OFF Festival 2014

OFF Festival 2014: wstęp

OFF Festival 2014 - OFF Festival 2014: wstęp 1

OFF to już nie jedynie święto muzyki dla średniozaawansownanych, wydarzenie to ciągle rozrasta się i zmienia, coraz pewniej stając do konkurencji z osłabionym Openerem o miano najważniejszego festiwalu muzycznego. Co prawda bez zmian pozostała filozofia dobierania headlinerów - dominował kanon gitarowego niezależu, jednak jest dość zrozumiałe, bo przyciąga stałą rzeszę fanów. Ale przydałaby się wśród nich choć jedna duża nazwa z reprezentantów szeroko pojętej elektroniki, tak, by upiec jak najwięcej pieczeni na jednym ogniu. Z nowości przede wszystkim moją uwagę przykuł pomysł by jeden dzień na scenie eksperymentalnej był hołdem dla Oskara Kolberga z okazji obchodów jego dwusetnych urodzin. Dzięki temu w line-upie zagościło sporo projektów czerpiących z/grających etno, stanowiących ciekawą alternatywę dla osób szukających czegoś innego niż solidne „gitarowe indie”. To też pozytywny przykład, że jednak można wziąć dotację i wykorzystać ją tak, by nie wzbudzić powszechnego rozgoryczenia, jak to było z „grubymi eurasami” dla MBV czy, na mniejszą skalę, z Fenneszem grającym set „inspirowany nokturnami Chopina”. Wydaje mi się, że w końcu OFF wziął sobie do serca narzekania na akustykę - żaden z widzianych przeze mnie koncertów nie był „zawalony” przez nagłośnienie, w namiocie eksperymentalnym było wręcz ciszej i selektywnej. Do innych pozytywów zaliczam większą ilość tanecznej elektroniki - o showcasie L.I.E.S. rozpisujemy się ja i Krzysztof przy okazji notek o Jahiliyya Fields, Ronie Morellim i Svengalisghoście, propsuje też otworzenie namiotu pewnej marki* przeznaczonego wyłącznie do grania DJ setów, bo bardzo dobrze sprawdzało się w nim dicho i deep house z winyli należących do Fort Romeau. Do minusów zaliczyłabym oczywiście cały konkurs dla młodych zespołów (więcej tutaj) - na profilu FB OFFa było napisane coś o „wyciąganiu wniosków na przyszłość” z tej afery, ale w książeczce festiwalowej nie pojawiły się nawet nazwy zwycięzców, tylko TBA. Wydaje mi się, że w stosunku do 2013 brakowało również wielu polskich wykonawców, o których mówiło się w obecnym roku (np. Michał Biela, Zamilska, RSS B0ys, Ptaki itd). Z kwestii organizacyjnych - podobno w tym roku można było obciąć włosy na terenie strefy gastro, jednak trudno było o kupienie zwykłej mineralki, nie mówiąc już o takich luksusach jak punkt z darmową wodą pitną. Ochrona mniej trzepała, fosiarze wydawali się bardziej przyjaźni dla crowdsurfujących. Czyli jest trochę lepiej i trochę gorzej, powiedzmy ogólnie na czwórkę. Ale z dużym minusem, szczególnie za piątek, nie tylko w mojej opinii uchodzący za najnudniejszy dzień w historii OFFa, który od totalnej katastrofy uratowali rozrywkowi Wolf Eyes, fragment Holdena i Jahilliya Fields.

*Może jestem przewrażliwiona, ale wydaje mi się, że ilość marek, które chciałby się podpiąć wizerunkowo pod „festiwalowy lajfstajl” osiągnęła już masę krytyczną. Oprócz nowej quasi-sceny z sponsorem w nazwie, będąc na polu namiotowym już na wejściu dostawało się kopertę z gratisami i ulotkami, za darmo można było napić się piwa i energetyków dzięki mobilnym stoiskom promującymi kolejne produkty. Oczywiście nie ma co narzekać - tak to jest jak się jedzie na event zorganizowany z wielką pompą, gdzie wchodzą w grę duże pieniądze, ale jak ktoś nie był w tym roku, a takie rzeczy go mierżą, to odnotowuję ku przestrodze. (Andżelika Kaczorowska)

