10 najlepszych płyt Roberta Brylewskiego

Zdjęcie 10 najlepszych płyt Roberta Brylewskiego

grafika: © Maciej Dymowłok

3 czerwca mijają dwa lata od tragicznej śmierci jednej z najbardziej prominentnych postaci polskiej kultury – gitarzysty, wokalisty, tekściarza, producenta, spiritus movens takich zespołów jak Kryzys, Brygada Kryzys, Izrael, Armia i Falarek Band, który brał udział w nagrywaniu blisko trzydziestu albumów. Oto złota dziesiątka Roberta „Afy” Brylewskiego.

Zdjęcie 10 najlepszych płyt Roberta Brylewskiego 1

Brygada Kryzys – Brygada Kryzys (1982)

To wydarzyło się naprawdę. Album nagrany przez upalonych gandzią załogantów w studiu nagraniowym Tonpressu udostępnionym przez komunistycznych decydentów w celu przetestowania nowego sprzętu, wydany w oszałamiającym nakładzie 150 tysięcy egzemplarzy (którego część podobno zniszczono z powodu antysystemowej zawartości) i uznawany za pierwszą polską płytę punk-rockową/nowofalową, choć jego twórcy używali słowa „punkedelic”. Otwierająca całość „Centrala” to jeden z najbardziej ikonicznych utworów w historii rodzimej muzyki, choć zdarza się natrafić na opinie domorosłych ekspertów, jakoby nie było to „nic nadzwyczajnego”. Otóż było, drodzy eksperci. Robert Brylewski: Jest takie urządzenie, phaser, dźwięk przelatuje z góry na dół i z powrotem. Jeśli zagrasz na gitarze a-moll i F-dur, phaser spowoduje, że ta melodia sama się wprawi, ustawiasz długość fal, tak by złapać tę zapętloną frazę, i masz „Centralę”. Kto wcześniej w równie twórczy sposób wykorzystał u nas tę aparaturę w równie rozpoznawalnej kompozycji? A przecież są tu jeszcze dźwiękonaśladowczy „Radioaktywny blok”, nihilistyczny „Nie ma nic”, gitarowe odloty w „Przestań śnić”, zbakany dub „Ganja”, punkowy czad w „Except One” i jeszcze więcej gitarowych odlotów w „Fallen, Fallen is Babylon”. A skoro to nic nadzwyczajnego, to gdzie jest druga taka płyta jak ta, w Polsce i na świecie? Brylewskiemu (gitara), Lipińskiemu (wokal, gitara), Wereńskiemu (bas), Rołtowi (perkusja), Ptasińskiemu (perkusjonalia) i Świtalskiemu (saksofon) niechcący wyszło coś wielkiego, choć pewnie chcieli sobie tylko zajarać i pograć. Żelazna klasyka zza Żelaznej Kurtyny.

Zdjęcie 10 najlepszych płyt Roberta Brylewskiego 2

Izrael – Biada, biada, biada (1985)

Polskie reggae należałoby natychmiast zdelegalizować dla dobra wszystkich i w trosce o kulturę. Ten straszliwy chłam o wojownikach Jah, te grafomańskie kawałki o tym, że posmarowałem tobą chleb, ta udawana jamajszczyzna o jakiejś Bogu ducha winnej Małej, której nie sposób słuchać bez zażenowania połączonego z myślami samobójczymi – to wszystko jest gorsze niż disco polo, bo disco polo jest przynajmniej szczere i bezpretensjonalne, a polskie reggae to fałszywka jak banknot dwudolarowy. Z tego groteskowego towarzystwa wyróżniają się właściwie tylko trzy prekursorskie grupy: Kultura, Miki Mousoleum i autorzy pierwszej polskiej płyty reggae, czyli Izrael dowodzony przez Brylewskiego. Może dlatego, że byli pierwsi i nie zdążyli popaść w koleiny kiczu. Może dlatego, że Afa naprawdę czytał Biblię i potrafił do niej mądrze nawiązywać w swych ezopowych tekstach. Może dlatego, że wiedział, iż reggae jest stylem mistycznym i rebelianckim, zrodzonym z biedy i potrzeby buntu, a nie muzyką do konsumpcji piwka i paluszków na plaży. Czerwona zaraza unosząca się wówczas nad Polską, której szczytowym momentem – i zarazem najniższym, najbardziej podłym z możliwych – była czarna noc stanu wojennego (płytę nagrano w 1983 roku, choć ukazała się dwa lata później), jak nic innego personifikowała mityczny Babilon, źródło wszelkiego ucisku i zła. I dlatego ludzie słuchający o orle lecącym środkiem nieba mogli choć na chwilę poczuć coś w rodzaju ukojenia i ulgi, może nadziei. Ale nawet jeśli pominąć cały społeczno-polityczny kontekst, przekaz Izraela będzie aktualny tak długo, jak istnieje cywilizacja: Biada narodom żyjącym niezgodą. Ojojojojojoj, biada!

