Flesz 07/10/2013
Od jakiegoś czasu w obiegu znajduje się magazyn „Rynek muzyczny”, reklamujący się jako „pierwszy ogólnopolski miesięcznik branżowy”. Wprawdzie nie mogę zaliczyć się do uważnych czytelników tego periodyku, ale za każdym razem, kiedy pismo to trafia w moje ręce, mam wątpliwości, czy kiedyś na tych łamach pojawi się coś naprawdę konstruktywnego, wtykającego kij w branżowe mrowisko. Klinicznym tego przykładem jest wywiad z Piotrem Metzem, niestety rzadko wychylający się poza zbiór komunałów. Oczywiście rozpoczyna go powracająca jak bumerang kwestia nieśmiertelnej gospodyni domowej w Wielkiej Brytanii, która orientuje się w Pink Floyd i The Beatles. Przede wszystkim – odpuśćmy wreszcie tym biednym, dzielnym kobietom! Co z muzyczną edukacją brytyjskich listonoszy, kwiaciarek i kloszardów? O tym się już nie mówi. Po drugie – mam wrażenie, że wiedza Peggy z Leicester na temat twórczości Lennona i Rottena jest wprost identyczna, jak obeznanie Krystyny z Libiąża w dyskografii Krajewskiego i Niemena. Nie chcę tu tworzyć iluzji, że z polskim rynkiem muzycznym jest tak samo dobrze, jak z brytyjskim, ale też nie demonizujmy, nie pogłębiajmy jeszcze bardziej kompleksów i wyjrzyjmy wreszcie za te gospodynie. Bo nawet jeśli one są w porządku, to ich mężowie i dzieci wciąż kupują całe masy singli Pitbulla, Will.i.ama i Flo Ridy.
∆
Na szczycie listy moich zaległości płytowych 2013 wciąż dwóch smarkaczy z Wysp: drugi James Blake i pierwszy King Krule. Z tym ostatnim mam taki problem, że ilekroć włączam jakąś jego piosenkę, to wprawdzie podoba mi się, ale po dwóch minutach i tak przełączam na „A New England” Billy’ego Bragga. Zgoda, barwa głosu i sposób artykulacji to nie wszystko, ale w tym przypadku jestem bezbronny.
∆
Przypadkiem po latach obejrzałem znów film „Hakerzy” z młodziutką Angeliną Jolie (1995). Nie wiem, czy istnieje produkcja w bardziej komiksowy, przejaskrawiony sposób streszczająca młodzieżową estetykę lat dziewięćdziesiątych, ale zaskoczyła mnie przede wszystkim puenta ścieżki dźwiękowej – po półtorej godziny naparzania Underworldami, Leftfieldami i innymi Prodigy, pod „listę płac” puszczono piosenkę zespołu... Squeeze. Dezorientująco urocze.
∆
Daleko mi do ogarniania BIEŻĄCZKI na polskim rynku hip-hopowym, zwłaszcza w erze jego medialnego i komercyjnego rozkwitu, kiedy produktywność sceny osiąga astronomiczne wręcz rezultaty. Ale zauważyłem dziwną tendencję: ilekroć podejmuję rękawicę rzuconą przez któregoś z tych młodych (ekhm), niepokornych i wściekle zdolnych, odstręcza mnie tekstowa monotonia ziejąca z ich tekstów. Z pewnością jest to biegłe technicznie, zachwyca nowatorstwem wykorzystanie hashtagów (?!), muzycznie bywa naprawdę spoko, ale kiedy słucham osiemdziesiątego numeru o tym, że jestem nieustraszonym wojownikiem, światłość i ciemność, nigdy nie poddam się, będę walczył i wbijam ch... w hejterów, to zastanawiam się, kiedy w końcu ktoś spuści powietrze z tych pozbawionych poczucia humoru mesjaszy rapu. „Nam było ciężko. Ojciec, bracie…”. Sorry, nie umiem tego traktować jakoś znacznie poważniej niż poezji Szymona Wydry.
∆
Tumbler This Charming Charlie zrobił mi poranek, więc przeklejam (dziękując Tomkowi Waśce za podlinkowanie). Rzecz obowiązkowa dla maniaków The Smiths i nie tylko dla nich. Zresztą całkiem a propos dobrych, niekoniecznie pogodnych tekstów.
A jako że we „Fleszu” za każdym rogiem piosenka – na zakończenie dziś właśnie popularni KOWALSCY z czymś nieco mniej oczywistym.
Komentarze
[13 października 2013]
[12 października 2013]
Teraz po prostu nie zamierzam czytać kolejnych odsłon, a na screenagers wchodzę np. po recenzję OPN, Dead C bądź felietony typu "we don`t control the controls", by wymienić ostatnie publikacje.
Życzyłbym sobie więcej sztuki, mniej trashu.
[12 października 2013]
[11 października 2013]
[11 października 2013]
[10 października 2013]
[9 października 2013]
[9 października 2013]
[8 października 2013]