Miesiąc w singlach: luty 2011

Poślizg – zjawisko przejścia od toczenia lub kroczenia, w których powierzchnie stykających się ciał nie przesuwają się względem siebie do ślizgu w którym stykające powierzchnie przesuwają się. (Wikipedia)


Skorzystaj z playlisty YouTube, by odsłuchać wszystkie utwory.

Afro Kolektyw - Wiążę sobie krawat (9/10)

Bóg mi świadkiem, że wolałbym wysprzątać dziewięć kibli niż pisać o nowym singlu Afro Kolektywu. O maanamopodobnym numerze „Frajer jest sam sobie winien”, co ma refren jak Kult, słyszałem już dobrych kilka miesięcy temu, anegdotę z roboczym tytułem płyty też mogę Państwu opowiedzieć – krótko mówiąc, jest to wszystko wysoce niemoralne i jak tak dalej pójdzie, to piąty album grupy będzie się nazywał „Niedźwiedzia przysługa”. Cóż jednak robić – zostałem sam na redakcyjnym placu boju, a pilot „Mało miejsca na dysku” jest zbyt wybornym nagraniem, żeby udawać, że się nie zdarzył.

Po kilku dniach od premiery wygląda na to, że powiedziano już wszystko – zwrotki to Kora i Marek na wysokości „Luciolli”, zaktualizowani o sophisti-popowy groove Diogenes Club; refren to podsumowanie najbardziej hymnicznych momentów polskiej piosenki lat 80., jak utwory z „Papa Dance” i „Posłuchaj to do ciebie” czy epickich refrenów kompozycji „Mój jest ten kawałek podłogi” oraz „Myj zęby”. Jednocześnie chorus „Frajera” – w katalogu zespołu dystansujący dotychczasowego lidera chwytliwości, „Trenera Szewczyka” – miażdży świeżością jak żadna inna melodia rodzimego „indie” w ostatnich kilku latach – chyba nawet Muchom nie zdarzył się hook równie skuteczny i naturalny. Czyli wielki hit? Niestety, piosenkę definiuje swoisty paradoks – jest „polandowa” do bólu, a jednocześnie wciąż zbyt wyrafinowana i bezkompromisowa (sic!) dla *naprawdę* masowego odbiorcy (wyjście poza krąg słuchacza Trójki). Mamy – i piszę to smutno – rynek na tyle upośledzony, że „za dużo trudnych słów”, „nic się nie dzieje do refrenu”, „po co te udziwnienia rytmu w środku” itd. Ktokolwiek wierzy, że sytuacja wygląda inaczej, jest raczej niepoprawnym, naiwnym optymistą. (Kuba Ambrożewski)

Architecture In Helsinki - Contact High (7/10)

Nie było ich jakiś czas i zdaje się, że dobrze wybrali moment, by znów o sobie przypomnieć. Cut Copy w słabszej formie, a Architecture In Helsinki nie dość, że poruszają się w podobnych rejonach tanecznego, electro-popu z australijskim rodowodem, to jeszcze na singlowym poziomie zdecydowanie wygrywają z bardziej cenionymi rodakami. AiH zawsze raczej kombinowali,a proste rozwiązania ich niespecjalnie interesowały. W „Contact High” najprostszy jest refren, jakby wypływający z wnętrza uczłowieczonego robota, ale to co się wokół niego dzieje to pstrokata mieszanka brokatu, plastiku i metalicznych dodatków, a genezy tegoż przepychu można by szukać w niedalekiej krainie kangurów Japonii i tamtejszym j-popie. Kolejna, przesympatyczna rzecz na wiosnę. (Kasia Wolanin)

The Cars - Blue Tip (7/10)

