C86 - dwadzieścia lat później

Zdjęcie C86 - dwadzieścia lat później

Artykuł o historii brytyjskiego indie-rocka należy zacząć od nawiązania do zupełnie innego gatunku. Kiedy w połowie lat osiemdziesiątych muzyka hip-hopowa dotarła również i na Wyspy, znalazła tak swoich gorących zwolenników, jak i przeciwników. Chciałoby się powiedzieć - jak wszędzie indziej - i lecieć dalej. Chwila, moment. Z dzisiejszej perspektywy lata 1984-86 były rocznikami mocarnymi. Każdy kto czyta ten tekst mógłby prawdopodobnie skonstruować bardzo silne dziesiątki swoich ulubionych albumów z tych lat. Paradoksalnie jednak, pomimo zaistnienia takich grup jak The Smiths czy The Jesus & Mary Chain, wiele mówiło się wówczas o kryzysie w szeroko pojętym światku niezależnego rocka, w którym dawno posprzątano już po punkowej zawierusze i wciąż szukano nowej, zdecydowanej ścieżki rozwoju. Sprzedaż wiodących tygodników, w tym ukazującego się już od lat pięćdziesiątych New Musical Express, zmalała do rejonów zagrażających ich dalszemu egzystowaniu.

Wielu dziennikarzy NME szansę na ponowny wzrost dostrzegło właśnie w nadciągającym zza Oceanu hip-hopie, rozszerzeniu profilu pisma o jeszcze większą ilość elementów kultury afro-amerykańskiej. Stąd ich realny konflikt ze zwolennikami gitarowej tradycji; to, co przeszło do historii jako „hip-hop wars”. Ci drudzy niewątpliwie potrzebowali konkretnych narzędzi, aby bronić swoich poglądów czy po prostu określonej wizji pisma. Wciąż pamiętano o sukcesie składankowej kasety z 1981 roku, nazwanej po prostu C81 i wydanej z okazji piątej rocznicy pierwszej niezależnej brytyjskiej wytwórni – Rough Trade. Wpadli więc na analogiczny pomysł, który w założeniu miał wykreować nową, prężną scenę indie-popowych grup, a ta już swoją siłą z łatwością pociągnęłaby cały rynek, w tym i pismo.

Czy się udało? I tak, i nie. C86 jako wspólny szyld dla często skrajnie różnych od siebie grup, które łączyła tylko nie do końca jasno rozumiana niezależność, funkcjonować nie ma prawa. Zespołów, które zakwalifikowano (bo w praktyce był to niemal casting) na składankę nie łączyło wiele, poza potraktowaniem kasety jako znakomitej platformy promocyjnej. Z C86 wiązało się nie tylko dotarcie do tysięcy brytyjskich gospodarstw domowych, ale i zainteresowanie innych magazynów, możliwość supportowania prawdziwych gwiazd niezależnego rocka czy uczestnictwo w specjalnie organizowanych przez NME trasach koncertowych (dziś też coś takiego mają, prawda?).

Udało się natomiast pokonać hiphopowego „wroga”. O wszystkim zadecydowały żelazne prawa rynku. Numery z czarnoskórymi artystami na okładkach sprzedawały się źle. Czytelnicy wyraźnie nie akceptowali łapania tak wielu srok za ogon. NME musiało się określić i zrobiło to, wybierając kierunek gitarowy. Przy wsparciu nieocenionego Johna Peela, będących w życiowej formie The Smiths i całego zastępu młodych grup rynek powoli wychodził z kryzysu. Kilka z tych zespołów zrobiło duże kariery. Część próbowała dość szybko wydostać się z rockowego getta, ale powiodło się tylko Primal Scream. Co stało się z nimi, The Wedding Present i pozostałą dwudziestką? Gdzie ich zaniosło C86 wtedy i gdzie są dziś? Czytajcie dalej.

