Ohio pochyla się nad innymi wartościami. Urzeka prostolinijnością, subtelnie zanurzając się w tej łagodniejszej odsłonie lat 70. Robi to z ujmującą gracją i szlachetnością. Joni Mitchell przy tej okazji przywołałam też dlatego, że autorkę „Blue” powszechnie uznaje się za tę artystkę, która tworząc i śpiewając proste piosenki, potrafi autentycznie wzruszać. Cóż, „My Baby Don’t Understand Me” pokazało, że tę umiejętność posiada też Natalie Prass. (Kasia Wolanin)
28. Knower – Hanging On
Louis Cole i Genevieve Artadi mają dzisiaj ten cenny know-how, który sprawia, że słucha ich wiele uszu i patrzy na nich wiele oczu, niekoniecznie dla czystej przyjemności płynącej z ich soczystej muzyki. Knower to dziś prymusi popu, którzy chodzą, mówią, tworzą, oddychają, ubierają się, pożyczają lub przeklejają, idealnie wyczuwając, skąd wieje wiatr historii, z lekkością utrzymując się na zalewającej wielu, a dla nich wznoszącej fali revivalu space-disco i popularności k-popu. Tym, co szczególnie przyciąga uwagę w „Hanging On” jest - paradoksalnie uzyskane dzięki doskonałej produkcji - efektowne brzmienie zespołu grającego na żywo; syntetyczna, mocno chemiczna i podrasowana autentyczność na miarę XXI wieku. (Piotr Szwed)
27. Charli XCX feat. Rita Ora – Doing It
Pierwotnie piosenka znalazła się na albumie „Sucker” Charli, który wyszedł jeszcze w 2014. Potem, pewnie ze względów promocyjnych, uzupełniono utwór o wokal innej wschodzącej gwiazdy popu Rity Ory i tak oto „Doing It” ukazało się jako singiel. Udział Rity Ory w tym wszystkim jest w zasadzie marginalny, bo nic nowego nie wnosi do kawałka, który był moim albumowym ulubieńcem już przy pierwszym przesłuchaniu dość rozczarowującego „Suckera”. To oczywiście kolejna odsłona z cyklu „ejtisowe retro brzmienia, wypolerowana produkcja”, ale jak się okazuje po obecności kawałka na naszej liście, to znowu chwyta. Różnicę robi w tym przypadku ten genialne wybrzmiewający dzwoneczek, który przewija się niemal przez cały utwór, stanowiąc kontrapunkt dla wszystkich hooków. A już najlepszy moment to ten, kiedy mostek nieoczekiwanie powraca przy refrenie i wcale nie gryzie się z nim, tylko w magiczny sposób dopasowuje ostatniego puzzla w tej układance. (Michał Weicher)
26. Jlin - Unknown Tongues
Fenomen Jlin polega na tym, że podobnie jak – uwaga, bardzo odległe porównanie – Nails, prezentuje coś agresywnego, przerysowanego i jednocześnie tak w tym przerysowaniu szlachetnego, że pomimo ogromnego miszmaszu, mamy wrażenie obcowania z czymś absolutnie czystym gatunkowo. Czy to nie w ten sposób rodzą się podziemne klasyki? „Unknown Tongues" jest w tym wszystkim taką smolistą wisienką, czarnym słońcem płyty i zapowiedzią wyssania ze słuchacza resztek sił witalnych. Jeśli tak miałaby wyglądać przyszłość muzyki, to jesteśmy zgubieni, i ja też chcę być zgubiony. A wy chodźcie ze mną. (Artur Kiela)
25. Everything Everything – Distant Past
Przyznaję, niespecjalnie kwapiłem się do sprawdzania nowego albumu EE. Dotychczas w głowie migotał mi pewien zestaw skojarzeń na temat tego zespołu, który zdeterminował moją ignorancję w zakresie nowych dokonań grupy. Przekonał mnie dopiero wpis wychwalający właśnie „Distant Past” na fanpejdżu Ambrocore. Faktycznie, coś w tym jest – mógłbym skonstatować, gdyby nie fakt, że piszę tekst do muzycznego podsumowania roku. Tym czymś była nie tyle dość markowa już dla Brytyjczyków feeria rozmaitych inspiracji upchanych w niecałych czterech minutach. Przekonał mnie raczej ich charakter. Everything Everything dysponują podobną energią do TV On The Radio czy Young Fathers (przy okazji – myślę, że „Shame” również powinno znaleźć się na naszej liście singli), a „Distant Past” to zbiór wszystkich składników potrzebnych do wzmożenia produkcji serotoniny. Jest świeże otwarcie z plemiennym rytmem, w stylu Zebra Katz, jest entuzjastyczny refren czerpiący z wczesnego Foals. To efektowny singiel, który, gdyby zawierał jeszcze klubowe wstawki w klimacie garage, mógłby stanowić bryk współczesnych tendencji w muzyce brytyjskiej. (Rafał Krause)
24. Chromatics – I Can Never Be Myself When You're Around
