Ocena: 7

South

Adventures In The Underground Journey To The Stars

Okładka South - Adventures In The Underground Journey To The Stars

[Young American; 4 kwietnia 2006]

Zajmując się kilka miesięcy temu epką South znaliśmy już tytuł longplaya. I było to niepokojące, bo ładunek pretensjonalności, jaki kryje się w „Adventures In The Underground Journey To The Stars”, odsyła bezpośrednio do bzdurnych nazw albumów art-rockowych sprzed trzech dekad. South zapędów progresywnych nigdy nie ujawniali, ale pachniało to niebezpiecznie jakimś wydumanym konceptem, którego od grupy piszącej jedne z najlepszych dream-brit-popowych piosenek na tym świecie byśmy nie oczekiwali. Szczęśliwie, na tytule wygłupy się skończyły.

Wprawdzie koledzy Cadbury, McDonald i Shaw obniżyli lekko loty w porównaniu do bajecznego, wydanego przed trzema laty „With The Tides”, ale korekta formy in minus jest wyczuwalna co najwyżej intuicyjnie. Nowy album w sposób logiczny rozwija wątki podjęte na poprzedniku, w dalszym ciągu bazując na skrajnie rozmarzonych melodiach, prowadzonych błogim wokalem Cadbury’ego, śpiewającego jak shoegaze’owy Badly Drawn Boy. Prócz tego South wciąż są zespołem, który w pracę studyjną wkłada maksimum wysiłku i to słuchać zarówno w piętrowych kompozycjach typu „Shallow”, jak i w tych wiedzionych urokliwymi melodiami gitar akustycznych, chociażby „Know Yourself” z gościnnymi wokalami Pearl Lowe. „Adventures” nie ucieszy więc do końca tych, którzy zarzucili drugiemu LP przerost strony produkcyjnej nad kompozycyjną.

Można mówić o dwóch filarach albumu, bez których materiał straciłby znacznie na atrakcyjności. Pierwszy to wspomniany „Shallow”. Rozbudza się na bazie dialogu basu i perkusji, niczym kompozycja New Order circa 1983, po zwrotce przyspiesza, by w refrenie stać się stricte popowym, niemal tanecznym numerem. Innym kluczowym fragmentem wydaje się być znany z epki, ale mocno podrasowany „A Place In Displacement”, który z kolei może kojarzyć się z brzmieniem... New Order, ale tym z „Get Ready”. Sprawiedliwie trzeba jednak płycie oddać, że praktycznie każda kompozycja – poza „What Holds Us”, gdzie przez cztery minuty czekamy, aż wydarzy się cokolwiek ciekawego – zniewala jakimś szczegółem: tu dzwoneczki w „Habit Of A Lifetime”, tam nagłe zwroty akcji w „You Are One”. Albo te śliczne harmonie i dźwięczne akustyki „Know Yourself”.

Dotychczasowe losy South to historia pełna paradoksów. Ten nagrywający typowo brytyjską muzykę zespół ma od kilku lat łatwiej w Stanach, niż u siebie w domu, gdzie bardziej ceni się stadionowe zadęcie Coldplay czy balladową trywialność Keane. Tego rodzaju prostolinijność nigdy nie leżała w naturze Cadburego i kolegów. Oni wybierają kameralne, inteligentne piosenki, w których jest jakaś tajemnica, jest drugie dno, jest dusza.

Kuba Ambrożewski (27 maja 2006)

Oceny

Kuba Ambrożewski: 7/10
Kasia Wolanin: 5/10
Średnia z 12 ocen: 7/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także