Wywiad z Alekiem Westem (Another Green World)
Paweł Ćwikliński: Swojego czasu Sufjan Stevens próbował nagrać serię albumów, które opowiadałyby o Stanach Zjednoczonych. W założeniu, każda osobna płyta miała opisywać inny stan. Pytanie do ciebie - gdybyś miał ułożyć muzykę poświęconą Tennessee, gdzie się wychowywałeś, jak ona by brzmiała? Zawierałaby elementy typowe dla twojej twórczości, czy raczej poszedłbyś w inną stronę?
Alec West: Gdybym miał nagrać album o Tennessee, byłby on prawdopodobnie utrzymany w klimatach psychodelicznej Americany, moimi ulubiony artystami związanymi z Memphis (jedno z największych miast Tennessee – dop. red.) są Big Star i Chris Bell. Rok temu przeniosłem się natomiast do Phoenix w Arizonie. Gdybym tworzył muzykę tematycznie skoncentrowaną na tych terenach, byłaby ona zapewne bardziej eksperymentalna. Ten pustynno-górski krajobraz to dla mnie coś zupełnie nowego, budzącego inspirację.
PĆ: Jak już jesteśmy przy inspiracjach – w twojej muzyce słychać wpływy nie tylko klasycznego synthpopu, ale także pierwszej fali shoegaze’u. Co pociąga cię w takiej estetyce?
AW: Słuchanie The Cure w wieku czternastu lat otworzyło mi oczy. Po odkryciu tego zespołu nie miałem dość szperania w starszej muzyce. Kompletnie wsiąknąłem w rzeczy typu New Order, Slowdive, Sonic Youth, Orchestral Manoeuvres in the Dark. Pamiętam, że trzymałem swoją kopię „Power, Corruption and Lies” u siebie w samochodzie, jak miałem 16 lat. Ta płyta była dla mnie prawdziwym objawieniem. Słuchałem też sporo Cocteau Twins, a jak już dokopałem się do ich twórczości z późnych lat 80. i wczesnych 90., to była dla mnie prosta droga do poznania shoegaze’u. W szczególności dobrze wspominam pierwszy kontakt ze Slowdive.
PĆ: Skupmy się na twoim nowym albumie „Video Ritual”. Jestem zaskoczony, jak bardzo jest to płyta różniąca się od twojego poprzedniego wydawnictwa, „Memorial”. Choć można ją umieścić w podobnej gatunkowej niszy, dźwięk wydaje się tu być bardziej przestrzenny, a ty skupiasz się na bardziej wsobnych sferach swojego życia. Jak mógłbyś, w prostych słowach, wytłumaczyć treść „Video Ritual”? A może nie można tego zrobić, używając prostych słów?
AW: To ciekawe, że to mówisz. Prawdę powiedziawszy wydaje mi się, że dźwięk jest tutaj mniej przestrzenny, ale miło poznać inny punkt widzenia. Temat albumu uformował się z licznych nawiązań do kultowych filmów i seriali, które lubię wciskać do mojej muzyki. Są to media, którymi bardzo mocno się inspiruję w trakcie pracy twórczej. Uważam, że filmy takie jak „Między słowami” Sofii Coppoli, „Podwodne życie ze Stevem Zissou” Wesa Andersona, albo „Blue Velvet” Davida Lyncha są przepełnione unikatowymi emocjami, których próżno szukać w szerzej znanych tekstach kultury.
PĆ: Mógłbyś rozwinąć też aspekt autobiograficzny, o którym wspominasz w bandcampowej notce do „Video Ritual”?
AW: Zawartość liryczna albumu to strumień świadomego pisania, który w następnej fazie został przeze mnie dopracowany. Pisanie tekstów zawsze sprawiało mi spore trudności, ale lubię potem do nich wracać. Ostatnio ponownie przeczytałem teksty do „In Dreams”, wydawnictwa, które ukazało się 6 lat temu i muszę przyznać, że to jest swego rodzaju pamiętnik.
PĆ: Dzięki za wytłumaczenie kontekstu twojej nowej płyty naszym czytelnikom. Na zakończenie powiedz mi, co sądzisz, jako artysta nawiązujący w swojej sztuce do klimatów retro, o obecnej popularności tęsknoty za latami 80. i 90.?
AW: Sam nie wiem co o tym sądzić. W jakimś stopniu w tym uczestniczę, czyż nie? Ale myślę, że tak długo, jak ludzie będą wciąż starać się ogarniać nowe filmy, seriale i muzykę, nie będąc tym samym skupieni tylko i wyłącznie na przeszłości, to wszystko będzie w porządku. Bo na przykładzie internetu, tak przynajmniej zauważyłem, można obserwować, jak pewne zjawiska powracają falami. Każdy czuje się na swój sposób za czymś stęskniony.