Zdjęcie 10 najlepszych płyt Roberta Brylewskiego 3

Armia – Legenda (1991)

Pod koniec lat osiemdziesiątych we wsi Stanclewo, ukrytej pośród mazurskich lasów i jezior, wydarzyła się rzecz wyjątkowa. Marcin Miller – hipis o niezwykłych zdolnościach organizacyjnych, pomocnik astralny i szalenie ważna postać w życiu Brylewskiego i paru innych osób – zorganizował kilka domów, w których zamieszkali m.in. Brylewski z żoną Vivian Quarcoo i córką Sarą, dezerter Tomasz Budzyński i Krzysztof Banasik. Było też studio nagraniowe Złota Skała i plantacja konopi, oba miejsca pieczołowicie doglądane przez Afę. Słowem: nieformalna, samowystarczalna punkowa komuna. W takich warunkach powstawał materiał na albumy „Legenda” Armii, „1991” Izraela i „Tehno Terror” Maxa i Kelnera. Ten pierwszy został zarejestrowany w wiejskiej chacie z widokiem na las. Na styku niezwykłych osobowości Brylewskiego i Budzyńskiego – dwóch liderów, którzy doskonale się uzupełniali – powstało dzieło przemyślane, kompletne, dopieszczone do ostatniego słowa i dźwięku. Jest to album, którego analizy w warstwie muzycznej i tekstowej nawet nie będę próbował się podjąć, bo to nie jest praca doktorska, lecz felieton dla serwisu muzycznego. Tego „symfonicznego punk-rocka” trzeba po prostu doświadczyć samemu (słowo-klucz: siódmy plan). Jerzy Prokopiuk określił „Legendę” mianem perły poezji gnostyckiej, zaś Rafał Księżyk nie bez racji pisał: „Legenda” to chmurna i rozmarzona puenta całego czadowego undergroundu lat 80., łącząca brutalność i wysublimowanie w momencie, gdy wraz z nastaniem transformacji ustrojowej kończył się czas heroiczny sceny alternatywnej, ekonomiczna presja poczynała podmywać jej grunt.

Zdjęcie 10 najlepszych płyt Roberta Brylewskiego 4

Izrael – 1991 (1991)

Istnieje coś takiego, jak polski kompleks funky i soul. Wiele kapel twierdzi: gramy funky, ale gdy dochodzi do jam session, granie przeradza się w bijatykę pomiędzy muzykami, którzy przede wszystkim chcą udowodnić, jak to oni świetnie grają funky. „1991” jako jedyna z płyt Izraela ma w sobie powiew funky. Oprócz reggae, punka rocka, czuć tu funkowy drive i little bit jazz – skonstatował Brylewski w jednym z wywiadów. W innym stwierdził zaś, że najlepszym słowem określającym zawartość tego krążka jest experience. Trudno nie przyznać mu racji, można co najwyżej jeszcze poszerzyć wyliczankę elementów o soul, etno i psychodelię. Materiał zarejestrowano w Londynie, w słynnym studio Ariwa należącym do Mad Professora, gdzie członkowie Izraela znaleźli się dzięki koneksjom Marcina Millera. To wprost niebywałe, że trwającą niespełna godzinę całość zarejestrowano w ciągu zaledwie dwóch dni, trzeci dzień poświęcając na miksy (realizator Derek Fevrier dobrowolnie zrezygnował z wynagrodzenia za swoją pracę). Oprócz liderów Brylewskiego (wokal, gitara, syntezator) i Dariusza „Maleo” Malejonka (wokal, gitara, kongi), w ówczesnym składzie grupy znaleźli się również Sławomir „DżuDżu” Wróblewski (bas) i Piotr „Stopa” Żyżelewicz (bębny) – bezbłędna sekcja rytmiczna – oraz Włodzimierz „Kinior” Kiniorski (saksofon), którego improwizowane wstawki z pogranicza world music i free jazzu nadały muzyce niepowtarzalnego kolorytu. „1991” powstał z myślą o rynku zagranicznym, stąd teksty w języku angielskim. Skończyło się na ambitnych planach, ale to nieistotne, bo powstał – znowu! – album absolutnie unikatowy.

