Najlepsze single roku 2008
Miejsca 21 - 30
30. Brian Eno & David Byrne – Strange Overtones
Ręce same składają się do klaskania. Najlepszy track z tegorocznego albumu Byrne’a & Eno jest jednocześnie jednym z najlepszych utworów tego roku w ogóle. Co jednak cieszy najbardziej to fakt, że nie tylko w warstwie melodycznej twórcy potwierdzają swoje bossostwo – inaczej niż pozostałe, dzielnie skonstruowane, ale nieco archaiczne piosenki „Everything That Happens...”, „Strange Overtones” zachwyca przepychem aranżacji i tym samym pozostaje na czasie z modą tworzenia wielowarstwowych faktur. Wystarczyło tylko, by David i Brian przypomnieli sobie jak to się robi, a światełka za konsoletą rozbłysły we wszystkich kolorach tęczy. Przecudnie akcentowane wersy, funkująca gitara w kontrapunkcie do wyluzowanego basu oraz SZLACHETNA i MĄDRA melodia w refrenie, zaś w drugiej zwrotce rozbujane syntezatory Eno – zdaje się, jest tu wszystko! Och panowie, Wasza emerytura musi być nawet lepsza od tej, którą proponuje ING! (ps)
29. Amadou & Mariam – Sabali
Od repetycyjnych mantr minimal techno, aż po polirytmiczne struktury kapel w rodzaju Vampire Weekend – afrykański pierwiastek zaznacza bardzo wyrażnie swoją obecność we współczesnej muzyce popularnej Zachodu. U Amadou & Mariam jest odwrotnie – to Afryka korzysta garściami z popowej spuścizny pierwszego świata. Na „Sabali” odsyłający nas na Czarny Ląd, nostalgiczny wokal sąsiaduje z delikatnymi elektronicznymi blipami, syntezatorowymi arpeggiami i kłaniającym się electro bitem, tworząc poruszającą mieszankę archaicznego liryzmu i hedonizmu nowoczesności. (mm)
28. Neon Neon – I Told Her On Alderaan
No nie udało się. W niejawnym (pozycje 31-w górę), redakcyjnym podsumowaniu albumowym „Stainless Style” dopiero na 64. pozycji, a w singlach przeszło tylko „I Told Her On Alderaan”. Troszkę niefajnie, bo ze swoją podjarką na Neon Neon czuję się teraz bardzo samotny i ciśnie mi się na usta Marta Słomka (to o Amadou & Mariam): „chyba zostanę ich oficjalnym rzecznikiem w Polsce”. Tyle, że Marta miała rację, a ja chyba nie bardzo. Szkoda, bo czego by Gruff Rhys nie robił, z definicji powinno bronić się samo. No ale okej, meritum: jeśli jedyną rzeczą za jaką będziemy pamiętać rok 2008 w wykonaniu Gruffa Rhysa jest „I Told Her On Alderaan”, to on i tak dobrze na tym wyjdzie (i rok, i Gruff). Przynajmniej nikt potem, wypełniając rubryczkę „Rozczarowania 2008” i miętosząc bilecik podpisany Neon Neon, nie zanuci: „Cześć, myślałem o tobie... i myślałem o tobie źle”. Takiego Gruffa Rhysa, jak w tej piosence, wszystkim życzę. (łb)
27. Kolorofon – Bomba atomowa
Kiedy przypomnę sobie jak bardzo wynudził mnie Kolorofon na dwóch koncertach mniej więcej rok temu, doprawdy nie wierzę, że na chwilę obecną ta sama grupa to chyba największa nadzieja polskiego „indie” na dobry debiut. Nie wypatrujcie nadziei w kapelkach, które dawno określiły swoją muzyczną formułę, one zwyczajnie nie będą w stanie się z niej wyrwać – mam tu na myśli zarówno formacje całkiem przyzwoite (Hatifnats), jak i ewidentnie nieciekawe (Rotofobia). Zamiast tego, postawcie kasę na Kolorofon. Uzasadnienie? Cóż, wydaje się, że to właśnie warszawski kwartet ma najbardziej otwartą drogę z nich wszystkich, a nagrywając „Bombę” nieświadomie zdissował swoją wcześniejszą, stricte dance-punkową konwencję – wypuszczając zaskakującą i niebanalną piosenkę z pokaźnymi ilościami dream-popowego oblicza My Bloody Valentine i słowiańskiej melodyki Skaldów. Bo grunt to otwarte głowy, wystarczy tylko ściąć grzywki. (ka)
26. Animal Collective – Water Curses
Maksymalna kontrola nad każdym elementem układanki, kilka szałowych melodii na piosenkę, brawurowo wplecione detale, które nigdy nie są dziełem przypadku i zawsze do czegoś prowadzą. Zaraz usnę, to takie oczywiste. Skrzypnięcie (?) drzwi (?), które inauguruje rozluźnienie tła przed refrenem (?) po 1:30. Leżę. Gdyby w Animal Collective na pierwszy plan nie wysuwała się zabawa, proroczymi stałyby się chyba złośliwe słowa o narodzinach nowego Pink Floyd. Wszystko, co ci panowie (chłopcy?) serwują, doskonale nadaje się do rozłożenia na kawałki i znęcanie się nad tym całymi godzinami z pianą w kącikach ust. No, doprawdy, brakuje nam tylko miesięcznika „Teraz Folk". Ale spójrzmy prawdzie w oczy: czy kiedykolwiek ktoś z Was, na trzeźwo, rozmawiał o detalach w muzyce Animal Collective? Ha, no właśnie. Teoretycznie pomysłowość jest jedną z ich największych zalet, praktycznie - mamy ją gdzieś, ona sam na nas spływa. (ak)
