Najlepsze single roku 2011

Miejsca 30–21

Obrazek pozycja 30. Towa Tei feat. Miho Hatori – Teenage Mutants

30. Towa Tei feat. Miho Hatori – Teenage Mutants

Towa Tei reprezentuje specyficzny typ artystów, którzy raczej nie mają wielkich szans na nagranie wybitnego od początku do końca albumu, ale na krótkich, singlowych dystansach są w stanie zniszczyć każdego. Pochodzący z Jokohamy producent potwierdził to ubiegłorocznym wydawnictwem „Sunny”; płytą nierówną, w wielu miejscach ledwie szkicową i pozostawiającą z uczuciem dużego niedosytu – nawet jeśli jej konstrukcja stanowi część artystycznego zamysłu Japończyka. „Teenage Mutants”, ze swoimi czteroma minutami czystej treści, stanowi całkowitą przeciwwagę dla powyższego opisu. Mniej więcej tak brzmiałby duet Maxa Tundry i Karin Dreijer, gdyby oboje po nażarciu się halogrzybków postanowili wspólnie skomponować muzykę do nieistniejącej, epileptycznej kreskówki. A więc jednak w Japonii wciąż nagrywa się dobry pop – i to bez ucieczek w niestrawną dla mnie estetykę Perfume. (Bartosz Iwański)

Posłuchaj >>

Obrazek pozycja 29. The Diogenes Club – Green Eyes

29. The Diogenes Club – Green Eyes

Zeszłoroczny longplay Diogenes Club faktycznie mógł rozczarować, grzęznąc na wysokości 4-5 numeru we wtórności materiału, wyrazowej i formalnej monotonii. A przecież nic na to nie wskazywało, ani bardzo udane EP-ki, ani ten świetny opener. Na takiej mące mógł naprawdę wyrosnąć jeden z najlepszych albumów roku. Jednak po zapoznaniu się z całością płyty tym większe było rozczarowanie tych z nas, którzy spodziewali się po s/t poziomu „Versailles” i „979”. No ale nie o tym mowa, przecież mam wyjaśnić skąd na rocznej liście najlepszych singli znów znalazł się DC. Otóż „Green Eyes” zawiera w sobie to, co najbardziej sobie ceniliśmy w krótkogrających wydawnictwach duetu z Brighton: niebywale lekkie, zwiewne piosenkopisarstwo, śliczna melodyka wsparta w instrumentarium klasową reprezentacją barw z analogowych syntezatorów, które ostatnimi czasy cieszą się bardzo dużą popularnością. Nie jest to może „I Could Try To Explain”, ale i tak na poziom tego singla nie można narzekać. W końcu to najlepsza rzecz, jaką wydał wydał w tym roku ten przecież naprawdę dobry zespół. (Paweł Szygendowski)

Posłuchaj >>

Obrazek pozycja 28. Coreys – Lady In A White Dress

28. Coreys – Lady In A White Dress

Nie wiem, czy jest jeszcze sens się nimi interesować, bo ci sprinterzy chyba zwinęli interes zanim zdążyli załatwić sobie stoisko. Od dłuższego czasu wszelkie info, jakie da się wyszperać w necie, przynosi właściwie te same rezultaty. Coreys założyli konto na MySpace (dlaczego ludzie wciąż to robią?), wrzucili „Lady In A White Dress” na SoundCloud i pewnie poszli paść kozy w swojej meksykańskiej haciendzie. Po tragedii posejdona Diogenes Club cieszyłem się, że ktoś może ich zastąpić w tej mondeopopowej stylistyce, ale mija już rok od pojawienia się w necie pierwszego numeru Coreys i absolutnie nic nie zapowiada, że coś od nich jeszcze nas czeka. Być może ta estetyka jest na tyle męcząca dla twórców, że wypisują się z zabawy już na starcie. Jeśli tak się stanie, to szkoda, bo Coreys będą właśnie tą enigmatyczną pięknością w białej sukience, którą mijasz na ulicy i żałujesz, że na tym cała znajomość się kończy. Nie dowiesz się nigdy, skąd jest i czy to mogłaby być miłość twojego życia i, wreszcie, czy jednak nic by między wami nie było, bo na co dzień nosi panczo, w torebce ma zawsze „Alchemika”, a jej największą pasją jest jazda konna, bo konie są takie mądre i czułe. Nie wiem, czy to dobrze, sami sobie odpowiedzcie. (Mateusz Błaszczyk)

Posłuchaj >>

Obrazek pozycja 27. Class Actress – Keep You

27. Class Actress – Keep You

„Journal of Ardency” było kapitalną EP-ką eksplorującą rejony synth-popu i italo disco. Doskonale wyważoną, przebojową, ale pozostawiającą miłe nienasycenie. Album „Rapprocher” zasadniczo nie zmienił tej koncepcji. To wciąż przyjemne, klawiszowe granie, prowadzone przez ujmujący wokal Elizabeth Harper. Tym razem jest jednak ze znacznie większym rozmachem. Dominuje masywny, zbyt płaski, bo mocno skompresowany dźwięk. Zginęła gdzieś przyjemna, ciepła głębia. Zarzut? Prawdopodobnie, z drugiej strony mój ulubiony utwór na albumie, „Love Me Like You Used To”, jest wręcz popisem tej tendencji. Dlatego też może redakcyjne towarzystwo najmocniej ujął numer „Keep You”, balansujący na granicy hardego Juvelena i tej lekko nieśmiałej urody Class Actress, za którą tak polubiliśmy nowojorski tandem. Mnie „Keep You” też szalenie ujmuje, jak zresztą cały album. (Marta Słomka)