Bądźmy przez moment szczerzy – 99% zespołów, które się reaktywuje i próbuje odzyskać swoje brzmienie sprzed lat, osiada bezradnie na mieliźnie. W ostatnich miesiącach koledzy i koleżanki podrzucali mi nowe kawałki Duran Duran, OMD i wielu, wielu innych, a ja wyłączałem je w połowie, kręcąc nosem. Tymczasem asy przebojowego new wave nagrały właśnie swój pierwszy album od ćwierćwiecza i przynajmniej w singlu go promującym teleportują się do roku 1980 z łatwością Marty’ego McFly’a. Prawda, że do najlepszych hitów Cars trochę tu brakuje, ale już gdyby zafundowali ten numer na takiej „Panoramie”, nie odstawałby ani na centymetr. „Blue Tip” jest tak bardzo z podręcznika „Jak napisać piosenkę” autorstwa Rica Ocaska, że głowa boli, ale koniec końców myślę, że Benjamin Orr byłby dumny. (Kuba Ambrożewski)

Gang Gang Dance - Glass Jar (9/10)

W środku słonecznego kalifornijskiego lata roku 1999 zostaje ukradziony van z większością gitar Sonic Youth. Miesiąc później grupa przystępuje do pracy nad najnowszym albumem. Nową dekadę witają „NYC Ghosts & Flowers” – płytą wracającą do awangardowych początków grupy. „Glass Jar” to pierwszy utwór udostępniony po spłonięciu całego sprzętu Gang Gang Dance. Nawiązanie do SY może wydawać się przesadą, ale po paru odsłuchach trudno nie popaść w euforię. Początek zwodzi, zapowiadając rezygnację z sztandarowego naspeedowanego, schizofrenicznego brzmienia kolektywu. Jednak kwasowy ambient, znany z takich utworów jak „Egowar”, z czasem rozwija się, pędzi i eksploduje wraz z pojawieniem się charakterystycznego śpiewu Lizzi Bougatsos. Jedenaście minut oszałamiającej kraut-tribal-elektronicznej ekstazy, które ma otwierać ich najnowszy krążek, zostawia nas z większą ilością pytań niż odpowiedzi: jaki będzie follower „Saint Dymphny”?, czy zespół zaliczy artystyczną woltę?, czy to reprezentatywny fragment czy zmyłka? , czy i jak pożar odcisnął piętno na brzemieniu zespołu?, czy aby na pewno moje żelazko zostało wyłączone? Na odpowiedzi trzeba będzie poczekać, ale jak na razie zostaje się cieszyć przepysznym „Glass Jar”. (Andżelika Kaczorowska)

Junior Boys - ep (8/10)

Breaking news! Gdybyśmy nie spóźnili się z update’em, „ep” musiałoby poczekać do marcowego wydania MwS, a wraz z nim wieści o koncercie na Offie i nowej płycie „It’s All True” (premiera w czerwcu). „ep” ma w sobie coś z każdej z poprzednich płyt duetu – emocjonalną intensywność, metapopowość i dekonstrukcyjny charakter „Last Exit”, arpeggia „So This Is Goodbye” i przystępność „Begone Dull Care”. Intro sugeruje jeszcze kierunek podobny do ostatniego dziełka Destroyera i zwiększenia roli żywych instrumentów (eleganckie, smooth pociągnięcia gitary), ale już po minucie Greenspan porzuca ten trop i intonuje klasycznie juniorboysową melodię. Jedynym zaskoczeniem jest brak bitu – po niemal dyskotekowych groove’ach ostatniego krążka, tym razem duet zostawia w miksie śladowe ilości bębnów i zaznacza tempo okazjonalnymi klaśnięciami. No i konia z rzędem temu, kto wymyśli w 2011 roku częściej cytowaną linijkę niż tak-meta-że-aż-boli I love you so bad and I wanna repeat it. (Kuba Ambrożewski)

Nottee - Don’t Waste Your Light On Me (8/10)