Zdjęcie 10 najlepszych płyt Roberta Brylewskiego 5

Max i Kelner – Tehno Terror (1992)

Czas politycznych przemian zastał Brylewskiego na Mazurach. Upadek jednego Babilonu zwiastował nadejście następnego – dzikiego kapitalizmu w wersji wschodnioeuropejskiej, z czego artysta przytomnie zdawał sobie sprawę. Okres transformacji jest nierozerwalnie związany z zawartością płyty „Tehno Terror”, nagrywanej w Stanclewie i Warszawie, a firmowanej przez duet Max i Kelner, utworzony do spółki z Pawłem Rozwadowskim. Pierwszy był odpowiedzialny za muzykę i produkcję, drugi – za teksty i wokal. Na poziomie brzmienia album stanowi wyraz fascynacji muzyką elektroniczną i samplingiem, zaś warstwę tekstową zdominowały obserwacje na temat nowej rzeczywistości. Przekonuje o tym już pierwszy utwór zatytułowany „Mamy Zahut”, w którym na tle syntezatorowego podkładu Kelner snuje swym ironicznym głosem refleksje o bezkrytycznym przyswajaniu zachodnich wzorców. W trip-hopowym „Denervus Polonicus Influensa Virus” dostaje się klerowi, zaś „Starófka” przedstawia obraz Warszawy, gdzie obok turystów i ludzi wychodzących z kościoła egzystują narkomani i inni wykolejeńcy. Na wyróżnienie zasługuje również „Bawimy się” (pochwała to, czy może krytyka hedonizmu?), niemal drum’n’bassowy numer z partiami saksofonu i waltorni, na których zagrał Krzysztof „Banan” Banasik. Z perspektywy czasu dźwiękowe eksperymenty Afy zaskakują świeżością, dowodzą też jego wszechstronności i otwartości na eksplorację nowych terytoriów. „Tehno Terror” można śmiało postawić obok zagranicznych albumów z electro i acid house’em z tamtego okresu, zaś nawijka Rozwadowskiego czyni zeń pioniera polskiego hip-hopu.

Zdjęcie 10 najlepszych płyt Roberta Brylewskiego 6

Brygada Kryzys – Cosmopolis (1992)

Pierwsze wcielenie Brygady Kryzys funkcjonowało zaledwie czternaście miesięcy, dokonując żywota w obliczu narastających niedogodności (problemy z peerelowską cenzurą, trudności w organizacji koncertów, odwołane trasy w Holandii i Jugosławii itd.). Pod koniec lat osiemdziesiątych Brylewski i Lipiński zaczęli rozważać reaktywację zespołu. W 1991 roku Brygada odrodziła się w siedmioosobowym składzie – oprócz liderów byli to Ireneusz Wereński (bas), Piotr „Stopa” Żyżelewicz (bębny), Włodzimierz „Kinior” Kiniorski (saksofon), Aleksander Korecki (saksofon) i Vivian Quarcoo (wokal). W sierpniu tego samego roku muzycy wystąpili na festiwalu w Jarocinie, zaś w październiku weszli do studia Izabelin, aby zarejestrować materiał na drugi album. „Cosmopolis” trwa prawie 75 minut i choć selekcja piosenek mogłaby być staranniejsza, całość jest należycie różnorodna i jednocześnie spójna. Niektóre kompozycje – choćby gęsta od gitar „Wojna!”, galopująca „Too Much”, przestrzenna „Nie daj się” i „To co czujesz”, jeden z flagowych utworów Brygady – pochodzą jeszcze z pierwszego okresu działalności, wtedy jednak nie mogły zostać opublikowane z powodu nieprawomyślnych treści. W postkomunistycznych realiach zespół mógł sobie już pozwolić na otwartą krytykę, tak jak w „Żondzi xionc” – półtoraminutowym punkowym strzale o antyklerykalnej wymowie. Interesująco prezentują się psychodeliczny „Age of Iron”, prowadzony przez dialog saksofonów „Jazz Brigade” i słoneczny dub „Tak My Hand”. Nieźle wypadło „Naokoło wieży”, czyli przeróbka „All Along The Watchtower” Boba Dylana, chociaż daleko jej do wersji Hendrixa.

