Negatyw
Manchester
[Polskie Radio; 5 grudnia 2005]
Kiedy usłyszałem radiowe zapowiedzi nowej płyty Negatywu, w których Mietall Waluś dziarskim głosem zapewniał, że to najbardziej rockowe i bezkompromisowe dzieło grupy, zatarłem ręce i szybko postarałem się o egzemplarz albumu „Manchester”. Z dużymi nadziejami przystąpiłem do słuchania, bo od czasu debiutu Bratów z Rakemna w 2004 r. i ubiegłorocznego powrotu Starych Singers żadna płyta z polskimi tekstami nie wprawiła mnie w choćby cień zadowolenia. Jakże przykre było moje rozczarowanie, gdy okazało się, że z trzecią płytą Negatywu będzie podobnie. „Mysłowice to nie pieprzony Manchester” – ogłasza Mietall w piosence tytułowej, ale to nie powód, by mierzyć dokonania zespołu inną – mysłowicką – miarą.
Mietall nigdy nie był dobrym wokalistą i sam to wielokrotnie przyznawał. Jednak to, co na debiutanckiej płycie zespołu wywoływało uśmiech sympatii – bo Mietall to przecież całkiem sympatyczny i do tego inteligentny koleżka – obecnie wzbudza tylko irytację. W końcu mamy do czynienia z profesjonalnym zespołem, który gra już od paru lat i otrzaskał się na niezliczonych koncertach, a ten gość jak nie potrafił śpiewać, tak nie potrafi! Nie chcę sugerować wytwórni płytowej Negatywu (w tym przypadku jest to Polskie Radio, które ma takie możliwości), aby inwestowała w nauczyciela śpiewu dla rzeczonego artysty, ale chociaż ktoś, kto nauczy Mietalla poprawnie akcentować, naprawdę by się przydał...
Nie mogę się otrząsnąć po wrażeniach ze słuchania „Manchesteru”, bo wsłuchiwałem się uważnie w teksty mamrotane/jęczane przez lidera. Trochę się załamałem, gdyż od czasów „Paczatarez” Mietall zrobił kilka kroków wstecz. Kurczę, sam kiedyś nuciłem pod nosem „Czasami lubię, jak ktoś mnie obserwuje”, i nadal uważam, że to całkiem zgrabnie napisany kawałek. Co z tego, skoro teksty na „Manchesterze” są bardzo źle napisane. Nie tylko rażą banałem (Zobacz jak pięknie jest gdy przy mnie jesteś/ Maleńka nie kłóćmy się/ Kupimy domek nad brzegiem morza/ Bo zawsze chciałaś tam/Będziemy patrzeć przez duże okno i czekać na statek nasz/Może Brazylia, może Alaska, popłyńmy daleko, odpłyńmy na zawsze, „Alaska”), w dodatku w większości są o niczym (Jutro wstanę/ Zjem śniadanie/ Zamknę drzwi i już nie wrócę/ Pójdę tam, gdzie są ludzie/ Którzy z życia cieszą się/ Lubię piwo/ Lubię tańczyć/ Gdy z uśmiechem spędzam czas/ Muzyka łączy wszystkich ludzi/ Muzyka łączy wszystkich nas, „Jutro”). Informacje, o tym co lubi, a czego nie lubi lider zespołu powinienem znaleźć na stronie internetowej, niestety, Mietall postanowił napisać o tym aż dwie piosenki. Mówią na mnie Mietall/ Lubię słuchać Sonic Youth/ Lubię też Nosowską i Depeche Mode/ Lubię jeździć starym mercedesem/ Włóczyć się z Afghanem po mieście/ Odwiedzać znajomych/ Chińską kuchnię, whisky z colą. Dowiadujemy się także, że Mietall nie przepada za papryką (żółtą czy czerwoną, słodką czy ostrą? Tego mi brakuje), nie lubi cwaniaków w dresach, grzybów, słońca, zimna, wysokości, pająków... Dziękuję, chyba wystarczy! W „Alone”, które brzmi jak ukradziony podkład Myslovitz, artysta raczy nas rozczulającymi słowami: Tak, to już wiem/ Chciałbym spędzać z tobą cały dzień/ A nocą gwiazdy przytulą nas do snu. Arrrghhh!
W tekstach zawarto też obiecany gniew. Mam w sobie dzisiaj diabła/ Nie podchodź do mnie blisko / Rozszarpię cię na strzępy/ Zagryzę cię na śmierć („Na śmierć”), Wypij ze mną wybielacz/ Niech oczyści nas z brudu i kłamstw/ Niech twoje oczy będą czyste/ I wtedy możemy porozmawiać („Nie udawaj”)... Jakieś komentarze? Gwoździem do trumny jest końcowy utwór „Terroryści” – okropnie nieudolny (Będziemy wspólnie razem marzyć, sic!) tekst o zagrożeniu życia przez międzynarodowy terroryzm. Nieoczekiwanie ratuje go jedno zdanie: W autobusie wszyscy wyglądają na podejrzanych/ Na sprawców. Przypuszczam, że to przypadek, ale użycie słowa z żargonu policyjno-sprawozdawczego zwiększyło autentyczność tekstu i sprawiło, że przez moment poczułem o co męczącemu się straszliwie podmiotowi lirycznemu chodzi. Niestety, to tylko jeden przebłysk świeżości w całej masie przechodzonych i wyświechtanych zwrotów, w dodatku nie zawsze umiejętnie użytych.
Impotencja twórcza Mietalla budzi zażenowanie. A przecież, choć polski językiem trudnym jest i basta, jednak można. Przykładem teksty na nowej płycie Heya (Nosowska nawet kiedy jest w słabszej formie, potrafi zachwycić celnymi porównaniami), wspomnianych już Bratów czy Starych Singers. Negatyw, jeśli już nie chce zmienić wokalisty, powinien chyba sięgnąć po Plan B, czyli zacząć śpiewać po angielsku. Po angielsku każdy banał brzmi fajnie, a do tego łatwo się rymuje i trzyma rytm w wersach.
A teraz będzie o muzyce. Pod tym względem jest na szczęście znacznie lepiej i mówiąc szczerze, gdyby nie totalnie zniechęcająca warstwa wokalno-tekstowa, to mogłaby być całkiem porządna płyta. Negatyw rzeczywiście, zgodnie z reklamą, zagrał nieco ostrzej, przybrudził brzmienie i zmienił kurs z Wysp Brytyjskich na Amerykę. Muzyka ma sporą dynamikę, nie można narzekać na napór gitarowych riffów, a sporadycznie odgrywane solówki nie wywołują odruchu wymiotnego. Takie „Na śmierć” czy grunge’owy „Dylan Carlson” mają całkiem sporo energii, a zwrotki w „Nie udawaj”, ozdobione rytmicznym klaskaniem, potrafią nieźle rozbujać. Zespół sympatycznie nawiązuje do nowej fali gitarowego grania w brytyjskim wydaniu w „Manchesterze” – nisko nastrojona gitara rytmiczna i jazgotliwe wejścia prowadzącej - tak, to jest to. W „Czerwonych tulipanach” (notabene chyba najlepszy utwór na płycie) pięknie uzupełniają się dźwięczny klawisz i delikatna gitara. Gdyby tylko Mietall zaśpiewał tę piosenkę mniej dramatycznym tonem...
I tyle. Mogło być dobrze. Wyszło jak zawsze.
Komentarze
[31 marca 2016]