Tylko Lady Gaga wie, jak sprzedać Ace Of Base w nowym opakowaniu? Nie tylko. W dodatku ona to robi dosłownie i łopatologicznie, dopiero kolaboracja dwójki Szwedów, którzy zapewne spuściznę rodzimej muzyki pop mają w małym placu, pokazuje jak mądrze, nieoczywiście zinterpretować leniwy, prosty electro-pop grupy z Göteborga. Dla Nottee okno na świat otworzyła amerykańska wersja popularnego serialu „Skins”, gdzie w jednym z odcinków pojawił się jej skromny, uroczy kawałek „I’d Give You All The Best”. Następnie pomocną dłoń podał rodak, Henning Fürst z The Tough Alliance i tak oto powstało „Don’t Waste Your Light On Me” – szalenie chwytliwy singiel, ale poukładany, przemyślany, raczej grzeczny i dziewczęcy, zdradzają inspiracje popowymi kompozycjami z wczesnych lat 90., które wtedy wymiatały na skandynawskich i europejskich listach przebojów. Życzę Nottee co najmniej powtórzenia ich sukcesów i mówię Wam: będzie jeszcze o niej głośno. (Kasia Wolanin)

Rainbow Arabia - Without You (7/10)

Zaczyna się od ulicznych bębnów, ale nie doczekamy się po nich wejścia wuwuzeli i piłkarskich okrzyków. Zamiast tego będzie dość łagodna melodia, która rozwinie się w stronę krzykliwego, zaczepnego lo-fi popu z upierdliwym motywem klawiszowym. Nie powstydziłoby się go nawet Crystal Castles. Jednak jest tam ta cała roztrzepana Tiffany, która z gracją i wdziękiem Siouxsie, przesuwa ten kawałek w stronę pogodniejszej i weselszej wersji Evangelicals, jeśli ich jeszcze pamiętacie. A kończy się to wszystko letnim, leciutkim, znów bębnowym motywem trochę na chillwave’ową modłę. „Without You” to jednak niezła zagrywka ze strony Rainbow Arabia. Płytę tego duetu wydaje Kompakt – wytwórnia znana z promowaniu brzmień elektronicznych, klubowych, mało mainstreamowych i w gruncie rzeczy cała reszta krążka, z którego ten fajowy kawałek pochodzi, ma się nijak do zachęcającego zwiastuna. Trochę żal tej sympatycznej pary, ale przynajmniej jeden singiel wyszedł im przedni. (Kasia Wolanin)

The Strokes - Under Cover Of Darkness (7/10)

Casablancas i spółka „grają swoje”. Co z tego, skoro „Under Cover Of Darkness” może być ich najlepszym singlem od czasów „Is This It”, a już z całą pewnością przebija cokolwiek z „First Impressions Of Earth”. Świetny kwadratowy riff, niezawodna bitmaszyna Fabrizio Moretti, eksplozja melodii w refrenie, no i wokal Juliana „co to za pozerek” Casablancasa. Oczywiście granie a la new rock revolution w 2011 roku wydaje się w teorii wątpliwym pomysłem, a ten numer mogli równie dobrze nagrać The Libertines, The Hives, The Vines, The Datsuns, The Von Bondies, Jet, The Zutons, The Hiss, Babyshambles, French Kicks albo Dirty Pretty Things, ale tak się składa, że nagrali go właśnie Strokes i nie sądzę, żeby był to przypadek. (Kuba Ambrożewski)

Summer Camp - I Want You (7/10)

Jeśli przypomnicie sobie ich poprzednie wcielenia, to najnowsze może początkowo okazać się sporym zaskoczeniem. Przy „Ghost Train” zdawali się przyłączać do chillwave’owego pochodu pierwszomajowego, w „Round The Moon” nieźle zaszaleli z soundtrackiem na roztańczony, wakacyjny obóz dla miejskiej młodzieży. W „I Want You” Summer Camp odrabiają lekcję z bardzo smutnego disco tak pilnie, że od drugiej minuty tego numeru można im pomylić z jakimś sztandarowym bandem z Italians Do It Better. Zmiana brzmieniowa, nowa wyrazistość Londyńczyków idzie w parze z profesjonalizacją ich luźnej do tej pory twórczości: „I Want You” to świadomy krok ku debiutanckiemu albumowi, przy którym z Summer Camp wspomaga basista Pulp, Steve Mackey. Oby to była owocna współpraca. (Kasia Wolanin)

