Off Club: Merzbow, Kid 606, Zs, Niwea

Gugalander Scene, Katowice - 16 kwietnia 2011

Zdjęcie Off Club: Merzbow, Kid 606, Zs, Niwea - Gugalander Scene, Katowice

Ciekawe, że kolejne odsłony Off Clubu, swoistej rozgrzewki przed sierpniowym Off Festivalem, bliższe są tamtejszej Scenie Eksperymentalnej niż „mainstreamowi” z Głównej. Decyzja o zatrudnieniu w charakterze głównej gwiazdy ikony najbardziej radykalnej gałęzi muzyki, obiektu niewybrednych żartów sceptyków – Merzbowa, to zapewne jeden z najodważniejszych kroków w historii Offa.

Zanim jednak przejdziemy do najważniejszej postaci tamtego wieczoru, warto przyjrzeć się występom innych wykonawców. Na pierwszy ogień poszedł reprezentant naszego krajowego podwórka – grupa Niwea. Kontrowersje wokół tego projektu pojawiały się od początku ich działalności, bo trudno ocenić, czy należy brać Niweę na serio, czy traktować jak kolejną prowokację fenomenalnego artysty, jakim jest Wojciech Bąkowski. Oczywiście mogą się w tym momencie podnieść się głosy, że Niwea to tak samo, a nawet przede wszystkim muzyka Dawida Szczęsnego. Bo tak było na pewno podczas katowickiego koncertu poprzedzającego premierę ich drugiej płyty – cała sala tonęła w zupełnej ciemności, rozlegały się tylko minimalistyczne podkłady i mechaniczna melorecytacja. W połowie dwudziestominutowego występu nastała światłość, jednak nie odbiło się to specjalnie na warstwie muzycznej, skoncentrowanej na nowym albumie „02”. Niestety, mimo że występ był tak krótki, trudno było nie odnieść wrażenia, że grupa to przede wszystkim projekt performerski i przesunięcie akcentów na warstwę muzyczną działa na jego niekorzyść, bo piosenki nie potrafią obronić się same. Dlatego też z quasi-muzycznych projektów Bąkowskiego zdecydowanie wolę Grupę Kot.

Po dość krótkim występie Niwei, organizatorzy zarządzili przerwę na przewietrzenie i przearanżowanie sceny pod kątem koncertu Zs, wyczekiwanego przeze mnie niemal tak samo jak Merzbowa. Panowie wystąpili w innym składzie niż podczas Off Festivalu 2010 – z jednym gitarzystą oraz nowym perkusistą. Setlista skupiła się na rewelacyjnym zeszłorocznym „New Slaves” wraz z epickim, dwudziestominutowym utworem tytułowym. Wykonanie Amerykanów było niezwykle ekspresyjne, improwizacyjne, ale z drugiej strony świadome i paradoksalnie uporządkowane, nie sprawiało wrażenia nieprzemyślanej kakofonii. Warto docenić różnorodność ich koncertu – inspiracje muzyków sięgały od free jazzu, co podkreślała obecność saksofonu tenorowego, aż do orientalnych dronów pod postacią ostatniego utworu w duchu La Monte Younga.

Po eklektycznym Zs, przyszła kolej na Kida 606, prezentującego dość jednorodny set. W odróżnieniu od swojego ostatniego rozleniwionego, ambientowego albumu – „Songs About Fucking Steve Albini” – artysta postawił na taneczny, basowy miks z wachlarzem sampli od Missy Elliott po „Wilhelma Tella” w wersji midi. Zupełnie nie zazębiało się to z eksperymentalną naturą innych wykonawców z line-upu Off Clubu, ale za to stanowiło uroczą, rozrywkową odskocznię od wysilania percepcji. Kid 606 postawił na taniec, nie spinał się z artystycznymi aspiracjami, zupełnie jakby był świadomy, że przed Merzbowem słuchacze powinni się raczej zrelaksować. Zresztą sam zażartował, że zagra od niego nawet głośniej.