Zdjęcie 10 najlepszych płyt Roberta Brylewskiego 7

Kryzys – 78-81 (1994)

Kryzys został założony w 1978 roku na gruzach grupy The Boors przez Brylewskiego (wokal, gitara), Piotra Mrowińskiego (gitara), Marka Iwańczuka (bas) i Kamila Stoora (perkusja). Później za bębnami zasiadł Maciej „Magura” Góralski, za bas chwycił Ireneusz Wereński, obowiązki wokalisty przejął Mirek Szatkowski, pojawił się też saksofonista Tomasz „Men” Świtalski. W 1981 roku nakładem francuskiej tłoczni Blitzkrieg Records ukazał się – bez zgody muzyków – album „Kryzys”, dokumentujący koncert w Warszawie. Jest to bootleg, na dodatek niezbyt udany. Na pierwsze oficjalne wydawnictwo zespołu przyszło czekać prawie półtorej dekady. Opublikowany przez Złotą Skałę kasetowy zbiór „78-81” wypełnia materiał zarejestrowany głównie podczas sesji dla studenckiego radia w Toruniu w 1980 roku. Już na przykładzie utworu „Święty szczyt” z repertuaru Deadlocka słychać, jak rewolucyjne było to zjawisko: dubowa produkcja, głęboki puls basu, przestrzenna gitara, pogłos na wokalu, saksofon jak z najlepszych czasów The Pop Group – tylko kto słyszał wtedy w Polsce o The Pop Group? Takich klasyków jest tutaj więcej: punky reggae party w „Ambicji” (kolejny ukłon w stronę Deadlocka), pełen młodzieńczej frustracji „Mam dość” (wykonany przez ludzi w wieku 19-20 lat!), rebeliancka „Dolina lalek” (z pamiętnym tekstem Siedzę na lekcji w szkolnej klasie / A o czym myślisz, ty kutasie?), paranoiczny „Dance Macabre”... Jest w tym jakaś chłopięca naiwność, ale jest i artystyczna świadomość oraz potrzeba rebelii, wyrażona też w często cytowanych słowach Afy z tendencyjnego reportażu telewizyjnego z 1980 roku: Jesteśmy przeciw wszystkiemu, co jest przeciw nam.

Zdjęcie 10 najlepszych płyt Roberta Brylewskiego 8

Falarek Band – Falarek (1996)

Na początku lat dziewięćdziesiątych perkusista Piotr „Fala” Falkowski, basista Arkadiusz Antonowicz i gitarzysta Jarosław „Smok” Smak zrealizowali demówkę w Złotej Skale, przeniesionej ze Stanclewa do Warszawy. Producencką opiekę nad zespołem roztoczył głównodowodzący studia – Robert Brylewski, któremu muzycy zaproponowali przyłączenie się do projektu w charakterze gitarzysty, wokalisty, klawiszowca i perkusjonisty. Skład uzupełnił klawiszowiec Piotr „Samohut” Subotkiewicz, który wcześniej współpracował z Brylewskim w Armii i Izraelu. Falarek Band pozostawił po sobie zaledwie dwie płyty: EP-kę „+ + +” i album „Falarek”, obydwie nagrywane w latach 1994-1995 i wydane rok później (godni odnotowania goście: Robert „Macho Sado” Sadowski na gitarze oraz Sara i Ewa Brylewskie w chórkach). To prawdopodobnie najcięższy brzmieniowo materiał, w realizacji którego brał udział Afa; wszystko odbywa się gdzieś na styku takich stylistyk jak punk, hardcore, industrial, noise oraz – w kategoriach produkcji – dub. Precyzyjna gra sekcji rytmicznej konstruuje szkielet dla gęstych, siarczystych gitar i chłodnych klawiszowych zagrywek, co w rezultacie przynosi muzykę ciężką, lecz zaskakująco transową. Pewne novum stanowią również teksty Brylewskiego, w których autor odszedł od obserwacji zewnętrznej rzeczywistości i skierował się w głąb siebie, co dla człowieka myślącego jest zajęciem frustrującym. Przychylne recenzje (debiut roku według magazynu „Brum”) i wspólne koncerty z dEUS nie przełożyły się na sukces komercyjny – Falarek Band rozpadł się tuż po nagraniu drugiej, niedokończonej i nigdy nie wydanej płyty.

