Ocena: 7

Art Brut

Bang Bang Rock & Roll

Okładka Art Brut - Bang Bang Rock & Roll

[Fierce Panda; 24 maja 2005]

Jeżeli nie rozluźnicie tych krawatów pod kołnierzykami, to „Bang Bang Rock’n’Roll” może wam stanąć w gardle, a wasze arystokratyczne kubeczki smakowe popełnią zbiorowe samobójstwo. Bo Art Brut nie chce być wykwintny. Nie prosi się o prestiż, salony, kawior i szampana. Tak bardzo, jak nie lubię posługiwania się słownikowymi definicjami, tak teraz przekornie i z niekłamaną przyjemnością użyję fragmentu jednej z nich, wedle której „art brut oznacza surową, niefałszowaną sztukę". Londyński Art Brut, dla którego od wymyślnej oryginalności odrobinę ważniejsze jest solidne wykonanie, z powodzeniem mieści się w tym standardzie...

Zamiast segregować ich według jakichkolwiek sztywnych reguł, lepiej od razu zastanowić się, czy Art Brut ma więcej wspólnego ze zwykłym rock’n’rollowym przekrętem, czy też z wykwintnym rock’n’rollowym kabaretem. Granica pomiędzy szczerym a fałszywym uśmiechem jest tutaj tak samo mglista jak granica parodii i autoparodii i nietrudno wyjść na głupka, próbując wcisnąć ich w szary szereg innych debiutantów. Można np. domyślać się, że śpiewając o „Top Of The Pops” żartują, ale z drugiej strony – czy muzycznie aż tak wiele dzieli ich od innych pojawiających się tam kapel? Otóż nie. Sekcja rytmiczna i poszarpane linie wokalu ocierają się Gang Of Four, podczas gdy gitary dynamiką przypominają nieco Sex Pistols. Nic nowego. O tym, że Art Brut jest „art brut” decyduje wokal Eddie’go Argosa, wprowadzający w rytmikę kawałków bałagan i chaos. Decyduje o tym zasada, iż lepsze jest wrogiem dobrego, a na rzecz dynamicznych riffów warto zrezygnować z wirtuozerii. Lata ’70 mamy jednak już za sobą i Art Brut ani myśli o kopiowaniu wymowy ówczesnych grup. Zamiast szydzić z polityków, drwią z ikon popkultury. Zamiast mówić o bezrobociu, komentują wydarzenia z minionego weekendu. Nie chwalą się iż są „too drunk to fuck” jak niegdyś Dead Kennedys, lecz wspominają Emily, pierwszą miłość z okresu późnej podstawówki. Niewiele mają też wspólnego ze zmanierowanym szpanerstwem a’la The Strokes, gdy ironicznie chwalą się piciem whisky z Morrisseyem. Wystarczy odrobina dystansu, by zauważyć wszelkie mrugnięcia okiem i subtelne aluzje Art Brut.

Londyńskie rozumienie Art Brut oznacza piątkę muzyków, dla których uprawianie „surowej i niefałszowanej sztuki” jest tak samo naturalne jak dla innych naturalne jest pokątne zrzynanie z The Velvet Underground. A „Bang Bang Rock’n’Roll” to ich udany manifest oraz dowód na to, że nie jesteśmy skazani na śmiertelnie poważnych Panów Artystów i na płyty, w których stylizowane piękno przesłania jakąkolwiek treść.

Łukasz Jadaś (2 września 2005)

Oceny

Przemysław Nowak: 8/10
Kasia Wolanin: 7/10
Kuba Ambrożewski: 7/10
Kamil J. Bałuk: 6/10
Tomasz Tomporowski: 5/10
Średnia z 27 ocen: 7,51/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także