Nieładne rzeczy. O doświadczaniu kobiecości i „Pretty Things” Big Thief

Zdjęcie Nieładne rzeczy. O doświadczaniu kobiecości i „Pretty Things” Big Thief

Nie wybrałam piosenki zagrzewającej do boju. Temu utworowi w każdej warstwie daleko do podobnej. Zresztą również jego autorka, jeśli byłaby superbohaterką, to pewnie taką niepozorną, z magiczną mocą zapadania się pod ziemię na żądanie. A jednak tym bardziej teraz chciałam przypomnieć ważny dla mnie utwór i, rzecz jasna, zupełnie losowy z niego cytat. Otwieramy ciastko z wróżbą, cyk, no i proszę, mądrość na dziś:

There's a woman inside of me, there's one inside of you, too

Adrianne Lenker, liderka zespołu Big Thief, rozpoczyna przepiękny album „Capacity” refleksją o męskości i kobiecości. Snuje opowieść o wzajemnym przenikaniu się tych dwóch pierwiastków, a także o ich niebezpiecznie silnej stereotypizacji. W „Pretty Things” dosyć szorstkie, ale nadal płynne gitarowe palcowanie zderza się z miękkim głosem Adrianne niespiesznie szepczącej słuchaczowi kolejne słowa do ucha, co daje nam efekt przedziwnej akustycznej mantry. Na jej osobliwość składają się także dźwięki z offu między zwrotkami (cudna psina artystki zbiegająca po schodach?) i pewna agogiczna nieregularność w podkładzie. A już nade wszystko poczucie, że cała historia podana w formie zaadresowanego do ukochanego mężczyzny monologu podszyta jest na wpół strawioną traumą.

Lenker to absolutna mistrzyni songwritingu. Urzeka słuchacza emocjonalną szczerością i przejrzystością, wyrażaną jednak w sposób niezwykle subtelny. Jej muzyka jest tożsama z artystką do tego stopnia, że zdają się scalać się w jedno. Na kolejnych krążkach (a jeszcze bardziej na koncertach czy nagraniach na żywo) Adrianne odkrywa się przed nami, odsłaniając ogromną duchową siłę płynącą z wrażliwości względem świata i z jego doświadczania.

W natłoku silnych emocji, które są ostatnio udziałem większości z nas, czuję potrzebę powrotu do źródła – rzeczywistego, a nie pretekstowego początku całego zamieszania: do kobiecości. To o nią w istocie wszystko się rozbija. Chodzi o protekcjonalne, a czasem nawet przemocowe myślenie o niej – i problem ten dotyczy również nas, kobiet. O to, że kobiecość utożsamiamy zwykle ze sprawami błahymi, niezbyt istotnymi. O jej funkcję jedynie dekoracyjną, wymaganą grzeczność i niewychodzenie przed szereg. O to, że kobiecość jest rzekomo niestabilna, zbyt chwiejna, żeby stanowić o sobie. O to, że stale próbuje się ją kontrolować, zawłaszczać, umniejszać jej wartość. O negowanie jej siły, karcenie za emocjonalność.

W świecie opisywanym przez Lenker na przeciwległym biegunie znajduje się emanacja „siły”, która w tym rozumieniu równa się (toksycznej) męskości. Jej uwierzytelnienie, czy nawet uświęcenie następuje poprzez oszustwa i agresję. Rzecz polega na tym, że to siła urojona. Prawdziwa moc nie znajduje się w rękach, ale ma korzenie o wiele głębiej. Dopiero odczuwanie i przeżywanie jest właściwym miąższem, który potrafi przekształcić naszą nędzną egzystencję na tym padole łez w formę realnego życia. To stanowi sedno człowieczeństwa we wszystkich jego przejawach. I także dopiero stamtąd właśnie można czerpać realną siłę i energię do zmian. A nie tylko gołe pięści, co nam po nich.

Jeden z moich ulubionych kadrów, który został ze mną po proteście, to widok chłopaka trzymającego transparent „Act like a girl”. No właśnie. Nie ma we mnie zgody na postrzeganie kobiet jako irracjonalnych dziewczynek niezdolnych do podjęcia przemyślanego wyboru. Takich, którym należy na wszelki wypadek reglamentować ich prawa lub najlepiej zdecydować za nie. Duży sprzeciw budzi we mnie kobiecość, mająca służyć za synonim słabości. Nie. Kobiety są racjonalne, silne, rozsądne. Stanowią o sobie i świetnie partnerują w merytorycznej dyskusji. Mimo że wszystko to brzmi jak stek truizmów, to stale trzeba je powtarzać, tak długo, aż wreszcie nikt nie będzie próbował im zaprzeczyć.

Jest też dobra wiadomość. Otóż, tak jak pani Adrianne powiedziała, taka kobieta, ergo siła, czai się w każdym z nas. Możemy albo dać jej dojść do głosu, albo skutecznie tłamsić, wymachując szabelką i krzycząc, że Prawdziwy Facet i Prawdziwa Kobieta bla bla blaaaa. Skończmy już z tym może, co? Dość metkowania ludzi lakonicznymi określeniami, jacy powinni być, i ciągłego dowartościowywania się ich kosztem. Teraz jest idealna okazja, żeby wreszcie stanąć wspólnie w siostrzeńskiej sile płynącej z wewnątrz. Z czułością i troską o siebie i siebie nawzajem. Z szacunkiem do wolności każdej jednostki i do jej autonomicznie podejmowanych decyzji. To dotyczy nas wszystkich, bo właśnie gremialnie toczymy batalię o jedną z podstawowych kwestii dla każdego człowieka: o podmiotowość.

A gdy próbuje się nam ją odebrać, dopiero dochodzą do głosu naprawdę silne emocje. Długo tłamszona energia zamienia się w tornado i wtedy już nawet she don't always do pretty things. No, całe szczęście.

Karolina Prusiel (5 listopada 2020)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także