***

Kolejny OFF, czyli coroczny odcinek rozpieszczania coraz bardziej wybrednej, polskiej hipsterii przyzwyczajonej do śledzenia występów alternatywnych gwiazd i intrygujących nowinek – okraszonego targiem niezależnych wytwórni, porcją pogawędek okołoliterackich, coraz lepszym jedzeniem, połączonym z możliwością skorzystania z fryzjera, pogrania w oldschoolowe gry wideo oraz pobujania się na benchach w scenerii kojarzącej się ze z leśnym koncertem „Okonokos” My Morning Jacket. Artur Rojek po raz kolejny zaprosił na wypas, wywczas i pyszne rogaliki z nadzieniem szpinakowym. Można nawet wyobrazić sobie nieco absurdalną sytuację – przyjazd na katowicki festiwal i zbojkotowanie wszystkich koncertów – taka nieco karkołomna idea nie musiałaby wcale oznaczać nudy. Można by długo się snuć po strefie gastro, pooglądać filmy, gawędzić z poetami i profesorami, obserwować modowe nowinki, wybrać się na ekscytujące zakupy i wziąć udział w jednym z improwizowanych karaoke czy jam session przy ustawionych gdzieniegdzie pianinach. Słowem, zaliczyć melanż niezal światka.

W modnej, wygodnej, coraz lepiej zorganizowanej festiwalowej przestrzeni muzyka na całe szczęście wciąż pozostaje daniem numer jeden – serwowanym z niezwykłą punktualnością, starannością i świadomością, że publika niejedno wcześniej widziała i słyszała. Chce nowości, ale i klasyki, czegoś do tańca, czegoś do kontemplacji, ludowości, miejskości, eksperymentu i hiciorów, chce przeżyć podróż sentymentalną, ale i tę w nieznane. Nie da się wszystkim zadowolić każdego, w przypadku wielu koncertów opinie członków redakcji są skrajnie różne, ale sądzę, że chyba każdy z nas znalazł na OFFie coś dla siebie. Przybyliśmy, posłuchaliśmy, no to teraz napiszemy, jak było. (Piotr Szwed)

