Polskie Piosenki Wszech Czasów
110–101
110. Alibabki – Szary kolor twoich oczu
[muz: S. Krajewski; sł: K. Dzikowski; 1969]„Szary kolor twoich oczu” zaczyna się tajemniczo: kilkusekundowymi flecikami niczym z japońskich gier fantasy, ale to pozory. Szybko do akcji wkraczają śliczna melodia skomponowana przez Seweryna Krajewskiego i chóry brzmiące jak żeńska wersja The Beach Boys oraz liryczna historia, w której przechodzimy przez kolejne pory roku. Wiosenne korzenie, letnia jarzębina, jesienne liście i szron w zimie tak naprawdę się nie liczą, bo ukochane oczy ciągle są szare. Czy to jest piosenka o śmierci najbliższej osoby? Trudno to rozsądzić, ale jeśli tak, to jedna z najpiękniejszych. (Kamil J. Bałuk)
109. Ścianka – The Iris Sleeps Under The Snow
[muz i sł: M. Cieślak; 2001]Najbardziej singlowy numer z jak do tej pory najważniejszej niesinglowej polskiej płyty XXI wieku. „Dni wiatru” wyznaczyły zupełnie nową jakość w polskim popie, zaszczepiły sympatię do muzyki z naszego podwórka u purystycznych fanów dopieszczonego, zagranicznego brzmienia i odświeżyły rocka, wymykając się klasyfikacjom i nie mieszcząc w gatunkowych szufladach. A wśród muzycznych nieoczywistości drugiego albumu Macieja Cieślaka i spółki, gdzieś w połowie drogi wykiełkował samotny kwiatek. Najłatwiejszy (choć nie oznacza to, że łatwy) do odczytania utwór z tego krążka to cudowne ucieleśnienie delikatności i liryzmu. Jeśli Wasz autobus nigdy się tu nie zatrzymał, to teraz w końcu powinien. (Paweł Szygendowski)
108. Formacya Nieżywych Schabuf – Klub wesołego szampana
[muz: Formacya Nieżywych Schabuf; sł: W. Płocharski; 1988]Chyba największy hit Schabuf z ich złotego, kabaretowego okresu i przy okazji numer, którego geneza jest równie pokrętna i niepoważna, jak on sam. Za muzykę odpowiada rzecz jasna kapelka z Częstochowy, za głos żeński aktorka (Małgorzata Pieńkowska) z Wrocławia, a jedyny w swoim rodzaju tekst napisał na kolanie przyszły dziennikarz i w ogóle człowiek renesansu, Wojciech Płocharski, w mokotowskim barze Bolek. Jak strasznie od tego czasu zdegenerował się tak zwany humor studencki! (Łukasz Błaszczyk)
107. Hey – List
[muz: J. Chrzanowski; sł: K. Nosowska; 1995]W 1995 roku Hey był jednym z najpopularniejszych zespołów w Polsce. Wyprzedawał hale koncertowe, a w głowach decydentów z wytwórni płytowej Izabelin Studio migotała wizja kariery zagranicznej. „Pozwoliłam sobie zajść w ciążę. I zaprzepaściłam szanse zespołu na wysadzanie nosa poza granice kraju” – śmieje się po latach Katarzyna Nosowska. Dziś te marzenia o międzynarodowym sukcesie wydają się zabawną naiwnością, ale w połowie lat 90. branża muzyczna przeżywała okres największego prosperity i nikt nawet podejrzewał, że nie tylko nie ma szans na podbój Zachodu, ale już za kilka lat skończą się profity w kraju, a młode zespoły rockowe będą mogły tylko śnić o utrzymywaniu się z muzyki. W 1995 roku Hey wchodził w swoją dojrzalszą fazę – grunge’owo-rockowe, stadionowe hymny powoli zastępowane były przez spokojniejsze brzmienie i ballady. „List” jawi się po latach wypadkową starego i nowego Heya: antyprzebojowość zwrotek z zaledwie migocącym podkładem muzycznym równoważona dobrze znanym chwytliwym refrenem, przeżartym niepowtarzalną chrypą Nosowskiej. „List” w żaden sposób nie korelował z britpopowym szaleństwem ogarniającym Wielką Brytanię, był pogrobowcem grunge’u i antytezą ówczesnych trendów. Co ciekawe, w przyszłości Hey miał być jednym z nielicznych zespołów ze starej gwardii, który trzyma rękę na pulsie i orientuje się w tendencjach w muzyce niezależnej. Z perspektywy czasu widać jednak, że Hey miał coś znacznie, znacznie ważniejszego – ponadczasową charyzmę Nosowskiej i wybitne teksty, które wciąż przeszywają na wskroś, mimo że mamy już kilka lat więcej na karku. (Marta Słomka)
106. Piasek – Jeszcze bliżej
[muz: T. Banaś; sł: A. Piaseczny; 1998]Ludzi należy podzielić na dwie grupy: fanów „Jeszcze bliżej” i entuzjastów „Mocniej”. Są oczywiście tacy, którzy nie opowiadają się za żadną ze stron, ale nawet nie biorę ich tutaj pod uwagę – sami są sobie winni! Dla mnie disco-funkowy groove zwrotki i niesamowicie zgrabne przejście z refrenu do zwrotki następnej wyklucza jakiekolwiek spory o wyższość bliżej nad mocniej. Właśnie to przejście zmywa po sobie chwilowy niesmak spowodowany trochę rozczarowującym refrenem, który zamiast uderzyć jeszcze mocniej, rozchodzi się po kościach, a melodią przypomina „What A Feeling”. Ciekawostka – w tle można usłyszeć tłumy klubowiczów czekających na set DJ-a, które od razu wysyłają mnie o parę lat w przód do Pezeta i Noona z ich „A mieliśmy być poważni”. Chociaż reszta redakcji ma co do tego wątpliwości: bliżej > mocniej, przede wszystkim dlatego, że „Bliżej” brakuje większej mocy w refrenie, a „Mocniej” tylko refrenem może się pochwalić. (Mateusz Błaszczyk)