Zdjęcie C86 - dwadzieścia lat później 1

1. Primal Scream - Velocity Girl

Wprawdzie muzyka, dzięki której Bobby Gillespie uniknął etykietki Pete’a Besta lat osiemdziesiątych (to jasna aluzja do jego odejścia z The Jesus & Mary Chain po wydaniu „Psychocandy”) miała dopiero powstać, ale i tak dziś początki Primal Scream wydają się być przesadnie lekceważone. Te osiemdziesiąt sekund możemy uznać za prawdziwie kultowe. Niby ot taka sobie, prosta, byrdsowska melodyjka, ale nie bez przypadku powiada się o refrenie słynnego „Made Of Stone” The Stone Roses, że jest jej wielkim dłużnikiem. Utwór doczekał się też coveru Manic Street Preachers. Pomimo konsekwentnengo, ale prawie zawsze bardzo zaskakującego rozwoju, od samego początku aż po dziś muzykę Primal Scream można określić mianem narkotycznej. Taki też był debiut „Sonic Flower Groove” wydany w 1987 roku, odważnie sięgający do kolorowych brzmień lat sześćdziesiątych. Prawdziwy boom związany z glasgowczykami rozpoczął się w 1990 roku, wraz z pojawieniem się singla „Loaded”. O „Screamadelice” (1991) pisaliśmy już dość wyczerpująco. Kolejne płyty, może poza silnie zapatrzoną w The Rolling Stones „Give Out But Don’t Give Up” z 1994 roku, były odważnymi deklaracjami artystycznymi zespołu, który nigdy nie miał w zwyczaju kompromisowych rozwiązań. Wraz z upływem lat do zespołu dołączali zresztą coraz bardziej znani muzycy: najpierw ex-klawiszowiec Felt Martin Duffy, następnie były basista The Stone Roses Mani, wreszcie, w charakterze współpracownika, ex-lider My Bloody Valentine, Kevin Shields. Będący wielką inspiracją dla sporej części brytyjskiej, nie tylko gitarowej sceny zespół jest oczywiście wciąż aktywny wydawniczo.

Zdjęcie C86 - dwadzieścia lat później 2

2. The Mighty Lemon Drops - Happy Head

Co mają ze sobą wspólnego takie grupy jak Ride, My Bloody Valentine, The Chills, The House Of Love i The Wonder Stuff? Wszyscy w latach osiemdziesiątych supportowali The Mighty Lemon Drops. Pochodzący z Wolverhampton post-punkowcy w 1986 roku byli spóźnieni bardziej niż polska Siekiera. Ich debiutancki singiel i równocześnie tytułowy utwór z pierwszego albumu to piosenka brzmiąca jakby wyjęto ją żywcem z „Crocodiles” Echo & The Bunnymen. Tylko że tamta płyta wyszła w roku 1980, a w drugiej połowie dekady takie granie było już mocno nieświeże, nawet jeśli kompozycje miało się tak solidne jak „Happy Head”. Nic więc dziwnego, że zespół nigdy nie doczekał się szerszego uznania, pomimo kontraktu z wytwórnią Sire i poklasku, jaki wzbudził u części krytyki ich trzeci, bunnymenowsko-jamesowski LP „World Without End” (1988). Mimo wszystko 1986 był ich dobrym rokiem, nie tylko ze względu na C86, ale i znalezienie się na sporządzanej przez Johna Peela, zawsze prestiżowej Festive Fifty z utworem „Like An Angel”. Który znów potwierdza, że nawet kiedy wznosili się na wyżyny swoich możliwości, nie byli niczym więcej niż bardzo udaną kalką.

Zdjęcie C86 - dwadzieścia lat później 3

3. The Soup Dragons - Pleasantly Surprised

Różnymi drogami dochodziły do wspólnej stacji pt. madchester brytyjskie kapele. The Stone Roses byli gangiem tajemniczych post-punkowców, a The Soup Dragons rasowo punk-popowym składem. Zanim stali się typowymi koniunkturalistami nagrywali więc całkiem przyzwoitą, szczerą muzykę, taką jak w tej właśnie, zapowiadającej ich debiut z 1987 roku piosence. Słyszymy tu dużo, bardzo dużo Buzzcocks i niewiele ponadto. Potem przyszedł rok 1989 i jeśli nie grałeś jak klon Roses i Mondays, ciężko było zarobić. A że talentu songwriterskiego brakowało, Soup Dragons wzięli na warsztat „I’m Free” The Rolling Stones, zrobili z 60’sowskiej deklaracji wolności uniwersalny baggy anthem i wylansowali swój jedyny duży przebój. Przynajmy, że byli konsekwentni – w 1995 kończyli karierę płytą „Hydrophonic”, której słuchając Mick i Keith pewnie śmieliby się szyderczo.

Zdjęcie C86 - dwadzieścia lat później 4

4. The Wolfhounds - Feeling So Strange Again

The Wolfhounds dorzucili drugi po openerze składanki utwór, który jednoznacznie kojarzy się z brzmieniem dziś określanym hasłem C86. Echa college-rockowej twórczości zza oceanu, naiwna melodyjność lat sześćdziesiątych i szczera prostota zespołu, który jeszcze nie za wiele potrafi, ale bardzo chce (ta nieudolna solówka pod koniec, to urocze). Zadziwiająco, kiedy jednak przypatrzeć się reszcie ich dorobku, wygląda to zupełnie inaczej. Londyńczycy niewątpliwie sporo zawdzięczali tak surowemu stylowi The Fall, Sonic Youth i Husker Du, jak i wykonawcom spod znaku 4AD. Utrzymując gitarowe eksperymenty w ryzach stosunkowo tradycyjnego songwritingu i okrasiwszy to politycznymi aluzjami, byli od początku jednym z wybijających się zespołów swojego podziemnego skrawka sceny. Większa publiczność zignorowała jednak ich albumy, wobec czego w roku 1990 grupa zakończyła działalność. Przez sześć burzliwych lat jej istnienia przez skład przewinęły się takie nazwiska jak późniejsza gitarzystka Stereolab Mary Hansen czy, również gitarzysta, Matt Deighton – grający w zespole Paula Wellera oraz wspomagający Oasis na trasie promującej płytę „Standing On The Shoulder Of Giants” w 2000 roku, m.in. podczas koncertu w Warszawie.