TV On The Radio - Will Do (7/10)

TV On The Radio to maksymaliści. Może nie w tym sensie co Muse, ale chłopaki lubią rozmach w produkcji. A najnowszy singiel tonie od wielości elementów, jakie zdołali tam upchać. Zaczynają cymbałkami, pseudo-dubstepowym beatem i melodramatycznym zaśpiewem, co zresztą świetnie koresponduje z ich egzystencjalnymi ciągotami w tekstach, by następnie wejść z gitarą i chwytliwym refrenem. Wychodząc z założenia, że od przybytku głowa nie boli, od połowy utwór potraktowali przesterami i zwielokrotnili partie wokalne. W tle da się wyśledzić nawet instrumenty smyczkowe. A to wszystko na przestrzeni niecałych czterech minut. Mogło wyjść już naprawdę niestrawnie, ale dziwnym trafem tak nie jest. Może dlatego, że nie zapomnieli komponując „Will Do” o cesze, za którą pokochali ich fani – przebojowości. Dzięki temu śmiem czekać z niecierpliwością na następcę „Dear Science”. (Andżelika Kaczorowska)

Violens - When To Let Go / Be Still (7/10)

Muzyczny świat jest pełen paradoksów. Okazuje się że nowojorczycy z silnie anglosaską płytoteką zostają należycie docenieni za debiut „Amoral” wg podsumowania podsumowań tylko na wycinku kontynentalnej części Europy – w naszym pięknym kraju oraz we Francji. Gdyby do zachwytów przełączyły się Niemcy, zespół byłby idealnym kandydatem do artystycznego uwiecznienia spotkania Trójkąta Weimarskiego. Kancelaria Prezydenta RP odmówiła komentarza w tej sprawie.

Violens nie wydają się zniechęceni niesprawiedliwie chłodnym przyjęciem debiutu i na początek nowego roku serwują duet nowych utworów, inaugurujących dziewięcioczęściowy cykl nagrań. Są one przemyślaną kontynuacją i rozwinięciem koncepcji o kolejne sąsiadujące przylądki. Na pierwszy plan „When To Let Go” wybijają się już doskonale przećwiczone byrdsowskie harmonie wokalne i stonowana, melodyjna gitara. Tak jakby The Cure miało kiedyś związek z Paisley Underground i wytwórnią Slumberland. „Be Still” jest na ten moment w wersji niekompletnie zmasterowanej, jednak i w takiej postaci mocno dobija się post-punkową prostotą gitarowych sekwencji, przełamywanych w refrenie migawkami metalicznych wizji. W obu utworach kluczową rolę pełni precyzyjna sekcja rytmiczna, nie tak jednak masywna jak na „Amoral”. Całość miksu nie oddycha swobodnie pełną piersią, a trochę nieśmiało spogląda w stopy. Violens udowodniają, że czują się swobodnie w swojej pracy i bez względu na obraną konwencję są w stanie ostemplować utwory swoimi pieczęciami i skutecznie ominąć mielizny obranej stylistyki. Mam przeczucie, że to jeszcze nie koniec niespodzianek od Elbrechta i spółki. Stay tuned. (Sebastian Niemczyk)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: szczur
[20 marca 2011]
ale nie, szystko łapię ale znajdźcie mi takich harcerzy
Gość: kostucha
[18 marca 2011]
\"krawat\" całkiem zawadiacki numer, co nie zmienia faktu, że mocno harcerski. jakis sensowny punkt odniesienie to juz bardziej http://www.youtube.com/watch?v=6_oPjyy6pMg a nie \"luciola\" na boga. jakaś bardziej sensowna skala - z którą można by podyskutowac - 5-6 ...9/10- halo czy leci z wami pilot ?
Gość: megisz
[16 marca 2011]
Aa i jeszcze australijskie Helsinki: super, że wrócili, byli tacy cheerful. Teraz są cheerful & sexy yeah :D
Gość: megisz
[16 marca 2011]
Zgadzam się z przedmówcami, jeśli chodzi o Violens i Be Still - the best of these:)
Tak samo w kwestii Dżunior Bojsów: singiel jest ok i zdecydowanie lepszy od Begone...pozdro i czekamy na Offa :)
Gość: Marcin Nowicki
[16 marca 2011]
\'przystępność \"Begone Dull Care\"\'