„O Melancholio! Nimfo! Skąd ty rodem? Czyś ty chorobą jest epidemiczną?” – tak mogłaby się zaczynać „Oda do smutnego disco”, gdyby Marek Bieńczyk pożyczył cytat od Juliusza Słowackiego oraz pomysł od Marka Lanegana i zapragnął zadumać się nad fenomenem popularności brzmienia spod znaku wytwórni Italians Do It Better (obchodzącej w tym roku swoje dziesięciolecie). Jak to się dzieje, że Chromatics znów, nie dokonując żadnych znaczących zmian we własnej twórczości, swoim rozmarzonym synthpopowym jadem zatruwają nas, a my wciąż nie mamy dość? Może decyduje o tym kolejny (który to już w ich twórczości?) lekki, a jednocześnie niezwykle niepokojący refren? Może aranżacja, która polega na dodawaniu do lekko krautrockowego beatu prostych, a jednocześnie poruszających rozwiązań, takich jak powtórzenie melodii wokalu przez klawisze w połowie drugiej minuty nagrania? Dodajmy do tego jeszcze tekst o odkrywaniu wewnętrzej pustki i tęsknocie za utraconym uczuciem. Nawet okładka świetnie tutaj pasuje, wywołując, być może niezamierzone, skojarzenia z częstymi w twórczości angielskich poetów opisami jabłek znak Morza Martwego, które, choć piękne z zewnątrz, okazują się popiołem. (Piotr Szwed)
23. Joanna Newsom – Time, As A Symptom
Jak musi się czuć muzyk, który stworzył coś absolutnie wybitnego? Nie mówię tu o utworze wykalkulowanym, gdzie choćby najbardziej wykwintne progresje akordów zostały rozpisane tak, aby były wykwintne, a pomysłowe mostki są cholernie pomysłowe. Wierzę w bezużyteczną i romantyczną wersję wydarzeń – czasem niektóre piosenki piszą się same. Czy po nagraniu „Time, As a Symptom" do Joanny Newsom dotarło, że to wszystko wymknęło się spod jej kontroli i ktoś tylko użył jej talentu do opowiedzenia po raz kolejny największej historii w dziejach? Ktoś w internecie zmontował do tego utworu udawany teledysk z użyciem kadrów z filmu „The Tree of Life". Nie podejmę się tu oceny filmu, ale przyłóżcie mi broń do skroni i powiem to samo – Joanna zrobiła to lepiej... (Artur Kiela)
22. The Weeknd – Can’t Feel My Face
Teoretycznie ten singiel nie wnosi nic nowego prócz tego, że The Weeknd dochrapał się w końcu numeru jeden na liście Billboardu. Trzeba jednak przyznać, że Abel Tesfaye zmierzał w tym kierunku bardzo konsekwentnie i cierpliwie. To jego niskobudżetowe, chełpiącego się swoimi niedociągnięciami R&B, które pamiętamy z 2010 roku, stopniowo zastępowały brzmienia coraz bardziej wycyzelowane, nieustępujące pod względem technicznym produkcjom z list przebojów. I choć można się było obawiać, że szpony mainstreamu poharatają odrobinę jego poczucie smaku – nic z tych rzeczy. W „Can’t Feel My Face” The Weeknd żongluje znanymi trikami – przesłodzonym głosikiem i nawiązaniem do Michaela Jacksona z ery „Off The Wall”, które okrasza lirycznym mrokiem narkotyczno-erotycznych skojarzeń. Ja wiem, to w 2016 roku na papierze nie wygląda najlepiej, ale wbrew pozorom nie czuć tu kalkulacji: Przesunięcie muzycznych akcentów z sypialni w kierunku parkietu przyniosło ciekawą zmianę scenerii. I choć tęsknię czasami za świeżością debiutanckiej „House of Ballons EP”, i zżymam się na te zgrane kokainowe tropy, które The Weeknd tak bezpardonowo od pięciu lat eksponuje, to co z tego, skoro „Can’t Feel My Face” broni się samo. (Marta Słomka)
21. Rycerzyki – Lotta
Wysunę ryzykowną tezę: „Lotta” to Rycerzykowe „Wuthering Heights”. Wystarczy posłuchać, co Gosia Zielińska wyprawia w tym utworze – Wichrowe Wzgórza to idealny opis jej wokalnych wyczynów. Do tego dodajmy subtelną, ale dobrze zgraną sekcję rytmiczną, delikatne klawisze wypełniające przestrzeń, gitary, które z jednej strony chcą grać skocznie, ale ustępują miejsca ekwilibrystyce języka, oraz przeuroczy i jednocześnie bardzo zgrabny tekst, który doskonale zazębia się z warstwą muzyczną, a w efekcie otrzymamy śliczną muzyczną mgiełkę. Wniosek jest prosty: jeśli obecne w poprzednim rankingu singli „Hounds” było utworem, przez który się przepływało, to „Lotta” sprawia, że słuchacz unosi się nad ziemią. I nie wiem, czy to ja, czy to ich czar, ale niejeden raz uroniłem łzę przy „Lotcie”, tak bardzo jest to poruszająca piosenka. A poza tym niesamowicie przebojowa. (Marcin Małecki)
Komentarze
[15 stycznia 2016]
[15 stycznia 2016]