Zdjęcie 10 najlepszych płyt Roberta Brylewskiego 9

Robert Maxymilian Brylewski – Warsaw Beat (1997)

Pierwszy solowy album, wydany dopiero po blisko dwóch dekadach działalności. Nie powinno to dziwić, biorąc pod uwagę aktywność Brylewskiego w tym czasie: prowadzenie kilku zespołów (czasem naraz, jak w latach 1991-1993, kiedy równolegle koncertowały i nagrywały Armia, Izrael, Brygada Kryzys oraz Max i Kelner), praca producencka i wydawnicza w Złotej Skale, angaż do filmu „Słodko-gorzki” Władysława Pasikowskiego, a także coraz bardziej komplikujące się życie prywatne. Denerwuje mnie, kiedy ludzie myślą, że muszę być człowiekiem totalnie chaotycznym w każdej dziedzinie. (...) Komputer, nagrywanie, miksy – to są dziedziny, w których dbam o bezwzględny porządek – mówił w wywiadzie dla „Playboya” w 2007 roku. Kluczowe jest tu ostatnie zdanie; Brylewski zafascynował się komputerami we wczesnych latach dziewięćdziesiątych. Najpierw składał na nich e-zina „Goniec konopny” i surrealistyczne animacje, później zaczął używać cyfrowego sprzętu do tworzenia muzyki. Efektem eksperymentów jest instrumentalny album „Warsaw Beat” – chłodny, hipnotyczny, niepokojący i chyba dobrze oddający ówczesny stan ducha Afy. Motyw przewodni w trip-hopowym „Toho Blaster” przypomina riff z „Krótkiej Formy Czadowej” Armii. Są tu również: rozgorączkowany „Warsaw Brains”, kwaśny „Aloy Soldiers”, „De Myourg Song” w stylu Underworld oraz wspaniały, pulsujący miejski dub „Tupac Tokyo Maru”, dźwiękowy odpowiednik pierwszych promieni wschodzącego słońca po burzliwej nocy. Pomimo wyraźnych inspiracji, Brylewskiemu udało zachować się własny charakter pisma. Druga część „Warsaw Beat” ukazała się w 2004 roku.

Zdjęcie 10 najlepszych płyt Roberta Brylewskiego 10

The Users – Nie idź do pracy (1999)

Kolejny jedyny w swoim rodzaju album, w nagrywaniu którego brał udział Brylewski. Poza nim skład The Users formowali: Marcin Świetlicki (teksty, melorecytacje), Tymon Tymański (bas, wokal), Mikołaj Trzaska (saksofon, wokal), Milo Kurtis (perkusjonalia) i Jacek Olter (perkusja). „Nie idź do pracy” to zapis występu tej efemerycznej supergrupy w Teatrze Małym w Warszawie w kwietniu 1999 roku. Nie idź do pracy / Nie idź do pracy / To szatan puszcza e-maile / To szatan puszcza e-maile / To szatan daje dyplomy – obwieszcza zniekształconym głosem Świetlicki na samym początku „Ramadan Godzilla Sat-Mail (Nie idź do pracy)”. Ten dwunastominutowy utwór to prawdziwe tour de force i wizytówka zespołu uprawiającego niczym nieskrępowaną, nieposkromioną i bezkompromisową twórczość. Świetlicki wypluwa z siebie kolejne frazy, Brylewski wyżywa się na gitarze i za konsoletą producencką, Tymański napastuje bas, Trzaska trzaska na saksie, a Kurtis i Olter nie dają wytchnienia bębnom. I tak jest właściwie na całej tej zdumiewającej płycie, gdzie intensywna, monumentalna, na poły improwizowana muzyka raz po raz narasta, kumuluje się, galopuje, pęcznieje, potwornieje, a wreszcie eksploduje i powoli uspokaja się – po czym proces zaczyna się od nowa. Do tego cytaty m.in. z Dwa Plus Jeden, Świetlików i Kryzysu. Istny rytuał soniczny wychodzący poza wszelkie gatunkowe ramy. W „Pięciu pieśniach religijnych”, jednym ze swych słynnych totartowych zlewów, Tymański stwierdza: Nie ma sztuki / Nie ma Boga. Nie jestem pewien co do tego drugiego, ale jeśli chodzi o to pierwsze, „Nie idź do pracy” dowodzi, że sztuka A.D. 1999 miała się świetnie.

