Najlepsze single roku 2009

Miejsca 21 – 30

Obrazek pozycja 30. The Clean – In The Dreamlife U Need A Rubber Soul

30. The Clean – In The Dreamlife U Need A Rubber Soul

Ten numer napisał George Harrison. Postawilibyście na to sporą sumę. Gdyby przy okazji jakiejś reedycji czy rocznicy wydano „In The Dreamlife U Need A Rubber Soul” jako „cudem odnaleziony utwór” zmarłego Beatlesa, piosenka wspięłaby się na szczyt list przebojów, podobnie jak to miało miejsce przy okazji premiery „Free As A Bird”. Autorstwo numeru należy jednak do nieco zapomnianej, nowozelandzkiej grupy, chociaż „In The Dreamlife U Need A Rubber Soul” jest właściwie bitelsowską piosenką, nie tylko ze względu na oczywistość tytułu. Na pewno skojarzycie partię gitary mocno i wprost nawiązującą do „While My Guitar Gently Weeps”, jednak gwarantuję, że po kilku powtórzeniach tej piosenki w odtwarzaczu zaczniecie szukać kopii „All Things Must Pass”. Prochy Harrisona rozsypano w Gangesie, może kolejny przystanek wędrówki Jego duszy to Wyspy Ptaków Kiwi? On po prostu „musiał” maczać palce w powstaniu tego utworu. (ww)

Posłuchaj >>

Obrazek pozycja 29. The Drums – Let’s Go Surfing

29. The Drums – Let’s Go Surfing

Zgadzamy się chyba wszyscy, że dobry popowy kawałek powinien być przede wszystkim uniwersalny. Spróbujmy więc znaleźć przynajmniej pięć zastosowań piosenki „Let’s Go Surfing”. 1) Zajęcia z rytmiki w przedszkolu: jest bit, jest bas i jest element wychowawczy – zanim pójdziesz surfować, spytaj mamy, czy możesz. 2) Kampania wyborcza Baracka Obamy: to chyba oczywiste? 3) Ścieżka dźwiękowa filmu o Smerfach: wystarczy zamienić mamę na papę i dać tytuł „Let’s Go Smurfing”. 4) Poranne playlisty wszystkich radiostacji na świecie: kto nie chciałby się budzić przy tak witalnej linii basu i wersach Wake up / It’s a beatiful morning. Na Boga, ta piosenka Boo Radleys pochodzi z 1995 roku... 5) Zapychacz listy singli roku: na 29. miejsce jak znalazł. (ka)

Posłuchaj >>

Obrazek pozycja 28. Frankmusik – Better Off As Two

28. Frankmusik – Better Off As Two

Frankmusik to żywa wizualizacja najgorszych cech H&M-owej kaszanki, jak zauważył Paweł Sajewicz sromotnie rozliczając debiut Franka z grzechów młodości. Jego szczęście – Franka nie Pawła, których łączy tylko wspólny rozmiar XS – polega jednak na tym, że już nigdy nie zabraknie mu pieniędzy na zakupy w H&M. Parkietowa wszechobecność „Better Off As Two” jest zrozumiała. Obawiam się jednak o Franka i jego zupełny brak zrozumienia zamieszania wokół własnej, wylansowanej osóbki – stawiam, że tantiemy z rotacji kawałka zainwestuje w kolejny krążek, chcąc choćby Pawłowi udowodnić, że mylił się w ocenie „Complete Me”. A nie mylił się – również przyznając „Better Off As Two” tytuł „jednego z najlepszych singli roku”. (ml)

