Off Festival 2013

Off Festival 2013: wstęp

Off Festival 2013 - Off Festival 2013: wstęp 1

Każdy Off spełnia w moim przypadku funkcję dydaktyczną. Co roku staram się zaznajomić z twórczością nieznanych mi wykonawców, a w odbiór koncertów angażować wszystkie zmysły, mówiąc krótko: dostrzegać i być blisko. Tegoroczną edycję zapamiętam jako bezprecedensową pod względem frekwencji – nic mi nie wiadomo o tym, by wyciekły już jakieś oficjalne statystyki (choć doszły mnie słuchy, że wszystkie karnety wyprzedano; nie zdawałam sobie sprawy, że to w ogóle możliwe), ale obecność tłumów niejednokrotnie dała mi się we znaki. Przede wszystkim na koncercie Bohren & der Club of Gore (namiot wypełniony po brzegi), którego wiele osób słuchało na zewnątrz w pozycji (pół)leżącej, co w kontekście samego występu mijało się z celem. Z uwagi na mój wzrost i posturę nie mogłam wziąć udziału w afektywnym biegu dookoła namiotu na koncercie Fucked Up – o tym, że miał on miejsce, wiem w zasadzie z reakcji otaczających mnie ludzi, śledzących wzrokiem postać wokalisty. Na Goat ustawiłam się tuż za linią demarkacyjną, wyznaczoną przez zahipnotyzowany scenicznymi wizualizacjami tłum; z perspektywy czasu trudno mi nawet powiedzieć, czy sunące po ekranie plamy miały być czymkolwiek więcej ponad to, co zapamiętałam. Na występie Julii Holter udało mi się przepchnąć pod scenę, co przypłaciłam towarzystwem małego, acz głośnego i rozchichotanego klubu przyjaciół piwa.

Nie chcę obwiniać otoczenia za moje ustawiczne spóźnienia na koncerty, za brak siły przebicia czy za wynikające z tego ostatniego nienasycenie. Z drugiej strony fakt faktem, że w co węższych alejkach terenu festiwalowego tworzyły się korki przypominające pochód lub procesję. Tym bardziej należy pogratulować pokory współuczestnikom. Niemniej nie ulega dla mnie wątpliwości, że Dolina Trzech Stawów więcej ludzi już nie pomieści i nie miałabym nic przeciwko, gdyby od przyszłego roku pula karnetów miała zostać zmniejszona.

Narzekania ciąg dalszy: ceny w strefie gastronomicznej były w tym roku tak wysokie, że mogłam sobie pozwolić na jeden posiłek dziennie (17,5 zł za naleśnik to chyba najbardziej lekkomyślny wydatek w moim życiu). Absurdem było też dla mnie ograniczenie ilości wnoszonej wody – przy ponad trzydziestostopniowych upałach półlitrowa butelka może zaspokoić pragnienie co najwyżej na czas jednego koncertu. Ci, którzy nocowali pod namiotem, prawdopodobnie doświadczyli też oczekiwania na… wypuszczenie z terenu pola namiotowego:

- Jeszcze siedem minut – powiedział mi i mojemu bratu człowiek z ochrony.

- Dlaczego tych ludzi to w ogóle nie dziwi? – zapytał retorycznie mój brat, rozejrzawszy się wokół.

Z drugiej strony zapamiętam tę edycję Offa jako festiwal rozmaitości, w jak najlepszym tego słowa znaczeniu. No, można by jeszcze poprawić nagłośnienie na głównej scenie. I zadbać o to, by próba dźwięku w namiocie nie zagłuszała koncertu na scenie obok. By żyło się lepiej. (Ania Szudek)

W tym roku stwierdziłam, że podejdę do OFFa zupełnie inaczej niż przez ostatnie trzy lata, przez które robiłam relacje mające na celu zrecenzowanie całego line-upu. Takie nastawienie jest dobre na kuratorskie wydarzenia typu Unsound, Plateaux, Atonal czy CTM. OFF to plenerowy, „rockowy" festiwal w którym chodzi o emocje a nie zapoznanie się z masą zmieniającej optykę muzyki (przynajmniej z perspektywy kogoś kto śledzi nowości). Tak też dlatego pojechałam na pole namiotowe kisić się we własnym pocie i kolejkach do prysznica, nie jadłam na mieście, tylko pod gołym niebem to co upolowałam w pobliskim supermarkecie lub strefie gastronomicznej. Dzięki temu mogę powiedzieć, że uczestniczyłam w festiwalu w pełni.