105. Czerwone Gitary – Kwiaty we włosach
[muz: K. Klenczon; sł: J.Krynicz; 1968]Z najbardziej przebojowej płyty Czerwonych Gitar wybraliśmy „Kwiaty we włosach”. Przede wszystkim ze względu na... potencjał przebojowy. Utwór spełniający wszystkie wymagania szlagieru pozostaje nie tylko jednym z najbardziej rozpoznawalnych fragmentów „trójki”, ale i całej twórczości zespołu. Chociaż w tym miejscu równie dobrze mogłoby się znaleźć „Gdy kiedyś znów zawołam cię” lub kompozycje Seweryna Krajewskiego, wydaje się, że w piosence lirycznie nawiązującej do „San Francisco” Scotta McKenzie, Czerwone Gitary prezentują definicję hitu w najczystszej formie: wpadającą w ucho, acz niebanalną, gitarową melodię, skorelowaną z nią perkusję i podkreślającą nostalgiczny nastrój całości, aranżację wokalu. Absolutnie nie dziwi, że album, z którego pochodzi utwór sprzedał się w zawrotnej jak na tamte czasy liczbie ponad 300 000 egzemplarzy. (Witek Wierzchowski)
104. Maanam – Lucciola
[muz: M. Jackowski; sł: O. Jackowska; 1984]Przebój to czy anty-przebój, manifest czy kpina? „Lucciola” zestawia hook z monotonią, zaraźliwy riff gitary z chłodem jarocińskiej fali, magnetyczną osobowość Kory z wypranym z uczucia brzmieniem. A to właśnie na takich opozycjach zasadza się istota new-popu. Wprawdzie po estetykę hitu Maanam sięgnął kilka lat później niż brytyjscy koledzy z przedziałki gatunkowej „post-punk”, ale doświadczenie polskiego zespołu ukształtowało nie MTV, lecz „groźny pan w ciemnych okularach”, który na ekranach odbiorników telewizyjnych zastąpił Teleranek. Nic dziwnego, że Lucciola wołała poprzez wiatr, zamiast nieść się radośnie na falach eteru. A może dzięki temu woła do dzisiaj? (Paweł Sajewicz)
103. Bajm – Dwa serca, dwa smutki
[muz: J. Kozidrak; sł: B. Kozidrak; 1986]Bajm niemal w pierwszej setce? Czeka Was pewnie jeszcze kilka podobnych zwrotów akcji, a pierwszy z nich już o pozycję wyżej (pozdrawiamy Andrzeja). Ale popu się nie brzydzimy. Szczególnie takiego, który odrabiał przysłowiowe lekcje. Bo wczesny Bajm czerpał nieco z ambitniejszych rockowych nurtów, a w wypadku „Dwa serca, dwa smutki” mamy do czynienia z nauką na synth-popie i new romantic, jakby wprost z ówczesnej zagranicy. Zespół, mimo barier komunizmu, sporo podróżował i paradoksalnie mógł częściej mieć do czynienia z zagranicznymi artystami, niż dziś, zatopiony w polskim showbiznesie i słodkim koktajlu z tantiem. Bajm to dwa okresy – kompozycje Jarosława Kozidraka („Nie ma wody na pustyni”, „Józek...”, „Piechotą do lata”) i reszta, czyli wszystko po 1986 roku. I ten symboliczny podział jest bardzo dobrze widoczny w tej piosence, przerobionej po dwudziestu latach na poprockowy, nieco przekrzyczany kleik. Grupa wyparła z dorobku pierwszą, poruszającą swoimi szmerami, pogłosami i echem, wersję tego utworu. I dobrze, bo należała ona do nieco innego zespołu. (Kamil J. Bałuk)
102. Piasek – Mocniej
[muz: Kayah ; sł: A. Piaseczny; 1998]Gdyby refren „Mocniej” miał zwrotki „Bliżej”, mógłby ostro namieszać w pierwszej setce naszego zestawienia. Ale i tak pozostaje okrętem flagowym domu producenckiego Kayax i kamieniem milowym w karierze Piaska, który w ten równie ujmujący, co kiczowaty sposób miał odwagę odkryć dla Polski męskie r&b. A skoro już o odwadze mowa, to ciekaw jestem czy w tych kilku dziwacznych linijkach faktycznie skrywa się coming out polskiego George’a Michaela... (Łukasz Błaszczyk)
101. Reni Jusis – Jakby przez sen
[muz: M. Przytuła, R. Jusis; sł: R. Jusis; 2001]Samo zastosowanie start-stopów i delaya starczyłoby do rozpoznania, że mamy do czynienia z dziełem genialnym. A co się dzieje poza tym, również w sferze interpretacji tekstu (ewidentnie adresowanego do niejakiego Yaro)... Zimno mi. (Michał Hoffmann)
Komentarze
[15 marca 2016]
[30 maja 2012]
[29 maja 2012]
[29 maja 2012]
Że co? Jak można w ogóle umieszczać ''dni wiatru'' i ''pop'' w jednym zdaniu? wtf?
[29 maja 2012]
[29 maja 2012]
[29 maja 2012]
[29 maja 2012]
[29 maja 2012]
[29 maja 2012]
[29 maja 2012]
dwa wielkie utwory ,ale faktycznie spleen lepszy. niż większość piosenek tutaj.
[29 maja 2012]
[29 maja 2012]