Zdjęcie C86 - dwadzieścia lat później 5

5. The Bodines - Therese

Wpływowość Echo & The Bunnymen stwierdziliśmy już pod indeksem drugim. Jednak podczas gdy The Mighty Lemon Drops wskrzeszali post-punkowe oblicze liverpoolskiego kwartetu, The Bodines eksplorowali późniejsze, popowe brzmienia „Bring On The Dancing Horses”, nie zapominając przy tym o dwóch standardowych inspiracjach każdej wyspiarskiej kapeli indie-popowej z tamtego okresu, czyli The Smiths i Orange Juice. Tak kojarzył się zarówno ich pierwszy singiel, wydany nakładem Creation „God Bless” z 1985, jak i umieszczona tu „Therese” – najlepsza kompozycja grupy czy wręcz jeden z wzorców bezpretensjonalnej jangle-popowej piosenki. Wywodzący się z położonego pod Manchesterem miasteczka Glossop i złożony z nastolatków zespół miał przede wszystkim dużego nosa do brit-popowych melodii, co sprawia, że praktycznie wszystkie jego produkcje bronią się do dziś w sympatyczny sposób. Rok po zaprezentowaniu się na C86 grupa wydała swój jedyny album długogrający. Wyprodukowane przez przyszłego lidera Lightning Seeds Iana Broudie i utrzymane w stylu dotychczasowych nagrań grupy „Played” jednak nie odniosło żadnego sukcesu komercyjnego, wskutek czego The Bodines wydali jeszcze lekko madchesterskiego singla „Decide” w 1989 i rozpadli się wkrótce potem. Frontman Michael Ryan próbował w początkach kolejnej dekady szczęścia wydając album z grupą Medalark Eleven, znów w barwach Creation, znów bez większego powodzenia.

Zdjęcie C86 - dwadzieścia lat później 6

6. Mighty Mighty - Law

Utwór zgłoszony przez pochodzący z Birmingham zespół kontynuuje linię szkockiego tanecznego popu Orange Juice, łącznie z manierą wokalisty Hugh Harkina. Jedyny longplay Mighty Mighty ukazał się dwa lata później i przeszedł niezauważony wszędzie poza Japonią, gdzie nieoczekiwanie grupa doczekała się zawiązania silnej grupy fanów. Po rozpadzie zespołu Harkin zajął się promocją i produkcją muzyki (próbował rozkręcić własny label Little Symphonies For The Kids, a obecnie współpracuje z niezależną wytwórnią Modesty Blaise).

Zdjęcie C86 - dwadzieścia lat później 7

7. Stump - Buffalo

Niewiele wspólnego z beztroskimi melodiami i dzwoniącymi gitarami ma propozycja Stump – założona jako alternatywa dla wszechobecnych power-popowych zespolików londyńska formacja zdradza raczej fascynację eksperymentami spod znaku Captaina Beefhearta. Debiutujący w 1986 roku epką i mini-albumem muzycy twierdzili wręcz, że na składance znalazła się najsłabsza z ich ówczesnych kompozycji. Niemniej jednak Stump wzbudzili spore zainteresowanie wytwórni i wkrótce potem podpisali kontrakt z Ensign, stając się kolegami klubowymi Sinead O’Connor i The Waterboys. Totalną klapą zakończył się wyjazd do Berlina, gdzie przy współudziale niemieckiego producenta Holgera Hillera i Stephena Streeta miał narodzić się długogrający debiut Stump. Z usług pierwszego szybko zrezygnowano, Street wkrótce potem zdradził Stump dla Morrisseya. W 1988 roku, po dziewięciu miesiącach olbrzymich zawirowań wokół płyty, „A Fierce Pancake” wreszcie został zamknięty. „Melody Maker” umieścił nawet z tej okazji zespół na swojej okładce z wymownym tytułem: Trout Mask Replicants. Jak się okazało, były to ostatnie podrygi Stump – podczas gdy basista Kev Hopper przeżywał fascynację rolą samplingu w muzyce, jego kolegów pochłaniały rockowe grupy w rodzaju Husker Du. Kilka miesięcy po debiucie zespół był historią, a Hopper podążył solową, awangardową ścieżką realizując swoje elektroniczne pomysły.