Posłuchaj >>

Obrazek pozycja 27. Memory Cassette – Asleep At A Party

27. Memory Cassette – Asleep At A Party

Istnieją trzy sytuacje, kiedy spanie z otwartym jednym okiem jest na imprezie rzeczą wskazaną. Pierwsza z nich to ryzyko stania się ofiarą dowcipnisiów tylko czekających z flamastrami na chwilę waszej słabości. Bywa też, że zwyczajnie nie jesteśmy już w stanie brać udziału w zabawie, ale wokół dzieje się tyle, że zwyczajnie żal zasypiać. Można wreszcie leżeć ramię w ramię z piękną dziewczyną, a wtedy odwrócenie wzroku byłoby już niewybaczalną głupotą. W każdym razie, „Asleep At A Party”, jak mało która piosenka, potrafi skutecznie podtrzymać poimprezowy stan nienaturalnej tęsknoty i rozkojarzenia, będący w gruncie rzeczy czymś strasznie przyjemnym. Sam wybieram trzecią opcję. (bi)

Posłuchaj >>

Obrazek pozycja 26. Nicolay – Saturday Night

26. Nicolay – Saturday Night

Podobno piosenka opowiada o melanżu sobotniej nocy. Isn’t that cute? But it’s wrong! Śpiewająca Carlitta Durand pomyliła słowa, które w oryginale brzmiały tak:

„NAHANT, September 8, 1880, Four o’clock in the morning.”
Four by the clock! and yet not day;
But the great world rolls and wheels away,
With its cities on land, and its ships at sea,
Into the dawn that is to be!
Only the lamp in the anchored bark
Sends its glimmer across the dark,
And the heavy breathing of the sea
Is the only sound that comes to me.

(H.W. Longfellow, Four by the clock)

(ps)

Posłuchaj >>

Obrazek pozycja 25. Basement Jaxx – Raindrops

25. Basement Jaxx – Raindrops

PIWNICZNE JACKI to zespół, który nie wydał nigdy genialnej regularnej płyty, ale komplet ich największych przebojów mógłby stanąć w szranki z największymi klasykami popu. O taki killer-komplet ocierała się zresztą składanka „Singles”, ale wobec istnienia kilku doskonałych piosenek wydanych po 2005 roku, należałoby ją nieco uaktualnić. Czy „Raindrops” znalazłoby swoje miejsce pośród niekwestionowanych hitów tej dekady? Raczej nie i pokazuje to odległe, jak na Ratcliffe’a i Buxtona, miejsce. Co fajne w tym utworze, to stopniowanie napięcia (ładnie komponujące się z remiksami), sprawdzające się na imprezach niemal tak znakomicie jak nieodżałowany „Bonkers” Dizzee’ego Rascalla. Druga sprawa: nieoczywisty refren – przecież Basement Jaxx przyzwyczaili nas do rozpoczynania utworów mocnym akcentem ciągnącym się przez całą piosenkę, a nie schematem zwrotka-refren-zwrotka. Fajnie, bo to oznacza, że panowie jeszcze nie odcinają kuponów, tylko cośtam sobie kombinują. (kjb)

Posłuchaj >>

Obrazek pozycja 24. Jensen Sportag – Jackie

24. Jensen Sportag – Jackie

Jackie to tegoroczna Kelly! Tyle, że bardziej modna (dynamiczny elektro-pop a la Vega), wysportowana (okładka), lubieżna (dyszące zapewnienia wokalisty, że she’s gonna do you right). W dodatku wzdycha do niej sam Max Tundra! Wyobrażacie sobie, do czego byłyby zdolne ich dzieci?! (ml)