Screenagers.pl (8 sierpnia 2014)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: 4deep8wiadomo16kto
[13 sierpnia 2014]
ale miłosza to wy nie szkalujcie! ಠ___ಠ
Gość: kidej
[13 sierpnia 2014]
+Deafheaven chyba samo postawilo bardziej na blast niz 'szugejzik' na offowym koncercie
Gość: JP
[12 sierpnia 2014]
Problem z Deafheaven jest taki, że nie do końca ich kupuję i mam wrażenie, że grający na tej samej scenie Thaw wypadł po prostu lepiej. Ogólna refleksja jest taka, że Polska wielokrotnie wypadała lepiej niż reszta świata i poziom koncertów rodzimych wykonawców predestynował ich do gry o poważniejszych porach. Tribute to Jerzy Milian, Rojek, Król, Jerz Igor, Kapela Brodów, Noon, Stefan Wesołowski...Każdy z tych koncertów był na dobrym poziomie czego o występach takich wykonawców jak Hookworms, Perfume Genius czy Lyla Fot nie mogę powiedzieć.
Gość: popek
[12 sierpnia 2014]
na deafheaven dużo chodziłem żeby zobaczyć czy gdziekolwiek brzmi to dobrze i o ile pod sceną było nieco lepiej, to wciąż pozostawiało wiele do życzenia (ale może to dlatego że chciałem szugejzik, a dostałem głównie wokal+blasty). clipping brzmiało ok, chociaż w porównaniu z unsoundem dużo mniej świszczących dźwięków z górnych rejestrów a więcej basu, ale myślę, że to po prostu oni zmienili swoje brzmienie. na eksperymentalnej głównie gitarki brzmiały źle
Gość: JP
[12 sierpnia 2014]
Fakt. Clipping. IMO pod każdym względem lepiej niż na Unsoundzie.
Gość: kaczorowska nzlg
[12 sierpnia 2014]
byłam na kilku utworach deafheaven w połowie tłumu i brzmiało to całkiem przejrzyście, szczególnie gitary, może faktycznie kwestia miejsca. na eksperymentalnej np. świetnie brzmiało clipping, nie zlewało się w jedną masę, a mogło.
Gość: JP
[12 sierpnia 2014]
Ale to na maksa zależy od miejsca. Na Deafheaven nie było problemu z usłyszeniem riffów i solówek. B&S i Jonathan Wilson też brzmiały ekstra. Gorzej ze Slowdive, gdzie wokale często ginęły pod innymi instrumentami. IMO były spore różnice w nagłośnieniu różnych koncertów na tych samych scenach.
Gość: popek
[12 sierpnia 2014]
właśnie eksperymentalna była słabo nagłośniona, pan dźwiękowiec naczytał się chyba Estrady i Dźwięku i nagłaśniał docelowo głośne koncerty (np. kaseciarz) jakby grał tam jakiś indie-popowy zespół - cichutko, niby całkiem selektywnie ale jednak nie, bo gitar to tam nie było za wiele. Jedynie scena trójki w solidnym napierdolu dawała radę. Scena mbanku to w ogóle jakaś kaszana, słychać było jedynie perkusję i wokal (co totalnie położyło takie deafheaven)
Gość: freemiłosz
[12 sierpnia 2014]
[*]
Gość: stroszek
[11 sierpnia 2014]
Miłoszu Cirocki, pisz dalej po swojemu, you've got style
Gość: kaczorowska nzlg
[11 sierpnia 2014]
słuszna uwaga, jednak mam z tyłu głowy to, że jednak muszą pogodzić własny interes (różnorodność programu) ze spełnieniem warunków do dostania dotacji, myślę, że tym razem wypracowali znośny kompromis
Gość: 50
[11 sierpnia 2014]
Miłoszu Cirocki nie pisz
Gość: Mikołaj Katafiasz
[11 sierpnia 2014]
Zupełnie nie zgadzam się ze zdaniem o dotacji na Kolberga. Jedna, jedyna Kapela Brodów (kapitalny zresztą koncert) miała cokolwiek wspólnego z jego faktycznym dorobkiem. Jeśli kluczem miała być etnologia jako taka, to niczym się to od wspomnianego Fennesza-Chopina nie różni.
Jakkolwiek widać było, że Offowa publika łaknie folku i łyka go bezkrytycznie (trochę casus Souleymana), tak wielka szkoda, że nie postawiono na polską muzykę ludową w pełni. Po koncercie Samych (słabych) Suk pozostał jedynie absmack wrażeniem, że intencją jest offowego słuchacza naprzód oswoić, nim poda mu się polski folk w czystej postaci. Że nie tędy droga pokazałą później wspomniana Kapela Brodów, choć podobnie sprawy miały się w tym roku z jazzem.
Cóż, jest przestrzeń na rehabilitację.
Gość: k
[10 sierpnia 2014]
:)
Gość: miłosz c
[10 sierpnia 2014]
harsh
Gość: ghb gamma
[10 sierpnia 2014]
mam także idee żeby Miłosz Cirocki został pismakiem Bravo Girl a nie serwisu który próbuje od ponad dekady być poczytnym i opiniotwórczym serwisem o muzyce; jego siedemnastoletnie w duchu i na piśmie sfrustrowane wypociny to krzywda i wstyd dla reszty ekipy Screenagers. Taka recenzja Slowdive przebija bęką wszystko co napisał Buda i Gulda jednocześnie (no dobra przesadziłem, jescze młodzieniec się podnieci że coś znaczy).
Gość: JP
[10 sierpnia 2014]
W namocie Trójki był różnie (Król b. dobrze; Perfume Genius średnio). Największym problemem były głośne próby dźwięku na leśnej (zagłuszany Jerz Igor).
Gość: Andrzej
[10 sierpnia 2014]
"Wydaje mi się, że w końcu OFF wziął sobie do serca narzekania na akustykę" - przepraszam czy ktokolwiek był na jakimkolwiek koncercie w namiocie Trójki w tym roku?

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także