The (International) Noise Conspiracy, The Subways

Londyn, Mean Fiddler - 4 czerwca 2004

Zdjęcie The (International) Noise Conspiracy, The Subways - Londyn, Mean Fiddler

Nie jestem wielkim fanem The (International) Noise Conspiracy, jednak niektóre ich single uważam za wyśmienite. Zespół co prawda nie nagrał jeszcze rewelacyjnej płyty, lecz jego wideoklipy pozwalały przypuszczać, że ta piątka Szwedów rewelacyjnie wypada na żywo. W tym roku ma się również ukazać nowy album grupy. Ciekawy jakości tego wydawnictwa, postanowiłem je sprawdzić w najprostszy możliwy sposób. Osobiście.

TINC nie mają w Wielkiej Brytanii statusu gwiazdy, dlatego i zespół supportujący nie był wielkiego formatu. A ściślej mówiąc, jego nazwa nie mówiła mi nic. The Subways live zabrzmieli jak The Datsuns, jednak muszę przyznać, że nie przemówiła do mnie ich muzyka. Na scenie dawali z siebie wszystko i mogli się podobać, szczególnie od momentu, kiedy dość mocno ekspresywny wokalista spadł ze sceny. Mean Fiddler jest dość małym obiektem, bez odseparowanego barierkami odstępu między sceną a parkietem, niefortunny wypadek frontmana The Subways w prosty sposób przełamał lody. Przynajmniej w pierwszym rzędzie. Niestety na mnie incydent nie podziałał. Ja stałem w trzecim.

Kiedy wyszli na scenę przeżyłem małe rozczarowanie. Nie śledzę losów składu TINC, dlatego niespodzianką był brak tego wieczoru Sary, pani klawiszowiec. Zastępstwo, choć bardzo się starało, nie było niestety kobietą. Na szczęście jakość występu grupy wynagrodziła mi wszystko. Przyodziani w skórzane uniformy (które później zostały porzucone na rzecz pasiastych rozciągniętych koszulek) muzycy, pokazali, że kondycję koncertową mają rewelacyjną. Nieprawdopodobnie chudy wokalista Dennis Lyxzen scenicznie balansował pomiędzy powabem młodego Michaela Jacksona, a umiejętnościami bohaterów kreskówki Fantastyczna Czwórka (ktoś mi wytłumaczy jak on się zdołał wybić na zdjęciu powyżej?). Reszta zespołu też nie potrafiła ustać w miejscu. Energia emanująca od Szwedów udzieliła się publiczności i przy braku barier wejścia na scenę, skakanie z niej wiele osób potraktowało tego wieczora jako wyrażenie opinii o jakości występu. Czy muszę coś dodawać?

Pomiędzy tym co znamy – „Up For Sale” czy „Smash It Up”, grupa starała się upchnąć sporo nowego materiału. Z tego co usłyszałem, nowa płyta nie będzie rewolucją, lecz raczej kontynuowaniem drogi obranej na poprzednim longplay’u.. Tuż po wyjściu na bis nastąpił natomiast dialog i utwór wieczoru:

Dennis: Czy macie już u siebie program Extreme Makeover?

Publiczność: Taaaaak

Dennis: I co – podoba wam się?

Publiczność: Buuuuuu

Dennis: Bo my też mamy jego szwedzką wersję i myśleliśmy o tym, żeby wziąć udział i poddać się operacjom i wyglądać jak The Hives....

Publiczność: Hahahaha

Dennis: Wiemy. The Hives... To dopiero byłoby pojebane...

Zagrali „Capitalism Stole My Virginity”. Na to czekałem. Dennis postanowił przebić swoje dotychczasowe sceniczne stunty i wspiął się na głośnik. Nie był to jednak koniec jego wędrówki, bo tylko metr wyżej był balkon, na którym to zniknął na jakąś minutę wciągnięty rękami fanek. Do końca jednak nie wypuścił z rąk mikrofonu. Opuścił się na scenę dopiero pod sam koniec, w dość mocno naruszonym podkoszulku. W oparach chaosu The (International) Noise Conspiracy schodziło do szatni. Oto właśnie chodzi w rock’n’rollu. Tego wieczoru właśnie tego chcieliśmy.

Tomasz Tomporowski (16 czerwca 2004)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także