Zdjęcie C86 - dwadzieścia lat później 8

8. Bog Shed - Run To The Temple

Czwórka muzyków z hrabstwa York zawiązała się w 1985 i wczesnymi nagraniami zyskała szybkie uznanie Johna Peela. Pochodzący z ich pierwszego, wydanego w 1986 roku albumu „Step On It” utwór jest w istocie próbką monotonnego, kanciastego, pozbawionego większej melodyjności post-punku. Po ukazaniu się kilku kolejnych singli i jeszcze jednej płyty długogrającej „Brutal” (1987), nie potrafiący pozbyć się etykietki niewolników jednej audycji zespół zakończył działalność. Solową karierę próbował kontynuować charakterystyczny wokalista Bog Shed, Phil Hartley, jednak po kilku falstartach i on spasował.

Zdjęcie C86 - dwadzieścia lat później 9

9. A Witness - Sharpened Sticks

Spadkobiercy motorycznego post-punku Public Image Ltd. i Pere Ubu pozostawili po sobie kilka epek i dwa albumy, a ten oto krótki, wykrzyczany utwór z bezlitośnie konsekwentnym automatem perkusyjnym pochodzi z debiutu „I Am John’s Pancreas” (1986). Koniec działalności zespołu został wymuszony przez tragiczną śmierć gitarzysty Ricka Aitkena podczas wspinaczkowej wycieczki w październiku 1989. Wokalista Keith Curtis wkrótce po tym dołączył do The Membranes w charakterze gitarzysty, a po rozpadzie tamtych wraz z ich liderem Johnem Robbem utworzył wciąż istniejący, punkowy Goldblade. Ciekawostką w dorobku A Witness są dwa covery: „Break On Through” The Doors i „Tomorrow Never Knows” The Beatles, oba do odnalezienia na wydanej przed kilkoma laty składance „Threaphurst Lane”.

Zdjęcie C86 - dwadzieścia lat później 10

10. The Pastels - Breaking Lines

Wymieniani jednym tchem zaraz za Primal Scream i Wedding Present Szkoci powstali już w 1982 roku na fali tzw. brzmienia Nowej Szkocji (Josef K, Aztec Camera, Orange Juice) i choć szybko nawiązany kontrakt z Creation, która wydała im kilka singli mógł być dla zespołu czymś wielce obiecującym, na długogrający debiut musieli poczekać aż do 1987 roku. Jednak stosunkowo oryginalny styl The Pastels dał się poznać już na „Breaking Lines” (być może tak brzmieliby Teenage Fanclub gdyby słuchali mniej The Byrds, a więcej amerykańskiego college rocka). O longplayu „Up For A Bit With The Pastels” mówi się jako o jednej z najistotniejszych płyt wydanych przez grupy z kręgu C86. Druga płyta długogrająca – „Sittin’ Pretty” – ukazała się w 1989, ale był to już zmierzch pierwszego wcielenia zespołu. Wyróżnikiem tego okresu w historii The Pastels była umiejętność budowania zachęcających, melodyjnych, choć nieco sennych kompozycji w oparciu o bliskie zeru umiejętności instrumentalne, co każe widzieć w nich wyspiarskich duchowych kuzynów Galaxie 500. W latach dziewięćdziesiątych twórczość formacji nabrała bardziej profesjonalnych kształtów, kiedy z podstawowego składu ostali się tylko lider grupy Steven McRobbie i basistka Aggi Wright, a do inspiracji zespółem zdążyli się już przyznać Kurt Cobain, Kevin Shields czy Sonic Youth. Sam Steven pozostaje kultową postacią na szkockiej scenie nie tylko ze względu na dowodzenie The Pastels – prowadzony przez niego niezależny label 53rd and 3rd miał duży wpływ na rozwój kariery tak ważnych szkockich grup jak The Jesus & Mary Chain, The Shop Assistants czy BMX Bandits.

Zdjęcie C86 - dwadzieścia lat później 11

11. Age Of Chance - From Now On, This Will Be Your God

O wywodzącym się z Leeds Age Of Chance mówi się jako o kolejnym piętrze drzewa genealogicznego zapoczątkowanego przez Gang Of Four, choćby ze względu na pochodzenie i identyczny rozkład ról w zespole. Wydawani początkowo przez ich własny label o wiele mówiącej nazwie Riot Bible szybko zyskali uwagę Johna Peela, który chętnie sięgał po ich pierwsze single łączące gitarowy brud i chaos (tak dobrze znany z płyt The Stooges), krzykliwe wokale i taneczność w sferze rytmicznej (sam zespół klasyfikował się jako sonic-metal-disco). Tak jak ten właśnie utwór. Po początkowej fascynacji gitarowymi eksperymentami The Pop Group czy Glenna Branki, wraz z rozwojem zespół wykazywał coraz większe zainteresowanie tak klasyczną muzyką taneczną (cover „Disco Inferno” The Trammps), jak i nowoczesnymi osiągnięciami r’n’b (spory sukces ich wersji „Kiss” Prince’a) i hip-hopu (remikserska współpraca z Public Enemy). Po wydaniu dwóch albumów w 1987 i 1990 roku Virgin Records podjęło decyzję o rozstaniu się z Age Of Chance, jako że artystyczna wizjonerka AOF nie szła w parze z komercyjnym powodzeniem. Grupa rozpadła się wkrótce potem. Związki z muzyką utrzymuje jedynie wokalista Steve Elvidge, ale jedynie w charakterze disc-jockeya w klubach Leeds i Yorku.

