Heineken Open’er Festival 2012

Dzień trzeci

Heineken Open’er Festival 2012 - Dzień trzeci 1

Wspominając trzeci dzień Open’erowych swawoli, odnoszę wrażenie, że line–up został podporządkowany rytmowi pogody, a Mikołaj Ziółkowski okazał się muzycznym meteorologiem. Bon Iver i Jamie Woon oraz świetlisty krzyż duetu Justice wpadli do szklanki mgły jak śliwka w kompot, stając się nieodłącznym składnikiem aury. Z kolei dzień trzeci zdominowały ciepłe podmuchy powietrza, które przełożyły się na propozycje koncertowe. Na pierwszy ogień poszedł klasyk chillwave’u – Toro y Moi. Generowane leniwe dźwięki nieśpiesznie przemykały się po przestrzeni namiotu, pozostając obojętnym równie rozleniwionym wrażeniom. Zabrakło leżaków i suchego jak wiór podłoża, które mogłoby je ewentualnie zastąpić. Może z tej perspektywy muzyka Chaza Bundicka nabrałaby soczystego kształtu, zamiast przypominać fatamorganę, która szybko rozwieje się w pamięci.

Heineken Open’er Festival 2012 - Dzień trzeci 2

Kontynuując podjętą tematykę meteorologiczną – całe ciepło skumulowane podczas słonecznego dnia zostało oddane Kasi Nosowskiej, która jak zwykle zauroczyła publiczność szczerością nieśmiałości. Wydawałoby się, że wszyscy znają ją na wylot, przeczuwając każdy gest i artykulację kolejnych dźwięków. A ona wciąż zaskakuje eksperymentami i rzucanymi sobie wyzwaniami: raz mierząc się z kultowymi utworami pisanymi przez Agnieszkę Osiecką, drugi raz biorąc na warsztat piękny kawałek „Let’s Dance” w oryginalnym wykonaniu Davida Bowiego, który nie tak dawno do łask przywrócił M. Ward.

Heineken Open’er Festival 2012 - Dzień trzeci 3

Jedna z najbardziej skrytych polskich wokalistek, która przez kilkanaście lat kariery muzycznej nie straciła na popularności, w czasie koncertów każdorazowo próbuje zniknąć, zasłaniając się czym tylko może: zaciemnioną sceną, tkaninami stanowiącymi podłoże dla przestrzennych wizualizacji, wystawiając na pierwszy plan swój głos, niosący wszystko to, co ukrywa i przed czym próbuje się ukryć Nosowska. Trzonem koncertu był ostatni album „8”, najbardziej złożony kompozycyjnie i dojrzały. Takich spotkań nigdy za wiele.

Heineken Open’er Festival 2012 - Dzień trzeci 4

Choć organizatorzy popisali się dużymi zdolnościami przeplatania warunków atmosferycznych z warunkami odbioru zawiedli, jeśli chodzi o przewidywalność temperamentu i upodobań uczestników. Koncert zespołu M83 odbył się w namiocie, rozciągając tłum daleko poza scenę. Podobny manewr logistyczny udał się, lecz 3 lata temu, gdy muzycy nie byli aż tak znani wśród polskiej publiczności. Wbrew tytułowi ich ostatniego albumu „Hurry Up, We’re Dreaming” – koncert miał dwudziestominutową obsuwę, co w napiętym harmonogramie festiwalowym przelicza się trzykrotnie. Warto jednak było podreptać w miejscu, aby szybko oddać się porywającym kompozycjom. Popularność „Saturdays=Youth” sprawiła, że w piątkowy wieczór wszyscy, niezależnie od wieku, identyfikowali się z energią tłoczącą się w namiocie. Nieprzypadkowo mówi się o hymnach festiwalu, muzycznych pewniakach, które odnoszą 100% skuteczność w konfrontacji artysta – publiczność. Przebojowy klimat potężnego brzmienia spokojnie może plasować występ w trójce najlepszych koncertów całego festiwalu.

Heineken Open’er Festival 2012 - Dzień trzeci 5
Heineken Open’er Festival 2012 - Dzień trzeci 6
Heineken Open’er Festival 2012 - Dzień trzeci 7
Heineken Open’er Festival 2012 - Dzień trzeci 8
Karina Forjasz (13 lipca 2012)

Heineken Open’er Festival 2012:

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: kidej
[14 lipca 2012]
Swoja droga, od samego poczatku "Can't stop feeling" w tle przewijalo sie to arpeggio z "I feel love", i musze sobie przypomniec wersje plytowa, zeby skumac, czy to od samego poczatku byl hold, czy dopiero na tej trasie to wymyslili.
Gość: kidej
[14 lipca 2012]
@roof:

To ja bylem drugim spiewajacym!
Gość: roof
[14 lipca 2012]
@kidej
nie, nie było
setlista jakby co: http://www.setlist.fm/setlist/franz-ferdinand/2012/lotnisko-gdynia-kosakowo-gdynia-poland-4bdf4f9a.html
połączenie can't stop feeling z i feel love mistrzowskie, jako jeden z niewielu śpiewałem donnę :p
Gość: kidej
[14 lipca 2012]
@roof

Skoro byles do konca, to moze chociaz Ty mi powiesz, czy bylo Darts of pleasure? :)
Gość: ten tego
[13 lipca 2012]
nie żeby coś ten tego, ale wcięło Wam akapity z koncertów Bloc Party i Franz Ferdinand
Gość: roof
[13 lipca 2012]
bałagan był jeszcze większy biorąc pod uwagę to, że mieli zacząć o 23.30, a zaczęli 10 minut wcześniej. załapałem się ledwo na połowę wracając z franzów - którzy, racja kidejowi, koncert sprawili rewelacyjny.
ale trzeci dzień i tak wygrała dla mnie julia marcell - koncertowa miazga
Gość: kidej
[13 lipca 2012]
To, ze nie zdazyli poprawic ksiazeczek, to nadal jest balagan informacyjny. ;)
Gość: kasia
[13 lipca 2012]
m83 miał grać planowo o 23.30. Było oficjalne info, nie zdążyli książeczek poprawić.
Gość: kidej
[13 lipca 2012]
Az tak zle z tym nie bylo, ja widzialem cale New Order i potem 50 minut Orbitala, cale M83, a wczesniej 40 minut Franza (a moglem wiecej gdyby nie ten balagan informacyjny). Profesjonalizm byl pozno, ale czasem warto wlac w siebie energizera, spiac sie i dotrzec. ;)
Gość: Karina
[13 lipca 2012]
żałuję, żałuję, ale ciężko o teleportację. tym bardziej w kaloszach. dzięki za uwagi.
Gość: kidej
[13 lipca 2012]
"Popularność „Saturdays=Youth” sprawiła, że w piątkowy wieczór wszyscy, niezależnie od wieku, identyfikowali się z energią tłoczącą się w namiocie. "

To chyba jednak bardziej popularnosc "Midnight city" i ostatniej plyty, co bylo widac po setliscie (tylko dwa fragmenty "Saturdays").

Z kolei Bundick na koncercie byl duzo bardziej funkowy niz chillwave'owy. Zreszta na ostatniej plycie tez tak jest, wiec nie trzeba go juz tak uparcie tak prosto klasyfikowac..

Szkoda, ze autorka nie byla na Franzu Ferdinandzie (podobnie zreszta jak na Orbitalu i Profesjonalizmie - czolowka festiwalu).

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także