Posłuchaj >>

Obrazek pozycja 23. Duck Sauce – Anyway

23. Duck Sauce – Anyway

Kuba Ambrożewski powiedział ostatnio, komentując garść nowych discohouse’owych wynalazków, że „sekret disco nie tkwił tylko w fajnych ścieżkach rytmicznych, ale też w zajebistych liniach wokali” i ta uwaga błyskawicznie przypomniała mi się w kontekście singla Duck Sauce. W tym miejscu do głowy przyszedł mi również inny komentarz, Borysa Dejnarowicza, o tym – o ile dobrze zrozumiałam – że tajemnica sukcesu na parkiecie nie tkwi w wyłącznie w house’owym bicie 4/4, ale przede wszystkim w cielesnym, skrycie rozerotyzowanym charakterze danego numeru. Duet A-Trak i Armand van Helden z pieczołowitością zrekonstruowali aurę „potańcówek” lat siedemdziesiątych, wyłuskując dla współczesnego słuchacza samą esencję: hipnotyzujący groove, zażerającą partię wokalu i ten element podprogowej seksualności podszytej krztyną zahukania – wszak na tym etapie cały czas oscylujemy wokół gry wstępnej! Kasia Walas twierdzi, że „Anyway” logicznie wpisuje się revival house’u silnie odwołującego się do klasycznego disco, nawiązującego tym samym do chicagowskiej tradycji tego tanecznego nurtu. Pozostaje mi wierzyć na słowo, ale też nie mogę pominąć innego, silnie utwierdzonego w popkulturze wątku, który nabrał w ostatnim czasie szczególnego znaczenia. Michael Jackson. Te ruchy bioder w wideoklipie, męska grupa taneczno-wokalna etc. Oczywiście, równie dobrze może chodzi o The O’Jays, ale pocztówka dla Jackson 5 brzmi znacznie bardziej romantycznie. (ms)

Posłuchaj >>

Obrazek pozycja 22. Ciara feat. Justin Timberlake – Love Sex Magic

22. Ciara feat. Justin Timberlake – Love Sex Magic

Pośród moich ulubionych damsko-męskich duetów ubiegłego roku znaleźli się The-Dream z Mariah Carey oraz właśnie Justin Timberlake z Ciarą. O ile pierwszy tandem, mimo właściwie próby wdrożenia perfekcyjnego miłosnego dialogu w obrębie kilkuminutowej piosenki pop, zgubił pośród tej woltyżerki element czystego płciowego iskrzenia, o tyle ta druga para eksploruje tę chemię do granic możliwości (w Turcji zakazano emisji klipu; ale gdyby tu tylko obrazek się rozchodziło, a co z tą bezwstydną ekspresją, niepoprawnym lirykiem). Lubieżność i zmysłowość nasi bohaterowie wpletli w ramy postfuturesexowej estetyki i trudno o trafniejszy wątek – cały seksapil Timberlake’owego „FutureSex/LoveSounds” w dużej mierze opierał się na potrzebie stworzenia wyrafinowanego a zarazem monumentalnego brzmienia, nowoczesnego i jednocześnie posiłkującego się eleganckim i klasycznym sznytem, a cóż – uciekając do stereotypów i klisz – może być bardziej pociągającego od elitarnego luksusu i wielkości (dwuznaczność się wkradła). Cieszy, że Ciara wypuściła ostatnimi czasy chociaż jeden tak zgrabny singiel, a jeśli chodzi o Justina, to idąc tropem Jacksonowskiej frekwencji wydawniczej, albumu możemy wypatrywać w okolicy 2011 roku. (ms)

Posłuchaj >>

Obrazek pozycja 21. Animal Collective – Summertime Clothes

21. Animal Collective – Summertime Clothes

Oj tam „My Girls”... To jest najfajniejszy singiel z „Merriweather Post Pavilion” i przy okazji jeden z najładniejszych hymnów wakacyjnych zeszłego roku. A było ich sporo. Wyjąwszy efekt piłowanego drewna (AC odhaczają obligatoryjne dziwactwa) jest to wszystko strasznie prozaiczne – środek lata, Avey i Panda próbują chronić się przed skwarem, ale deszcz pojawia się dopiero w trzeciej zwrotce (za ich problemy teraz, w środku zimy, dalibyśmy się pokroić) – co nie zmienia faktu, że ten flirt z estetyką „Lata z radiem”, to nie świadectwo zdrady ideałów sierpnia, lecz świadome i przede wszystkim udane ćwiczenie stylistyczne. (łb)

Posłuchaj >>

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także