Że nie była to prawda, przekonaliśmy się kilkadziesiąt minut po secie Kida 606. Na scenie pojawił się sam Masami Akita w towarzystwie węgierskiego eksperymentalnego perkusisty Balázsa Pándiego. Na stoliku Merzbowa oprócz laptopa leżała konsoleta, a do tego swoistego soundsystemu podłączony był instrument szarpany, przypominający uwspółcześnioną lirę zbudowaną z metalu. Akita nie odchodził od swojego stanowiska pracy, odziany w t-shirt z nadrukowaną wielką kotwicą, spowity niebieskim światłem wyglądał jak statek płynący po wzburzonym morzu. Zresztą już od paru lat, między innymi serią płyt „Japanese Birds”, artysta wyraża lekko pretensjonalną fascynację przyrodą, próbując ją odwzorować za pomocą swojego głównego środka ekspresji – hałasu. A offclubowy występ brzmiał, a nawet wyglądał właśnie tak, jakby Merzbow próbował wyrazić siłę fal morskich, a może nawet tsunami, które zmasakrowało Japonię. Masamiemu wtórowała perkusja, która wbrew oczekiwaniom, zamiast ułatwiać odbiór (nadając rytm noisowym impresjom), jeszcze bardziej komplikowała muzykę, wzbogacając fakturę utworów (utworu?) o ciężkie, metaliczne brzmienia. To, co robiło największe wrażenie, to siła rażenia tych dźwięków. Mimo powszechnej opinii o bardzo radykalnej ewolucji muzyki w XX wieku, dobitniejszej niż w innych epokach, od ponad ćwierć wieku twórczość Merzbowa szokuje i szczerze, to nie kojarzę, by ktokolwiek doszedł do większego brzmieniowego ekstremum. Powszechne są żarty, że równie „dobrze” brzmi remont drogi krajowej nagrany na komórkę, ale muzyka to przecież nie tylko ładne melodie z przyjemnymi aranżami – to też, a według niektórych przede wszystkim, przysłowiowe kowadło, które zmienia historię, spadając słuchaczom na głowę. A koncert wypełniony radykalnymi dźwiękami Merzbowa chyba każdego, kto w nim uczestniczył, przekonał o całkiem znaczącej roli Akity we współczesnej muzyce. Niektórych słuchaczy przekonał tak bardzo, że domagali się bisu… Bo oprócz bycia chodzącym pomnikiem noise’u, Akita wciąż ma do zaoferowania trudną do ścierpienia, ale bardzo interesującą, złożoną muzykę. Ot tak, po prostu. Jedyne, do czego można by się przyczepić to fakt, że bazujący na improwizacji występ Merzbowa mógłby trwać zarówno godzinę, jak i dwa dni – ale zdaje mi się, że to cecha charakterystyczna jego estetyki i trudno robić z tego zarzut. Bo po blisko półtoragodzinnej randce z Akitą i swatką Pándim ulice i tak wydawały się… ciche.

Andżelika Kaczorowska (21 kwietnia 2011)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: vomitus
[23 kwietnia 2011]
http://www.artschoolvets.com/news/2011/03/24/video-nexus-vomitus/
Gość: kaczorowska nzlg
[22 kwietnia 2011]
@Maciek - bo słuszna uwaga, nie ma co ukrywać, że eksperci z Poradni PWN mają większe pojęcie o niepoprawnych kalkach z angielskiego niż ja. Dzięki za czujność.
Gość: tvvojstary
[22 kwietnia 2011]
Czad był. Nie mogłem zasnąć potem bo mi cały czas dzwoniło w uszach. ZS wymietli tak jak w sierpniu, Merzbow zniszczył. Kid 606 pozytywnie zaskoczył a do tego zabawnie się obserwowało jak publika się zaczynała gibać albo ruszała po browar

bardzo zgrabna recka
Gość: Maciek Sławski, do urzygu
[21 kwietnia 2011]
O, w tym cudzysłowie już spoko, z taką delikatną nutką dystansu i ironii, pochwalam!
Gość: Maciek Sławski, ponownie
[21 kwietnia 2011]
Zjadło mi nawiasy w poprzednim linku, ale ten działa:
http://poradnia.pwn.pl/lista.php?id=10510
Gość: Maciek Sławski
[21 kwietnia 2011]
Relacja bardzo dobra i wnikliwa, gratuluję. Ale to słowo "epicki" na głównej? Ja rozumiem luźne podejście do języka (nie jest to przecież oficjalne pismo), ale od pokraczności i nadmiernego używania w Internecie tej kalki z angielskiego aż bolą zęby. Użycia tego słowa w samym tekście już się nie czepiam, bo zakładam, że jest poprawne (słabo znam twórczość Zs).

http://poradnia.pwn.pl/lista.php?id=10510%3Cblockquote%3E
Gość: krzysiek
[21 kwietnia 2011]
A skąd niby pochodzi ta presja, żeby Merzbow zachwycał? Jak Ci się coś nie podoba mimo kilku podejść, to daj spokój, człowieku, i move on, życie jest krótkie ;>
Gość: alex
[21 kwietnia 2011]
Uważam, że mam prawo wyrażać swoje subiektywne odczucia, tym bardziej, że naprawdę próbowałem Merzbowa poznać z płyt. Być może wybierałem złe płyty...ale dla mnie to trochę jak u Gombrowicza: "Jak to nie zachwyca Gałkiewicza, jeśli tysiąc razy tłumaczyłem Gałkiewiczowi, że go zachwyca"
Gość: spec
[21 kwietnia 2011]
chciałem napisać - "ktorej nie słucha".
Gość: spec
[21 kwietnia 2011]
to wcale nie jest głupi argument.
alex narzeka na muzykę, której się nie słucha.
Gość: moh
[21 kwietnia 2011]
@nju
jak sie nie niepochlebnych komentarzy to sie na ich temat milczy

glupi argument, typowo jutiubowy
Gość: nju
[21 kwietnia 2011]
@Alex: jak się nie lubi takiej estetyki jak ta merzbow'owa, to się o niej milczy. Koncert sobotki był mistyczny, katharsis to za delikatne słowo...to było diabelne katharsis :)
Gość: alex
[21 kwietnia 2011]
Merzbow - ciekawe czy ktoś prócz jego samego przesłuchał jego 350 płyt. Ostatnio gdzieś czytałem o "artystce" rzygającej na płótna.. Myślę, że razem z Merzbow'em stworzyliby niezły team!

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także