Przepraszam, ale tak samo nudna płyta jak te późniejsze albumy Travis. Analogicznie. No chyba, że jesteś \"synthsistą\" Kuba :>

Pierwsze dwie płyty - ok, mocne, zgoda. Gdy ukazały się, słuchałem tego z przyjemnością. Ale \"Begone\" to nudna, wyprana z emocji jazda na autopilocie. Pisałem swego czasu recenzję i miałem wrażenie, że goście wcisnęli przycisk,, wyszli z pokoju..... Wrócili po godzince i komputer miał gotową płytę. Miałaby trwać 900 minut - wyszliby na 910 minut. Beznamiętne plumkanko. Centralnie wtórne w stosunku do dwóch pierwszych LPs. Muzyka dla zblazowanych finansistów, którzy kierują się jedynie recenzjami z muzycznej rubryki w magazynie ART Deco Monthly. Podłapującym zajawki z dwusezonowym opóźnieniem. Coś w tym typie.

Nowy singiel - zapętlony vintage syntezator jakże spoko, \'ataki\' tegoż w tym para mostku również. Tyle że to zawsze była ich najmocniejsza strona. Znów - wokal - koszmarek. Jakby przypadkowy kasjer z IKEI. Plaga takich głosików, tego sposobu śpiewania = jeden ze smutniejszych zwrotów w muzyce rozrywkowej ostatnich 10 lat. Włączam Scritti Politti sprzed pierwszej wojny światowej. Niby podobny disco-chill, chwilami bardzo. Ale tam wokale \'zapodaje\' gość, który mnie tym śpiewaniem zachęca, przyciąga. A tutaj jak czytanie wywiadu z Martą Żmudą... No ale może dla kogoś stanowi to wręcz walor, nie wiem.




Gość: mateuszmateusztaktakmamnaimię
[16 marca 2011]
Nowe dzieło afrojaxa jak dla mnie jest do połknięcia od razu. Potęga tego hook-u w refrenie pomieszała mi plany na dzisiejszy dzień, a świetny tekst zakorzeniając w podświadomości potwierdził tylko to , że została wyśpiewana prawda. Gorące pozdro 600 dla chłopaków.
Gość: -=+
[16 marca 2011]
jasna cholera, nie przyznaję się do wypowiedzi poniżej - ten bełkot nie powinien mieć miejsca, przepraszam ;)
Gość: -=+
[16 marca 2011]
\"NYC Ghosts & FLOWERS\" chyba. zresztą nawiązanie do SY nie jest przesadą i się taką nie wydaję, bo porównanie dotyczy przecież zbliżonej historii, a nie wagi dorobku artystycznego, niepotrzebne tłumaczenie. porównanie do SY wydaje mi się bezcelowe, sprawia wrażenie od czapy totalnie. pojawienie się nazwy na początku przykuwa uwage, a potem brak rozwinięcia tak naprawdę, od czapy to. ocena dwa oczka przestrzelona.

junior boys - dokładnie.