Posłuchaj >>

Obrazek pozycja 26. The Go! Team feat. Bethany Cosentino – Buy Nothing Day

26. The Go! Team feat. Bethany Cosentino – Buy Nothing Day

Kiedy w gronie redakcyjnym dyskutowaliśmy przed podsumowaniem roku o różnych utworach, naczelny dociekał, czy w drodze na offową piłkarską wymianę argumentów z Porcysem słuchaliśmy „Lazy Boy” w samochodzie. Tak. „Midnight City” również. Zastanawiał się, czy to tłumaczy moją formę z tamtego dnia. To dyskusyjna sprawa, ale ciągle upieram się, że mimo wszystko to nie była moja *optymalna* dyspozycja. Ale pozostawmy moje odczucia na boku – było jak było. Dobrze pamiętam, że w głowie odtwarzało mi się wtedy „Buy Nothing Day” – prosta, żywiołowa, bezpretensjonalna gitarowa piosenka w duchu Stone Roses. Spełniała wszystkie konieczne warunki – rozładowywała przedmeczowe napięcie, ale też motywowała, dawała energetycznego kopa po niedospanej nocy. Wieść gminna niesie, że Andres Iniesta zaprosił inspirujące go Kasabian na szalony dzień do Barcelony po tym, jak zgarnął Mistrzostwo Świata z reprezentacją Hiszpanii. Koleżanki i koledzy z The Go! Team, wpadacie do PL? Nie zapomnijcie o Bethany! (Sebastian Niemczyk)

Posłuchaj >>

Obrazek pozycja 25. Frank Ocean – Novocane

25. Frank Ocean – Novocane

Ocean, najlepiej ułożony członek paki Odd Future, ma niesłychaną zdolność operowania na poziomie prostych i szczerych (prosto-z-serca) środków wyrazu. Jego styl zasadza się na przewidywalnym zderzeniu ambientalnych teł z monotonnym beatem – tak w przypadku „Novocane”, jak innych, podpisanych przez niego singli: „I Miss You” (Beyonce) czy „Thinking About Forever” (Bridget Kelly). Ale nawet nie dźwiękowa asceza stanowi o pozycji Franka we współczesnym r’n’b. To jego zdolność do powściągnięcia ego, skrajnych emocji, w ogóle wszystkich tych gimmicków, które stanowią, że proste sprawy zaczynamy postrzegać jako grafomanię. I chociaż znaczeniowa sfera tej tutaj piosenki – młodo-polska drętwota, przygodny seks bez uczuć i całe to hedonistyczno-bumelanckie użalanie się nad zarzyganym sweterkiem (figura retoryczna) – sugeruje, że można porównać „Novocane” do „Marvin’s Room” Drake’a, to: nie można. Nie można, bo prostoduszność kompozycji prowadzi nieuchronnie do otrzeźwiającego bitch-slapa w finale teledysku. Jeśli Frank zarzuci gimnazjalne rozterki i skupi się na tym co wychodzi mu najlepiej – kompozycji – w przyszłym roku spotkamy się na dużo wyższym miejscu listy. (Paweł Sajewicz)

Posłuchaj >>

Obrazek pozycja 24. Neon Indian – Polish Girl

24. Neon Indian – Polish Girl

Kiedy „Polskie dziewczyny” szturmowały listę „Disco Relaksu” szesnaście lat temu, mało kto był chyba w stanie przewidzieć, że już w nowym wieku utwór ten doczeka się tak błyskotliwej interpretacji autorstwa jednego z luminarzy chillwave’u. Alan Palomo jeszcze raz poszedł w ślady Chaza Bundicka, który – jak wiemy – na „Underneath The Pine” wziął na warsztat osiągnięcia wczesnego Kombi i środkowej Prońko. „Syn popowej gwiazdy z Meksyku” wspiął się z kolei na najbardziej niezrozumianą z gałęzi drzewa genealogicznego polskiej fonografii, disco polo, dekonstruując dokumentnie wielki szlagier wiosny, lata i jesieni 1995, tytułowe nagranie z kasety sochaczewskiego tria Voyager. Śmiały wyczyn Palomo, którego głównym przejawem było zastąpienie nieśmiałych, tęsknych partii Mariusza Cierpikowskiego swoimi narkotycznymi wokalizami, spotkał się z ciepłym przyjęciem zarówno Pitchfork.com, jak i Disco-Polo.pl. Ten pierwszy porównał „Polish Girl” do brania kwasa na zapleczu GS-u i wskazywał na symboliczną, bardzo meta- zamianę liczby mnogiej na pojedynczą w tytule nowej wersji; drugi przytomnie dostrzegał, że wybór przerabianego tracku nie jest zaskoczeniem – wszak sam Toro Y Moi już wcześniej ujawnił znajomość hitu mazowieckiej formacji, ukrytym nawiązaniem do tego kadru teledysku na okładce singla „Leave Everywhere”. Tymczasem prace nad swoim drugim albumem rozpoczął Ernest Greene... (Kuba Ambrożewski)

