Festiwal Nowa Muzyka 4

Dzień 2

FEVER RAY

Mateusz Błaszczyk

Zachwyciła mnie oprawa wizualna koncertu. Poprzebierani członkowie zespołu, rytmicznie pulsujące lampy z oldschoolowymi abażurami i wreszcie sama Karin Dreijer – schowana pod kocem, z porożem łosia na głowie – wszystko to tworzyło klimat seansu spirytystycznego odprawianego przez starych szamanów. Do tego rewelacyjne wykorzystanie laserów. Tylko trochę szkoda, że lasery były najmocniejszym elementem występu. Utwory w większości brzmiały po prostu jak na płycie i pomimo mojej wielkiej sympatii dla albumu Karin, to naprawdę za mało na wybitne wydarzenie sceniczne. Ludzie, z którymi później rozmawiałem, nie mieli do powiedzenia nic więcej oprócz stwierdzenia: „zajebiste lasery!” Koncert, na który czekałem najbardziej, i który najmocniej mnie rozczarował.

Maciej Lisiecki

- Dlaczego mi się nie podobało?

- No, nie był to koncert The Knife.

FLYING LOTUS

Piotr Wojdat

To miał być jeden z najsilniejszych strzałów tej edycji festiwalu Nowa Muzyka i kto widział początek występu Amerykanina, ten mógł utwierdzić się w przekonaniu, że wszystko już pozamiatane, a nagrody właśnie rozdane. Steven Ellison zmieniał motywy i kręcił gałkami z prędkością wirującego bębna pralki automatycznej, która daje świetne wyniki prania przy jednoczesnym superoszczędnym zużyciu energii. Z czasem wybierane programy były nie do końca dopasowane do pranych dźwiękowych tkanin. Od tego momentu fragmenty się nieco zmechaciły i sfilcowały, ale Flying Lotus i tak nie miał się czego wstydzić, gdyż tego wieczora ilość piany, szumów i trzasków była imponująca. Trzeba dodać, że obyło się też bez dodatkowego płukania poszczególnych składników. W repertuarze znalazły się zarówno nagrania autorskie z „Los Angeles” (m.in. „Comet Course” i „Melt”), jak i sample z utworów cudzych, wśród których prym wiodło „Idioteque” Radiohead. Szkoda tylko końcowej, słownej błazenady FlyLo, która z instrumentalnym hip hopem nie miała nic wspólnego. Dopóki się nie odezwał, wąż odpływowy odpompowywał większość zbędnych składników, woda nie wylewała się na posadzkę, a wyprane dźwięki nie utraciły swoich kolorów.

Festiwal Nowa Muzyka 4:

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Anselmo
[17 września 2009]
Jon Hopkins - widziałem końcówkę występu i było ciekawie.
Ale to jednak trochę za mało, więc nie wypowiedziałem się w relacji.

O ile koncertowo Hopkins zrobił dobre wrażenie - to już płytę "Insides" uważam za stylistycznie rozchwianą. Mam wrażenie, że gościu rzuca się na zbyt głębokie wody. Z jednej strony nawiązuje do klasycyzującej, subtelnej elektroniki, a potem od czapy wyjeżdża z jakimiś łamańcami.
Przez to album wydaje mi się mocno średni.
błaszczyk
[16 września 2009]
@moskiewski, yep
Oj tam, oj tam.

@Iglak
Hopkinsa odpuściłem, bazując na znajomości jego repertuaru z MySpace'a. I znowu: nie wiem jak reszta.
Gość: moskiewski
[16 września 2009]
planningtorock dała najlepszy występ tego dnia i brak jakiegokolwiek komentarza jest sporym nietaktem.
Gość: Iglak
[15 września 2009]
Raczej nudny i zbyt treściwy. Lepiej było pójść na ch.District, choć największym przewinieniem chłopaków jest brak choćby wspomnienia o fenomenalnym Hopkinsie. może nie znają? albo zapili?
Gość: yep
[15 września 2009]
szkoda, że ani słowa nie poświęcono pani Planningtorock, która dała całkiem fajne show.

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także