Zdjęcie C86 - dwadzieścia lat później 12

12. The Shop Assistants - It's Up To You

W porównaniu do większości sąsiadów ze składanki, pochodzący z Edynburga Shop Assistants byli w momencie jej wydania już stosunkowo doświadczoną grupą z trzyletnim stażem. Już w 1983 roku wydali pierwszego singla jako Buba & The Shop Assistants, w składzie ze Stephenem McRobbie, potem znanym z grupy The Pastels. Kilka kolejnych małych płyt zaowocowało dobrym rokiem 1986: umową z Chrysalis, sesją u Johna Peela, wydaniem jedynego w historii grupy self-titled longplaya i wreszcie zaistnieniem na tejże kompilacji kameralnym, zaaranżowanym przy udziale sączącej się gitary i dzwonków „It’s Up To You”. Dodawszy do tego spokojny, przywołujący chyba natychmiastowe skojarzenie z Nico wokal Alex Taylor, trudno się dziwić, że Shop Assistants przypinano etykietkę „twee”. Zespół rozpadł się rok później, a Taylor została współzałożycielką The Motorcycle Boy. Nie był to jednak koniec historii grupy – w 1989 roku muzycy, już bez Alex, zdobyli się na jeszcze jeden zryw, który zaowocował wydaniem dwóch singli (włącznie z coverem „You Trip Me Up” The Jesus And Mary Chain), ale po odejściu do The Pastels gitarzysty Davida Keegana i ten epizod nie okazał się niczym istotnym.

Zdjęcie C86 - dwadzieścia lat później 13

13. Close Lobsters - Fire Station Towers

Prowincjonalna kapela ze szkockiego Paisley nie mogła poszczycić się specjalnie oryginalnymi inspiracjami: w jej muzyce pobrzmiewały wyraźne echa The Smiths, Orange Juice i The Television Personalities czy nie mniej szlachetnej muzyki zza oceanu – The Byrds i college rocka spod znaku R.E.M. Miała za to spory talent do melodii. „Fire Station Towers” to ich pierwsze oficjalne wydawnictwo w ogóle: krótka, żwawa i urokliwa piosenka z interesującą linią basu. Po premierowym, średnio przyjętym albumie z 1987 roku, Close Lobsters osiągnęli pewien sukces w lecie 1988, wraz z wydaniem epki „What Is There To Smile About?”. Pochodzący z niej utwór „Let’s Make Some Plans” (przypominający nieco wczesne brzmienie Stone Roses) jawił się odważną wypowiedzią polityczną, a nakręcony do niego klip był chętnie grany przez jeden z najpopularniejszych wówczas magazynów MTV: 120 Minutes. Łabędzim śpiewem grupy był wydany w 1989 drugi longplay „Headache Rhetoric”. W kilka miesięcy po jego wydaniu Close Lobsters już nie istnieli. Przed rozpadem grupy nie uchronił ani bezapelacyjny songwriterski dryg, ani cover „Let’s Make Some Plans” autorstwa The Wedding Present, ani ich własne wersje „Hey Hey, My My” Neila Younga czy „Say Hello, Wave Goodbye” Soft Cell, ani wreszcie wspólne trasy z ex-frontmanem Husker Du Bobem Mouldem, Camper Van Beethoven czy That Petrol Emotion.

Zdjęcie C86 - dwadzieścia lat później 14

14. Miaow - Sport Most Royal

Cath Caroll, dziennikarka New Musical Express, zakładając manchesterski Miaow w 1984 roku miała już za sobą doświadczenie zdobyte w grupie o wdzięcznej nazwie The Gay Animals. Rok później ukazał się debiutancki singiel zespołu, a dwa lata później ich prościutka, retro-popowa pioseneczka znalazła się na drugiej stronie naszej składanki. Wkrótce potem Miaow zyskali angaż w Factory Records, który wypuściło ich dwa kolejne wydawnictwa. W tamtym okresie grupa miała niewątpliwy zaszczyt koncertować u boku m.in. Sonic Youth, Nicka Cave’a czy The Butthole Surfers. Jej kariera skończyła się jednak znacznie szybciej, niż można się było spodziewać. W październiku 1987 zespół zagrał swój ostatni koncert. Carroll na przełomie dekad opuściła Wyspy, by przenieść się do Nowego Jorku, gdzie zamieszkała ze swoim mężem, byłym basistą grupy Big Black. Jej solowy debiut z 1991 wydała jeszcze Factory, ale już dwie kolejne płyty, z 1995 i 2002 roku, ukazały się nakładem amerykańskich wytwórni.