Oczekiwania miałam tylko wobec wykonawców których słucham z przyjemnością na co dzień lub mam ogromny sentyment do ich twórczości. I mimo, że było ich całkiem sporo to nikt mnie tak ewidentnie nie rozczarował. Bohaterowie nastoletniej sypialni, tacy jak MBV, nimi pozostali. Innych muzyków widziałam na żywo bardziej przez przypadek albo z ciekawości. Do niewielu rzeczy które mi się nie podobały należą przede wszystkim inwazyjne reklamy sponsorów. Rozumiem obecność wszelkich „stref Converse", ale kaowiec namiotu PGE mógłby nie zagłuszać koncertu Julii Holter, tym którzy chcą go słuchać siedząc na trawie, a pawilon T-Mobile na polu nie dawał spać wyczerpanym po koncertach organizując konkurs "Jaka to melodia" do bladego świtu. Kolejny raz, i będę mówić o tym bez przerwy dopóki się to nie zmieni, bo tyle mogę zrobić, ubolewam nad traktowaniem po macoszemu rodzimych muzyków. Ogromne dotacje od miasta Katowice oraz od wspomnianych sponsorów, których loga atakują festiwalowiczów na okrągło przez 4 dni, zamiast iść na promocję dobrze zapowiadających się karier rodzimych twórców gotowych występować za przysłowiową miskę zupy, zaspokajają ego Billiego Corgana i Kevina Shieldsa. A wystarczyłoby przecież w miejsce dwóch konwencjonalnych indie zespołów w tym samym czasie (np. sekwencja Uncle Acid i Mikal Cronin czy Dope Body i Woods) by jeden z wykonawców był którymś z tych Polaków, którzy w dużych miastach gromadzą pełne kluby, a na OFFie o 15:30 grają przy w większości wypełnionych namiotach. Jeśli tylu ludzi chce ich słuchać, nawet w pełnym słońcu, to dlaczego nie dać szansy tej muzyce by zdobyła nowych fanów? Na szczęście fotograf Pitchforka skądś sam wiedział na jakie koncerty lokalnych wykonawców trzeba pójść i nie chodzi mi bynajmniej o (w pełni zasłużenie) Zbigniewa Wodeckiego z Mitch&Mitch. Tyle z narzekania, o kilku występach rozpisałam się szerzej poniżej, o innych nie, bo podzielam opinie współredaktorów, a mamy już 20 stron tej relacji. (Andżelika Kaczorowska)

Upał i niezal, niezal i upał, off - jak gorąco. Nisza, festiwal, słońce i las. Biedronki, żabki, Fritz-Kola, Converse, T-Mobile. Kapitał krąży, szukając choćby najmniejszej przestrzeni, a ta, jak mogłaby sugerować analiza słowotwórcza, kapituluje (a eufemistycznie mówiąc, idzie na kompromis). Doświadczamy tego na Off Festivalu w coraz większym stopniu, nie tylko na terenie miasteczka festiwalowego, ale i na polu namiotowym (vide: wspomniana przez Andżelikę „Jaka to melodia”). Ale przecież zostaje nam jeszcze nieskolonizowana muzyka (choć moje dystopijne zapędy kreślą mi w wyobraźni mroczną wizję koncertów przerywanych reklamowym dżinglem rodem ze Spotify) – sens, esencja, innymi słowy - powód dla którego wszyscy tam się spotkaliśmy. (Rafał Krause)

Po trzecim OFFie z rzędu uświadomiłem sobie (taki okres w życiu!), jak bardzo bywam pochopny, niesprawiedliwy w swoich ocenach, sądach. Czasem koncert - bezpośrednie zetknięcie się z artystami potrafi zweryfikować ich notowania w moich oczach. Kiedy wracam później do ich twórczości potrafię spojrzeć na nią z zupełnie innej, świeżej perspektywy. I mam wrażenie, że często gubi nam się taki bardzo ludzki wymiar muzyki.

Wszystko ma swoją cenę - za offowe gwiazdy musimy płacić coraz więcej. Jeżeli nie w postaci wyższych cen karnetów, to musimy godzić się na wszystkie strefy converse’a i wysokie stężenie mBanku na każdy metr kwadratowy dostępnej powierzchni. Hajs musi się zgadzać, to oczywiste.

Troszkę żenująco wypadła jednak kwestia wciskania kart płatniczych za 50zł („nie mogę sprzedać panu kuponów za więcej niż 47,50, nie mogę doładować też tej karty, nie ma wpłatomatu na terenie festiwalu” / „ale ja i tak przecież pójdę do okienka obok i jeszcze raz je kupię”), które powodowały komplikacje w strefie gastronomicznej: wieszały się terminale, dłuższy czas płatności powodował jeszcze większe kolejki.

A strefa gastronomiczna jest coraz lepsza pod względem serwowanych dań, choć w tym roku stosunek ceny do jakości i ilości nie był dosyć atrakcyjny, mówiąc delikatnie. Za taką samą cenę, w centrum Katowic jedliśmy ze znajomymi doskonałe obiady w dobrych restauracjach (Len Arte, Casa 21).

Pozdrowienia dla strażaków obsługujących hydrant! (Sebastian Niemczyk)

Screenagers.pl (9 sierpnia 2013)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: pand
[25 sierpnia 2013]
dope body zespołem indie? O_o?
Gość: Lukas
[12 sierpnia 2013]
Faktycznie, pomijając drobiazgi, udało Wam się zrobić w porządku, bezspinkową, "po ludzku" relację.
Gość: k
[10 sierpnia 2013]
ale serio, zaczęcie relacji screenagers od wariacji na temat nieśmiertelnego "yyy przyjedzamy na offa glownie poznawac" ?
Gość: tele morele
[10 sierpnia 2013]
tm - co za konstruktywny komentarz. beka z ciebie
Gość: tm
[10 sierpnia 2013]
Ania Szudek - co za bzdury!
Gość: f+
[9 sierpnia 2013]
Jak tu się je i pije, to strefa może skoczyć
https://pl-pl.facebook.com/pages/MAD-MICK/117818568291264
i można się skupiać na koncertach

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także