Festiwal Nowa Muzyka 4

Wywiad z Múm

Festiwal Nowa Muzyka 4 - Wywiad z Múm 1

Po koncercie czekałem z Mateuszem sporą chwilę przy garderobach, a później w pokoju, z którego wychodzili właśnie Onra i Roots Manuva. Ale to nie na nich czekaliśmy. Czekaliśmy na zespół, który właśnie dał czarujący koncert, wykonując na koniec, jak się okazało, pierwszy raz od dłuższego czasu swoją genialną piosenkę „Green Grass of Tunnel”. Opłacało się czekać, bo mogliśmy za to wybrać sobie, z kim chcemy gadać. Wybraliśmy założyciela zespołu Gunnara Örna Tynes’a, który kilka razy w trakcie koncertu podbiegał do mikrofonu, żeby krzyknąć „dzię-ku-jah” oraz ich wokalistkę, tytułującą się ksywą Mr. Silla (?). Usiedliśmy na podłodze, włączyłem mikrofon… i godzina minęła jak parę minut.

Kamil Bałuk: … raz… raz… raz… raz…

Silla: Wiesz, co znaczy „raz” po islandzku?

KB: Niee?

Silla & Gunnar: To znaczy DUPAAA!

KB: Hehe, a „tak”, jak po szwedzku, znaczy dziękuję?

Silla: Dokładnie.

KB: Jak się czujecie, jako jeden z najsłodszych zespołów w historii muzyki? Macie tego świadomość?

Silla: (śmiech) To zależy jak zdefiniować termin „słodki” (śmiech). Mówi się, że cała scena islandzka składa się ze słodkich zespołów, ale to trochę wymyślone na siłę. Nie identyfikujemy się specjalnie z taką etykietką, nie myślimy o tym jakoś szczególnie.

Gunnar: Nieee, my naprawdę świadomie staramy się uciekać przed tym określeniem. Może ono się wzięło z tego, że lubiąc się i dobrze znając nawzajem, jesteśmy szczerzy na scenie. Nie staramy się być cool, udawać. Niektórzy udają, a my po prostu gramy na gitarach, śpiewamy, śmiejemy się. Nie próbujemy być słodcy (śmiech).

KB: Traktujecie poważnie występy czy raczej się bawicie?

Gunnar: Chcemy znaleźć coś pomiędzy zabawą i podejmowaniem nowych wyzwań, czymś kreatywnym każdego wieczora. Nie gramy ciągle tak samo, eksperymentujemy. Ale jeśli nie podoba Ci się granie na scenie, to ludziom na pewno nie będzie się podobać.

KB: Jesteście blisko ze sobą? Przyjaźnicie się w zespole?

Gunnar: Ja i Silla jesteśmy parą, więc jesteśmy dosyć blisko (śmiech). Oczywiście, mamy super kontakty w zespole. Jedyny problem to to, że część grupy mieszka w różnych krajach: przez chwilę mieszkaliśmy w Berlinie, część mieszka w Holandii, Finlandii, Anglii, no i oczywiście na Islandii. Spotykamy się praktycznie tylko wtedy, kiedy gramy, chociaż to i tak dosyć często (śmiech).

KB: Jak więc powstaje muzyka, jeśli nie tworzycie jej kolektywnie?

Gunnar: Ja i Orvar opracowujemy szkielety utworów, ale nigdy nie ma reguły, wszystko jest bardzo otwarte. Jeśli ktoś z zespołu akurat jest w pobliżu i ma coś do dodania, dodaje. Jeśli podczas trasy ktoś chce zmienić utwór, zmienia. Ostateczna piosenka to praca zespołowa. Kiedy zaczynamy coś nowego, zwykle tworzymy kilka piosenek naraz. Wydaje mi się, że nasze tworzenie to trochę jak fale, co siódma fala to potężna fala, a potem przychodzi spokój. Kiedy koncertujemy, to bardzo trudno jest nam pisać piosenki. Ale kiedy wracamy z tras, po spotkaniu takiej ilości ludzi, obejrzeniu wszystkich inspirujących miejsc, nagle staje się to łatwe. Tak było z ostatnią płytą: skończyliśmy koncertować i nagle album sam wyszedł.

(wchodzi Onra, zabiera 2 Prince Polo ze stolika i wychodzi)

KB: Silla, jaka jest Twoja rola w zespole?

Silla: Jestem jego dziewczyną (śmiech). Cośtam śpiewam i gram na ukulele. Czasami próbuję nowych instrumentów, np. dzisiaj grałam na basie, po raz czwarty w życiu (śmiech). Jak mi się znudzi ukulele, to wezmę się za coś innego. Takie zmiany są dobre dla piosenek.