Zdjęcie C86 - dwadzieścia lat później 15

15. Half Man Half Biscuit - I Hate Nerys Hug

Podczas gdy większość zespołów, które zagościły na C86 nie doczekała początku kolejnej dekady, Half Man Half Biscuit grają razem po dziś dzień. I podczas gdy większość z nich zdradzała inklinacje stricte popowe, HMHB zaproponowali porcję dzikiego, dość bezkompromisowego post-punku. Szybko przypadli do gustu Johnowi Peelowi, który uznał ich debiut „Back In The D.H.S.S.” za jedno z wydarzeń roku 1986, zanim jeszcze płyta w ogóle się ukazała. Album cieszył się zaskakująco dużym powodzeniem, uzyskując na koniec roku tytuł najlepiej sprzedającego się niezależnego longplaya roku. Antykomercyjne ideały HMHB nie pozwoliły jednak zespołowi w pełni skonsumować sukcesu. Ich ekscentryzm objawiał się na każdym kroku: w tekstach opowiadających o codziennych drobnostkach (kultowy utwór „All I Want For Christmas Is A Dukla Prague Away Kit” traktujący o grze w piłkarzyki), obśmiewaniu rockerskiego etosu czy wreszcie dwukrotnym odrzuceniu propozycji zagrania w popularnym telewizyjnym show Channel 4 „The Tube” (z uzasadnieniem, że w tym samym czasie odbywa się mecz ich ulubionych Tranmere Rovers). Wykazując niebywałą konsekwencję w samobójczych pod względem marketingowym działaniach, w 1987 roku, po wypuszczeniu na rynek kolejnego singla, gdy pozycja Half Man Half Biscuit na brytyjskiej scenie niezależnej była tak mocna jak nigdy dotąd, zespół podjął decyzję o rozwiązaniu się, by w tym samym składzie powrócić w roku 1990. Do dziś HMHB podtrzymują status dyżurnych ekscentryków wyspiarskiego podziemia. Od reaktywacji wydali osiem płyt długogrających, niektóre o tak wymyślnych tytułach jak „Trouble Over Bridgwater” czy „Achtung Bono” (na dostrzeżenie zasługuje też singiel z 1996 roku pt. „Paintball’s Coming Home”).

Zdjęcie C86 - dwadzieścia lat później 16

16. The Servants - Transparent

W historii powstałego w 1985 londyńskiego zespołu połapać się nie jest tak łatwo, jednak wszystkie zdarzenia osnute są wokół osoby Davida Westlake’a, który założył The Servants i dowodził grupą w jej pierwszym wcieleniu do końca 1986 roku. Wyraźnie zafascynowany latami sześćdziesiątymi dwudziestolatek nie ukrywał inspiracji The Velvet Underground, Dusty Springfield i The Beatles, choć z własnym zespołem brzmiał bardziej jak wczesne nagrania The Go-Betweens, w szczególny sposób zbliżając się do timbre głosu młodego Roberta Forstera. To właśnie Australijczycy przygarnęli The Servants podczas swoich brytyjskich koncertów w 1986 roku. Grupa zaliczyła też występ u boku Sonic Youth. W 1987 roku Westlake rozwiązał swoją macierzystą formację i wziął udział w dwóch interesujących kolaboracjach. Pierwsze to sesja dla radia BBC, podczas której David wystąpił wraz z większością składu The Go-Betweens (Forster, Vickers, Brown), a rangę wydarzenia podnosi fakt, że producentem nagrań był Barry Andrews, klawiszowiec m.in. z dwóch pierwszych płyt XTC. W październiku zaś Westlake doczekał się swojego pierwszego solowego albumu, nagranego ze zwerbowanym z ogłoszenia gitarzystą i klawiszowcem Lukiem Hainesem oraz sekcją rytmiczną innej kultowej grupy z Antypodów – The Triffids, czyli Martynem Casey’m i Alsym McDonaldem. Album zatytułowany po prostu „Westlake” nie okazał się jednak sukcesem, Creation rozwiązało z Davidem współpracę i wkrótce potem reaktywacja The Servants stała się faktem. Zespół w nowym składzie, chociaż wciąż dowodzony przez Westlake’a i Hainesa, wydał dwa single i długogrającą płytę „Disinterest” (1990), której tytuł dobrze oddawał rynkową sytuację The Servants. Haines w rok po rozwiązaniu grupy założył jedną z czołowych formacji brytyjskiego indie lat dziewięćdziesiątych – The Auteurs, a jako muzyk bardzo płodny wydał też bardziej eksperymentalny i polityczny album pod szyldem Baader Meinhof, by w nowej dekadzie skupić się na działalności w kolejnym projekcie – Black Box Recorder. Tymczasem Westlake od rozpadu The Servants przypomniał o sobie tylko raz i to w dużo mniej spektakularny sposób – solowym albumem o wymownym tytule „Play Dusty For Me” (2002).

