Taconafide
Art-B
Jak poradzić sobie z taką ilością fejmu na metr kwadratowy, jaką gwarantuje wspólny numer czołowych reprezentantów pokolenia, które nie ma nic do powiedzenia? Stosując kryterium raperskiej autentyczności, nie jest tak źle, bo nasi dwaj bohaterowie wzięli się za temat, na którym ewidentnie się znają, czyli będzie opowieść o zarabianiu forsy. Trzymam kciuki, żeby udało im się powiedzieć o tym coś w miarę ciekawego. Szanse na to jakieś są, bo Taco, mimo całej pretensjonalnej otoczki, nagrywał jeszcze parę lat temu zacne rzeczy, a i Quebonafide w zeszłym roku pokazał niezłą „Egzotyką”, że poza biegłą braggą potrafi podejść w miarę krytycznie do paru stereotypów i wykazać się inteligencją przekraczającą poziom uczestników programu Asia Express. Na razie jednak szału nie ma: bit, jaki można dostać w dowolnym sklepie z bitami, przewidywalne utyskiwania, że radykalizująca się młodzież „łyka bzdury” (choć może to jakaś autoironiczny komentarz do własnego sukcesu), no i przede wszystkim kompletnie nietrafione porównanie z Art-B. Bagsik i Gąsiorowski – cokolwiek o nich myśleć – wykazali się sporą kreatywnością i swoimi działaniami zaskoczyli wiele osób. Tymczasem duet Taconafide to przewidywalna fuzja dwóch grubych ryb – coś w duchu kolaboracji Solorz – Kulczyk. No chyba że z tym tytułowym nawiązaniem chodzi o to, że tak jak bohaterowie słynnej afery, Taco i Quebo postanowili zastosować patent oscylatora hip-hopowego, dzięki któremu udaje im się kilkadziesiąt razy oprocentowywać stare, wykorzystane już wiele razy pomysły i zarabiać na nich. Jeśli zamysł był taki, żeby obnażyć ten mechanizm, to jednak szacun.
Komentarze
[27 marca 2018]
[27 marca 2018]
[19 marca 2018]