Mateusz Błaszczyk: Gracie na wielu instrumentach: harmonijki, te klawisze, w które się dmucha…

Gunnar: Czuję jakąś taką magię, kiedy próbujemy nowy instrument. Znajdujemy instrument i zaczynamy na nim grać. Nigdy nie uczyłem się w szkole muzycznej, więc próbuję każdy instrument oswoić sam. Kiedy zaczynasz grać na jakimś instrumencie, to on coś do Ciebie mówi, coś, co lubisz. Muzyka jest już w nim, a ty musisz już ją tylko znaleźć. Kreatywność jest ważniejsza, niż ślęczenie nad instrumentem z nauczycielem.

Silla: Połowa zespołu w ogóle nie jest wyedukowana muzycznie, połowa ma wykształcenie. To fajne połączenie ludzi, którzy doskonale wiedzą, co robią z ludźmi, którzy nie mają zielonego pojęcia, co robią (śmiech).

KB: Czy uważacie tę przyjaźń z instrumentami jako coś bardzo islandzkiego?

Gunnar: Jest cała masa dzieci i młodzieży, które u nas grają, więc coś w tym jest. Większość Islandczyków bawi się muzyką, nie wiążąc z nią żadnych planów. Co ciekawe, najwięcej mamy kapel punkowych i rockowych (śmiech).

Silla: Na Islandii wszyscy się znają, pożyczamy sobie instrumenty, zastępujemy się nawzajem na koncertach, wpływamy na siebie i wiemy, co u kogo słychać. Powinniśmy mówić w zasadzie o zespole „Islandia”. Jesteśmy jedną wielką rodziną. To bardzo zaraźliwe, kiedy widzisz, jak ktoś gra i pracuje nad czymś nowym – o wiele łatwiej samemu coś zacząć.

MB: Czy kryzys jakoś zmienił życie muzyków na Islandii?

Gunnar: Nie za bardzo. Po pierwsze, więcej w tym widzę histerii w mediach niż prawdy. To prawda, ludzie oszczędzali i nagle shit happens… Mogę tak powiedzieć w wywiadzie?

KB: I tak to będziemy tłumaczyć.

Gunnar: Aha, spoko. KURWA! Hehe. Wróćmy do tematu. Muzycy, a przynajmniej my, nie zarabiają dużo. Mamy tyle, żeby jeździć w trasy, jeść, ubrać się, czasem kupić nowe struny do gitary. Nic wielkiego. Zarabiamy, ale nie „zarabiamy”, jeśli wiesz, co mam na myśli. Ja w ogóle nie wierzę w pieniądze, pieniądze to gówno. Teraz wezmę ten świstek, niech to będą pieniądze (drze pieniądze) i podarłem je!

KB: Zaczynaliście od klikającej elektroniki, teraz gracie zupełnie inną muzykę…

Gunnar: Nie chcemy grać tej samej muzyki, lubimy zmiany… ale też wcale nie mamy przymusu zmian, to wychodzi samo. Przede wszystkim chcemy mieć wolność tworzenia muzyki. Ja sam przez te wszystkie lata się bardzo zmieniłem, więc muzyka też się zmieniła. Nasz następny album może być podobny do debiutu, a może być heavy-metalowy. Nasze podejście do muzyki jest takie samo, ale jesteśmy zupełnie innymi ludźmi. Ja np. nie umiałem grać na niczym przy powstawaniu zespołu, teraz umiem na kilku instrumentach (śmiech). Jestem pewien, że wydamy jeszcze co najmniej 10 albumów. Będziemy jak Stonesi. No, może na mniejszą skalę – zawsze będą dla nas te fajne małe kluby (śmiech).

KB: Dzisiaj graliście głównie nowe kawałki…

Gunnar: Nasz album właśnie wyszedł, więc chcieliśmy go zagrać praktycznie w całości. Zwykle mieszamy stare piosenki z nowymi. „Green Grass Of Tunnel” zagraliśmy dopiero drugi raz od dłuższego czasu.

MB: To wykonanie było świetne, zupełnie inne niż kiedy graliście na poprzednim koncercie w Katowicach.

KB: Często zmieniacie piosenki na próbach? Tak, żeby brzmiały inaczej?

Gunnar: Z próbami jest u nas trochę cienko (śmiech). Ostatnio jest tak, że po prostu spotykamy się gdzieś w jakimś miejscu na świecie i gramy ad hoc.