Zdjęcie C86 - dwadzieścia lat później 17

17. Mackenzies - Big Jim (There's No Pubs In Heaven)

Spośród wszystkich wykonawców ze składanki C86, glasgowczycy z MacKenzies należą dziś do najbardziej enigmatycznych. Ze szczątkowych informacji, jakie pozostały po efemerycznym istnieniu grupy, nie sposób wyłowić zbyt wiele. Zespół debiutował siedmiocalowym singlem „New Breed” w 1986 roku. Kilka tygodni później doczekał się swojej Peel Session, która doczekała się siedmiokrotnego (!) powtórzenia na antenie. Ostatnią zanotowaną próbką twórczości Mackenzies był ten właśnie utwór: atonalny, nerwowy, awangardowy funk, wydający się wskazywać jako inspiracje Captaina Beefhearta i The Pop Group. I tyle.

Zdjęcie C86 - dwadzieścia lat później 18

18. Big Flame - New Way (Quick Wash and Brush Up With Liberation Theology)

Czerpiący obficie tak ze słynnych hardcore’owych szkiców Minutemen, jak i post-punku Gang Of Four, manchesterski zespół właściwie na etapie wydania kompilacji zamykał już swoją karierę. Żeby było jeszcze weselej, sekcja rytmiczna Big Flame przed narodzinami grupy towarzyszyła w trasach koncertowych grupie Wham! Kariera ich własnego zespołu była jednak zupełnie bezkompromisowa. W ciągu czterech lat trio związane z podziemnym labelem Rona Johnsona wydało raptem pięć epek (w tym wymownie zatytułowany „Manifest kubistycznego popu”) i ten jeden utwór. Jak wielu z tu obecnych, również i Big Flame byli pupilkami Johna Peela – aż czterokrotnie, w latach 1984-85, legendarny prezenter zapraszał ich na swoje sesje do studia BBC. Po rozwiązaniu grupy jej członkowie uczestniczyli jeszcze w projekcie pod nazwą Great Leap Forwards, który był już dużo mniej głośnym przedsięwzięciem.

Zdjęcie C86 - dwadzieścia lat później 19

19. We've Got A Fuzzbox And We're Gonna Use It - Console Me

Dziwaczną nazwę pochodzącej z Birmingham grupy po roku istnienia skrócono po prostu do samego Fuzzbox. Na jej czele stanęła dwudziestoletnia Maggie Dunne, a składu dopełniły trzy szesnastolatki, włącznie z jej siostrą Jo, tworząc jeden z najbardziej wyrazistych dziewczęcych zespołów, jakie Wielka Brytania miała w drugiej połowie lat osiemdziesiątych. Oczywistą inspiracją było dla nich wczesne Blondie, ale także The Slits, czy nawet Bangles i Bananarama. Szybki sukces antycypujących nieco ruch riot-grrrl Fuzzbox był nie do końca tylko i wyłącznie zasługą rzucającego się w oczy wizerunku: wytapirowanych fryzur i wyzywających strojów. Już pierwsze single zostały odnotowane nie tylko na indie charts, ale i w zasadniczych zestawieniach. W 1986 roku ukazał się pełnowymiarowy debiut dziewczyn, w USA wydany jako self-titled, w Zjednoczonym Królestwie pt. „Bostin’ Steve Austin”. Trzy lata później jeszcze większym sukcesem okazał się drugi album „Big Bang!”, który znalazł się nawet w pierwszej piątce wyspiarskiej listy płyt. Po serii udanych singli w roku kolejnym, zespół niespodziewanie rozwiązał się z powodu solowych aspiracji największej już wówczas gwiazdy Fuzzbox, Vickie. Próby reaktywacji w 1998 roku spełzły na niczym. Maggie jest od pięciu lat basistką Babes In Toyland, natomiast Vickie dowodzi własnym zespołem pod nazwą Vix, tworząc dość schematyczny, radiowy pop-rock.