Suplement: Warto również sięgnąć po płyty „Nabij faję” (1986), „Duchowa rewolucja” (1987) i „In Dub” (1997) Izraela, „Armia” (1987) i „Exodus” (1992) Armii, koncertową „XXX Live” (2013) Brygady Kryzys, wspólny album z grupą Świat Czarownic zatytułowany „Świat Czarownic i Robert Brylewski” (2002), krążki „52UM” (2008), „Superego” (2010) i „Introversja” (2013) projektu 52UM, a także po książki „Punk Rock Later” Mikołaja Lizuta (2003) i „Kryzys w Babilonie. Autobiografia” Rafała Księżyka (2012) oraz filmy: dokumentalne „Exodus. Robert Brylewski” Pawła Konnaka (1997) i „O sobie” Dariusza Jabłońskiego (2004) oraz fabularny „Polskie gówno” Grzegorza Jankowskiego (2015), w którym Afa wystąpił jako Stan Gudeyko.

Maciej Kaczmarski (3 czerwca 2020)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: Seb
[30 listopada 2023]
Polska była wolnym, bogatym, rozwiniętym, kapitalistycznym krajem Zachodu, a nie za żadną, smutną, przegraną Obrzydliwą Kurtyną.
Gość: zajONc
[29 grudnia 2020]
nie ma płyty ze Światem Czarownic, bez sensu
Gość: Monia
[29 grudnia 2020]
Ukochana 1991 i Cosmopolis. Człowiek płynie zamiast iść.
Gość: Dusiołek
[12 października 2020]
Kelner umarł :(
Gość: AK
[11 lipca 2020]
Bardzo dobry tekst i dobór płyt. Moim zdaniem najbardziej to "zestarzała się" twórczość Kryzysu. Ale i tak warto wrócić.
Gość: Maniek
[3 lipca 2020]
"Polskie reggae należałoby natychmiast zdelegalizować dla dobra wszystkich i w trosce o kulturę" - no truer words were ever spoken!
Gość: turista
[21 czerwca 2020]
Bardzo fajnie napisane. Propsy dla autora.
Gość: horizon
[10 czerwca 2020]
Uważam że "czarna" Brygada to absolutny klasyk i jedno z topowych osiągnięć polskiej muzy. Wątpię aby to mogło być uznane za przestarzałe.

Kiedyś puściłem dwóm Kanadyjczykom, którzy oczywiście słyszeli to po raz pierwszy. Bardzo im się podobało.
Gość: T.
[9 czerwca 2020]
Gadanie o tym, że coś się zestarzało, to ostatni argument nieogarów, którzy mają dostęp do całej muzy za jednym kliknięciem. Może inaczej by gadali gdyby byli świadkami powstawania tych płyt. A może nie bo to w końcu nieogary :)
Gość: Książę
[9 czerwca 2020]
Ale co to za argument, że coś się zestarzało? Robert Johnson też brzmi jakby był nagrywany w latach 20. i 30. i pewnie tak samo brzmiał jak Stonesi zrzynali z niego na potęgę 40 lat później. Dzisiaj też nikt już nie robi takich zdjęć jak Robert Capa. No i co z tego? Od kiedy to jest miarą wartości sztuki? Płyty Brylewskiego są świadectwem czasów, w których powstały i nic dziwnego że to słychać. Ale nadal poruszają emocje kolejnych pokoleń słuchaczy. Wiem co mówię, bo mam 23 lata i podsuniętą przez ojca Brygadę uwielbiam bardziej niż większość współczesnego szitu. Co to w ogóle jest za pierdolenie o "starzeniu się"? Rozumiem że wy koledzy młodniejecie, tak?
Gość: M
[8 czerwca 2020]
"Których z tych albumów można na serio słuchać nie myśląć że kompletnie się zestarzały?"

Fakt, tekst trochę trąci terazrockową optyką, ale dzięki niemu wróciłem pierwszy raz od lat do "Legendy" i to dobry pomysł na 40 minut.
Gość: ian mackaye
[8 czerwca 2020]
brylu gada też w filmie o klubie fugazi, można za darmo obejrzeć - https://ninateka.pl/film/fugazi-centrum-wszechswiata-leszek-gnoinski
Gość: lesio
[5 czerwca 2020]
Na pierwszej Brygadzie grał także na basie Tomasz "Rastaman" Szczeciński, wymiennie z Wereńskim.
Gość: Przemek
[5 czerwca 2020]
Usersi tak strasznie potrzebują wznowienia
Gość: Sajmon
[5 czerwca 2020]
Których z tych albumów można na serio słuchać nie myśląć że kompletnie się zestarzały? Moim zdaniem tylko Legendy, Users, i kasety Kryzysu.

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także