KB: Jeden z albumów nagrywaliście w latarni morskiej…

Gunnar: W sumie, to nawet trzy (śmiech). To nie było studio nagraniowe, ale miało miłą atmosferę. Przypomniało mi się coś: jeśli posłuchacie „Green Grass Of Tunnel” na słuchawkach, bardzo uważnie, to pod koniec można usłyszeć jedną z dziewczyn mówiącą po islandzku „Kiedy będzie obiad?”.

KB: Wasz skład zmieniał się przez lata wiele razy, możecie to jakoś streścić?

Gunnar: Założyliśmy z Orvarem zespół wiele lat temu, kiedy mieliśmy po 17 lat. Robiliśmy demówki, wysyłaliśmy je, pracowaliśmy nad nowym albumem. Potem spotkaliśmy bliźniaczki, to było pod koniec prac nad debiutanckim albumem. Zaraz potem wybraliśmy się na wycieczkę do Finlandii, gdzie przypadkowo poznaliśmy naszego obecnego perkusistę, którego z miejsca pokochaliśmy (śmiech). Po trasie „Finally We Are No One”, która była długa i wyczerpująca, nasza wiolonczelistka stanęła przed poważnym problemem: zbliżały się jej egzaminy, coraz trudniej było pogodzić szkołę z koncertowaniem, więc pod koniec trasy wybrała wiolonczelę i odeszła z zespołu. Po trasie „Summer Make Good” druga z bliźniaczek stwierdziła, że kolejny album już jej nie bawi i wolałaby zająć się swoimi sprawami. Przed „Go Go Smear The Poison Ivy” trzech kolejnych członków dołączyło do zespołu, dlatego też muzyka się zmieniła.

KB: Co jest waszą największą muzyczną inspiracją?

Silla: Ciężko to powiedzieć, bo nigdy nie jesteś świadomy, co akurat cię zainspirowało. Ale wydaje mi się, że, nie tylko muzycznie, inspiruje nas Islandia i ludzie tutaj. Jeśli chodzi o inspiracje spoza naszego kraju, to bardzo byśmy nie chcieli podawać jakichkolwiek nazw, to byłoby za dużo do omawiania.

MB: Na Islandii Polacy są największą mniejszością, jak się z nimi dogadujecie?

Silla: Mam bardzo dużo znajomych Polaków!

Gunnar: Uwielbiam Polaków! Są bardzo podobni do Islandczyków, zwariowani, uparci, wiedzą, czego chcą. Świetnie się dogadujemy. Zdarzają się jakieś incydenty, niektórzy nie mogą się przyzwyczaić do życia u nas, ale jest coraz lepiej. Polacy i Islandczycy – to świetnie się sprawdza. Bardzo lubimy tu też dawać koncerty, dlatego staramy się to robić jak najczęściej.

KB: To by się zgadzało z moimi obserwacjami, że Islandczycy są trochę inni niż Szwedzi i Norwegowie…

Gunnar: Szwedzi i Norwegowie są strasznie antyspontaniczni, przywiązani do reguł, tacy, wiesz (udaje głos starszej pani): This is not the way we are doing it here!. Mają ten swój system społeczny, którego są więźniami. Na pewno fakt, że byliśmy wyizolowani tak długo, sprawił, że jesteśmy od nich różni. Ale Polacy i Islandczycy są naprawdę podobni.

Silla: Przede wszystkim poczucie humoru! Powiem ci, że Polacy bardzo łatwo kumają nasze żarty, innym nacjom trzeba tłumaczyć i tłumaczyć… Polacy mają podobne poczucie humoru do nas.

KB: Gdzie się teraz wybieracie?

Gunnar: Jutro Berlin, spotkamy się z przyjaciółmi, zrobimy sobie przerwę. Jedna z naszych koleżanek ma problemy ze strunami głosowymi, weźmiemy ją z Berlina. Potem Bruksela… ech… żyjemy z dnia na dzień, ciągle w biegu. Niestety nie ma czasu na zwiedzanie, czasem kilka piw wypijemy.

KB: Jeśli dam Wam 10 sekund, żeby powiedzieć, czemu Wasz nowy album jest dobry, co powiecie?

Gunnar: Wiesz, była kiedyś taka płyta TLC, „CrazySexyCool” (śmiech)

Silla: Ma momenty ciche i delikatne oraz zupełnie odwrotne. Bardzo lubię takie kontrasty.

Kamil J. Bałuk, Mateusz Błaszczyk (13 września 2009)

Festiwal Nowa Muzyka 4:

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także