Zdjęcie C86 - dwadzieścia lat później 20

20. McCarthy - Celestial City

Skojarzenie z The Smiths i Cocteau Twins nasuwają już pierwsze dźwięki i tak pozostaje do końca. Tak, to zespół, w którym zaczynał Tim Gane, później stojący na czele słynnego Stereolab. Liderem wywodzącego się z podlondyńskiego Barking McCarthy był jednak gitarzysta i wokalista Malcolm Eden, który ponoć przekwalifikował Gane’a z perkusisty pokazując mu osobiście kilka pierwszych gitarowych akordów. Nazwa zespołu została zainspirowana postacią republikańskiego senatora Josepha McCarthy’ego, słynnego tropiciela i prześladowcy komunistów z początków zimnej wojny. Eden sam znany był ze swoich marksistowskich poglądów, czemu dawał dowody w tekstach piosenek. Mogło to budzić szczególne kontrowersje w rządzonej wówczas przez Margaret Thatcher Wielkiej Brytanii. Z między innymi tego powodu zespół był ignorowany przez większość dziennikarzy (poza – zaskoczeni? – Johnem Peelem), ale doczekał się statusu niemal kultowego wśród części zbuntowanej młodzieży w drugiej połowie lat osiemdziesiątych. Ideowymi następcami McCarthy byli m.in. Manic Street Preachers, którzy uznawali ich za jedną z kluczowych inspiracji i przerobili dwa z ich utworów: „Charles Windsor” i „We Are All Bourgeois Now”. Sam zespół wydał trzy albumy: na ostatnim, wydanym w roku 1990 wokalnie udziela się dziewczyna Gane’a, Laetitia Sadier. Było to, wraz z madchesterskim singlem „Get A Knife Between Your Teeth”, ostatnie tchnienie McCarthy. Powstanie Stereolab okazało się kwestią miesięcy, podczas gdy Eden zajął się na kilka lat projektem Herzfeld, po czym zawiesił działalność muzyczną.

Zdjęcie C86 - dwadzieścia lat później 21

21. The Shrubs - Bullfighter's Bones

Jeszcze jedna załoga z wytwórni Ron Johnson i podobnie jak wspomniani powyżej Big Flame, Mackenzies, Stump czy A Witness, również i w tym przypadku mamy do czynienia z paranoicznym, dość chaotycznym post-punkiem. O grupie wiadomo tyle, że założył ją niejaki Nick Hobbs – wokalista po szkole teatralnej, poliglota (mówi w ośmiu językach) i miłośnik kultury wschodnioeuropejskiej, wcześniej grający przez rok w szwedzkim zespole Kropparna i jednym z wczesnych wcieleń grupy Stump. The Shrubs rozpadli się w kwietniu 1989 roku (Hobbs próbował jeszcze swoich sił w anonimowych, londyńskich grupach Mecca i Infidel), wcześniej nagrywając kilka singli i albumów, jednak obecnie ich namierzenie graniczy z cudem, a zespół dla dzisiejszego badacza pozostaje pewną zagadką.

Zdjęcie C86 - dwadzieścia lat później 22

22. The Wedding Present - This Boy Can Wait

Zgodnie z zasadą, że najważniejszy na płycie jest utwór pierwszy i ostatni, składankę kończyła formacja, która oprócz Primal Scream wywarła na brytyjskie indie chyba największy spośród tu obecnych wpływ. W powstałym w 1985 roku w Leeds zespole od początku dowodzenie przejął David Gedge, a jego niepisanym patronem medialnym został nie kto inny jak John Peel. I jeśli grupie szybko przypięto etykietkę drugiego ulubionego zespołu fanów The Smiths, to nie mniej uzasadnione byłoby ochrzczenie ich drugą ulubioną formacją słynnego prezentera (po The Fall oczywiście). Wczesne brzmienie The Weddoes istotnie zdradzało niemały wpływ Moza i Marra, choć gra gitarzysty z ukraińskimi korzeniami Petera Solowki podpowiadała, żeby wspomnieć chociażby o pierwszych płytach R.E.M. czy Orange Juice, a specyficznego, niskiego głosu Gedge’a nie sposób było pomylić z żadnym innym. Tak jak i „This Boy Can Wait” brzmiał też cały debiutancki album Wedding Present, wydany w 1987 „George Best”, od którego zaczęła się wielka kariera grupy. Przy kolejnych dwóch albumach - „Bizarro” z 1989, o którym więcej znajdziecie w naszym podsumowaniu lat osiemdziesiątych i „Seamonsters” z 1991 - zespół wsparł ex-lider Big Black i czołowy producent globu Steve Albini. Również dzięki niemu formacja bez trudu przetrwała ciężkie dla niesięgających po madchesterskie patenty grup czasy. Niezwykłym rokiem dla Wedding Present był 1992, kiedy to Gedge i koledzy wydawali nowego singla w odstępach comiesięcznych, każdego z nich wprowadzając do czołowej trzydziestki w Wielkiej Brytanii. Tym samym ustanowili dziwaczny, ale w gruncie rzeczy imponujący rekord. Po wydaniu kolejnych dwóch płyt („Watusi” z 1994 i „Saturnalia” z 1996), Weddoes zawiesili działalność, a David zaangażował się w projekt Cinerama. Reaktywacja stała się faktem w 2005, kiedy zespół już w pozycji pół-legendy, powrócił płytą „Take Fountain”.

Kuba Ambrożewski (6 sierpnia 2006)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także