25. Ladyhawke – Dusk Till Dawn
„Dusk Till Dawn” nie zyskało sobie popularności i nie zdobyło rozgłosu na miarę „Paris Is Burning”, ma w sobie też niewiele z szaleństwa najnowszego singla Ladyhawke „My Delirium”. Jest to także utwór nieco słabiej zakorzeniony w tak modnej obecnie stylistyce electro-popu lat 80. niż zdecydowanie najbardziej reprezentatywny dla niej na płycie Pip Brown „Back Of The Van”. „Dusk Till Dawn” zdaje się być za to najlepszą, całościową wizytówką kapitalnego krążka wokalistki z Nowej Zelandii. Świetne ozdobniki, nadające niesamowitej przebojowości piosence w połączeniu z dyskotekowym beatem i ogólnym, zabawowym klimatem robią swoje. Ladyhawke królową karnawałowych parkietów? Czemu nie! (kw)
24. Black Affair – It’s Real
Istnieje pewna analogia pomiędzy tegorocznymi solowymi projektami Steve’a Masona, znanego przede wszystkim z The Beta Band, i Gruffa Rhysa z Super Furry Animals. Zarówno Black Affair jak i Neon Neon to przedsięwzięcia czysto rozrywkowe o nieco żartobliwym charakterze, ale przygotowane zupełnie poważnie i rzetelnie. Obaj panowie pieczołowicie reprodukują syntezatorowe klisze z lat osiemdziesiątych, nadając im nowy kontekst. „It’s Real” to przede wszystkim studium pionierskiego czarnego elektro – taneczne, nakręcane soczystym bitem automatu perkusyjnego i opatrzone oszczędnym, lecz nośnym refrenem. Czysty hedonizm. (ms)
23. Someone Still Loves You Boris Yeltsin – Think I Wanna Die
Wyśpiewany składniowo intonacyjny arcy-segment wypowiedzi: Dreamt of marimbas made from the bones of our relatives, who never live as long as we think that they oughta live zasługuje na miano liryków roku lub co najmniej lody waniliowe dla całego zespołu. Jakkolwiek nie można ignorować dość oczywistych inspiracji i faktu, że grupa The Shins nie nagra już tak dobrego utworu, tak od początkowego wejścia perkusji czuć wielki przebój. W niecałych trzech minutach ekipa z Missouri zmieściła chwytliwe partie gitar, nadążającą za wokalem sekcję rytmiczną, no i oczywiście tworzące cały słodko-gorzki klimat, chórki. Urokliwa popowa piosenka sprawiła, że od wiosny 2008 Everybody Loves Someone Still Loves You Boris Yeltsin. (ww)
22. Pustki – Parzydełko
Z tym utworem nie ma żartów. Jeśli ktoś deklaruje, że nie chce teraz wiosny i jednocześnie zmusza mnie do podśpiewywania sobie tego bluźnierczego tekstu, to mamy do czynienia z czymś co najmniej intrygującym. W sumie całe „Parzydełko” zdaje się być piosenką, którą w teorii trudno się zachwycać. A jednak te dziecinne melodie, lekko ironiczny wokal Basi Wrońskiej i refren z kategorii „będę chodził za tobą cały dzień” tworzą razem doprawdy zgrabny twór, bez wątpienia świetnie promujący longplay „Koniec kryzysu”. Jest tak dobrze, że nawet niech powieje chłodem zdaje się podgrzewać atmosferę. (kk)
21. British Sea Power – Waving Flags
Tytuł najbardziej polskiej piosenki roku 2008 wcale nie powinien zostać przyznany wykonawcy z kraju nad Wisłą, ale zespołowi British Sea Power. Anglicy w naprawdę trafny i spostrzegawczy sposób, z odpowiednim socjologicznym podejściem scharakteryzowali zjawisko emigracji zarobkowej Polaków (czy też ogólnie Słowian) na Wyspy Brytyjskie. W „Waving Flags” nie ma patosu ani złośliwości, jest trochę gorzkiego dowcipu i stereotypów, ale niespecjalnie jest się na co obrażać i bulwersować. Inna sprawa, że abstrahując od kontekstu społecznego tego utworu, nie da się nie spostrzec, iż British Sea Power w „Waving Flags” po raz kolejny pokazali absolutną klasę, jeśli chodzi o swoje songwriterskie umiejętności, za które od 2003 roku tak bardzo ich cenimy. (kw)