Posłuchaj >>

Obrazek pozycja 23. Afro Kolektyw – Wiążę sobie krawat

23. Afro Kolektyw – Wiążę sobie krawat

Kurwa, jak ja nie lubię się tłumaczyć, kiedy nie ma z czego... Ano ja uważam, że jest. Poza tym Michał Hoffmann powinien wiedzieć lepiej. Nie dość, że do tego obliguje go rola frontmana, to jeszcze obrońcy starego Afro Kolektywu mają wszelkie prawo, by spodziewać się najgorszego po człowieku o tak kameleonicznych skłonnościach. Był już Hoffmann celującym w autodissach raperem, polskim Jimmy’m Deanem, szwedzkim producentem osiadłym w Warszawie, popularnym blogerem, recenzentem Screenagers, a od jakiegoś czasu redaktorem naczelnym Porcys. Widocznie było mu mało i wziął się za lifting macierzystej formacji. Przehandlował ideały sierpnia za kontrakt z majorsem i razem z resztą Afro Kolektywu stanął w szranki z Feelem i Video. Mnie się jednak wydaje, że to by było zbyt proste. Michał Hoffmann w obliczu zmian, jakie dokonały się ostatnimi czasy w obozie AK, jawi się raczej postacią tragiczną. Niczym kapitan William Bligh na Bounty stary dobry Afrojax stracił przywództwo na rzecz młodego wilczka i dawnego faworyta (Remek Zawadzki polskim Christianem Fletcherem). Zmienił się rozkład sił, zmienił się sposób zarządzania – Zawadzki wraz z Michałem Szturomskim i Rafałem Ptaszyńskim podzielili się kawałkami tortu, odpalając Hoffmannowi ochłapy. I mamy to, co mamy. Natomiast ja bym „Krawata” jednoznacznie nie potępiał, bo o ile mnie totalnie nie poniosło, to jest coś takiego w warstwie tekstowej tego kawałka, gdzieś pomiędzy wierszami, co wskazywałoby na podejmowane przez Afrojaxa rozpaczliwe próby nawiązania komunikacji ze starą wiarą AK, wołanie o pomoc. Nieodłączną częścią życia strach i ból / i chcę podkreślić to, waląc głową w stół . No właśnie, zastanówmy się chwilę, co też autor miał na myśli. (Łukasz Błaszczyk)

Posłuchaj >>

Obrazek pozycja 22. Inc. – Millionairess

22. Inc. – Millionairess

Sekcja dziadowska Screenagers reprazents! Ciekawych czasów dożyłem. Kiedyś takie granie było symbolem obrzydliwej komerchy, której nawet kijem nie wolno było dotykać, a dziś pałęta się toto po serwisach mniej lub bardziej indie. Bracia Aged najpierw skrócili, cokolwiek głupio, nazwę swojego projektu, a następnie EP-ką „3” odkurzyli najbardziej pościelowe rejony muzyki lat osiemdziesiątych z całym dobrodziejstwem inwentarza. Mamy więc tu obowiązkowy wtedy saksofon, generujący klimat smooth-jazzowy, tęskne syntezatorowe smyki, fortepiany i harfy plumkające w oddali. No i „gejowskie” falsety. Zdecydowanie warto dotrwać do drugiej połowy „Millionairess” dla tych kilku zmian akordów, które rozwalają początkowy temat w drobny mak, aby potem złożyć go z powrotem. Tytuł zobowiązuje, więc wyobraźcie sobie jakiś po japiszońsku urządzony penthouse i odpalcie wyimaginowane cygaro. Pomaga. (Paweł Gajda)

Posłuchaj >>

Obrazek pozycja 21. Vanbot – Lost Without You

21. Vanbot – Lost Without You

Panie redaktorze, jak ja lubię takie zabawy strukturą piosenki. Ester wyśpiewuje nam od razu obie zwrotki, zanim w ogóle wejdzie ten refren. Chociaż właściwie – który dokładnie fragment jest tu refrenem? Nieważne. Dziewczyna droczy się z nami i drażni budowanym napięciem, ale wszystko to zgodnie z zasadą „najlepsze zostaw na koniec”. Zatem, nie licząc wyciszonego mostka, połowę „Lost Without You” poświęca na przetwarzanie najładniejszego z kilku zaprezentowanych tu motywów melodycznych. Jest smutek, lekki patos i drama. Że niby „Dancing On My Own, Part 2”? Panie redaktorze, życzmy sobie więcej takich niemal-plagiatów, które przerastają o dwie głowy oryginał. Takich właśnie, jak nasz numer 21. (Paweł Gajda)

Posłuchaj >>

Screenagers.pl (16 stycznia 2012)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także