afro kolektyw - nam się ta polandowość tak przejadła i zbrzydła chyba, że mamy kłopoty już, awersję post-Kultową, żeby ten utwór docenić. zmieszany byłem długo refrenem również, ale wyluzowałem i zaskoczyło. tego typu nośne zaśpiewy, nie są złe same w sobie, tyle że są tak cholernie lubiane przez nielubiane przez niezal-światek zespoły. a teraz wciąż mi się śpiewa ten refren. 8/10

Gość: mi
[15 marca 2011]
afro bardziej przypomina bielizne
Gość: warna
[14 marca 2011]
Strokesi nudni jak zawsze <bojówkifranzaferdinanda>
Gość: night
[14 marca 2011]
naprawdę Kubo dobrze oceniasz ten pierwszy singiel The Strokes? jak w takim razie ustosunkujesz się do kwadratowej twórczości Fratellis? ;) dla mnie to ich najgorszy singlowy kawałek, chociaż 'You're So Right' już o dziwo zajebisty

zresztą, dzisiejszy wyciek udowodnił że ci kolesie niezbyt wiele mają już chyba ciekawego do powiedzenia (przynajmniej w zespole, bo solówkę Juliana lubię hahahaha),

ps: nigdy też nie rozumiałem aż tak wielkiej krytyki 'First Impressions', przynajmniej single tam były na poziomie.
Gość: szczur
[13 marca 2011]
gdyby ten glass jar okroić o siedem minut, byłaby siódemka w skali screenagers ;).
Gość: niego niezalogowany
[13 marca 2011]
Po pierwszym kontakcie z singlem Rainbows Arabia byłem głęboko zniechęcony przesadnie czytelną rytmiką. Jak się okazuje ten zespół jest jednak bardziej taneczny niż dziwaczny i w tej kategorii jest naprawdę ok. No i brakuje troszkę pustyni na teledysku:(

Co do GGD równowaga proporcje-gęstość chyba została zachwiana co nie do końca mi pasuje. Nie zmienia faktu, że nowy album chcę.
Gość: tele morele
[13 marca 2011]
glass jar to potężny instant classic. oczekiwania z gatunku ogromnych, przy czym nie należę do oddanych fanów grupy...

nie ma dwóch moich ulubionych singli marca: "partyboy" boris i "the great pan is dead" cold cave, ale pewnie nie trawicie zbytniej egzaltacji, więc wybaczam
Gość: Maciej
[13 marca 2011]
No to w każdym razie powinniśmy podpalić magazyny muzyków Radiohead, może teraz nagrają coś lepszego.
Gość: cieć
[13 marca 2011]
ja nie rozumiem o co biega z tym ggd, wielbię poprzednie lp, ale ten singiel spłynął zupełnie po mnie
Gość: nekrof
[12 marca 2011]
Jaranie się Afro Kolektywem w 2011 roku jest słabe, jak i sam "Krawat". "Polandowy do bólu" pisze imć Ambrożewski i tak, ból jest.
Gość: mateusz m
[12 marca 2011]
W ogóle to wspólna nota dla obu utworów Violens jest trochę bez sensu.
kuba a
[12 marca 2011]
Dla mnie oba kawałki Violens spokojnie na osiem, podzielam entuzjazm Bartka odnośnie "Be Still".
nieseba
[12 marca 2011]
Widzę że w tym miesiącu innym redaktorom udzielił się hurraoptymizm. W takim wypadku możecie podnieść sobie w myślach ocenę dwupaku Violens o jedno oczko :)
Gość: skrent
[12 marca 2011]
Ashes and Dialect - Burning
http://www.youtube.com/watch?v=UF0oSg-IiTU
Gość: hejter
[12 marca 2011]
żaden nie zasługuje, jak już to "kwasowy ambient" (sformułowanie z dupy) Gang Gang Dance jest najbliżej tej oceny
bartosz i
[12 marca 2011]
Jeżeli jakiś kawałek w tym zestawie zasługuje na dziewiątkę, to tylko "Be Still" :)

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także