Ocena: 8

Xiu Xiu

A Promise

Okładka Xiu Xiu - A Promise

[5 Rue; 18 lutego 2003]

Lubię czasem poczuć samotność. Znaleźć gdzieś zupełnie przypadkowo swoje ciche miejsce, mały smutek wypośrodkowujący uśmiech i radość gromadzącą się przez cały tydzień. Zupełnie przypadkowo...

Początek roku. Porcupine Tree, Massive Attack, Nick Cave, Placebo, The White Stripes, Blur. Gdzieś na początku kwietnia słyszę dwa słowa: Xiu Xiu. Pierwsze skojarzenie - Chiny. Trafne. Dokopuję się do informacji o zespole. Pierwsze odczucie po obejrzeniu okładki - intrygujące. Trafne. Pierwsze doznanie po przesłuchaniu płyty - niepokojące i zaskakujące. Trafne.

Joan Chen nakręciła pięć lat temu kontrowersyjny film ukazujący prawdę o udręce życia w Chinach. Opowiadał o młodej dziewczynie wysłanej w odległe miejsca kraju do pomocy w wypasaniu i hodowli koni. Była jedną z ofiar chińskiego reżimu propagującego zasadę wysyłania młodzieży w odległe strony, aby uczyły się pracy fizycznej. Otóż dziewczyna owa, by wyrwać się z kieratu, zostaje prostytutką ofiarującą swe ciało przeróżnym dygnitarzom w zamian za obietnicę powrotu do domu. Jak łatwo przewidzieć, ci kierują się przede wszystkim własnym egoizmem, wykorzystują kobietę w wiadomy sposób jednocześnie ją poniżając. Wszyscy nazywają ją Xiu Xiu.

Wyraźna inspiracja filmem pociągnęła muzyków nie tylko do nazwania imieniem dziewczyny zespołu, lecz dedykowania jej najnowszej płyty "A Promise".

Xiu Xiu to kwartet powstały w roku 2000 w San Jose z wyraźnym liderem w osobie Jamiego Stewarta (The Cult) porównywanego w manierze wokalnej do samego Robert Smitha.

W lutym 2002 roku miał miejsce debiut płytowy grupy - "A Knife Play" - nie zauważony jednak specjalnie przez nikogo. Zaoferowali mieszankę neurotycznego, eksperymentalnego rocka z domieszką elementów techno. Dodatkowym smaczkiem było użycie saksofonu i trąbki, jako instrumentów wspomagających, co nieco odciągnęło płytę od motywów stricte rockowych.

Dokładnie w rok po debiucie ukazuje się drugi longplay - "A Promise". Nie przynosi diametralnej zmiany stylistycznej zespołu, bo w sumie dlaczego miałby to robić. Wydaje mi się, że różnice dotyczą wyważenia hermetycznego smutku, lekkiego uspokojenia kakofonii dźwięków panujących na albumie poprzednim. Xiu Xiu jest smutny, dołuje, ukazuje skłonność zespołu do zamykania się w sobie, twórczą introwersję, którą jednak chcą się dzielić.

Zaczyna świetna gitarowa melodia przechodząca w efekcie w jeszcze bardziej melodyjny refren. Czyżby więc początek sugerował zupełny spokój? Zwrot w stronę łagodności? Taki muzyczny start może mylić. Co innego wokal, który nie pozostawia wątpliwości, że dalej musimy się przestraszyć. I w "Apistat Commander" kolory nie są już tak jasne. Z jednej strony faktyczny smutek, z drugiej piski, trzaski, dźwięki ujmują nowością, eksperymentem, który zbliża. W "Walnut House" fortepian sugeruje ponurą melancholię i płyta odkrywa przed nami pejzaże ambientowe. Brnę coraz bardziej. Kolejny utwór to elektroniczne przemyślenia, a "Pink City" rusza z kopyta dźwiękowym dysonansem, by w finale zaskoczyć nas kropelkami, jak w "Echoes" Floydów. W "Sad-Redux-O-Grapher" pojawiają się jakieś uspokajające smyczki, czyżby więc zwrot w krainę porządku? Czy aby na pewno? Poczekajmy na środek utworu. Beznadziejny krzyk Stewarta i wracamy do głównego wątku płyty - smutku. Utwór kończą wspomniane smyczki - ironiczne nawiązanie do pozornego ładu. Czekam na kolejne niespodzianki. Przy "Blacks" jeszcze nie wiem, co będzie lada chwila. W końcu pojawia się perełka, utwór przedostatni - "Fast Car" - cover utworu pod tym samym tytułem Tracy Chapman. Oj, było na co czekać. Zwieńczenie płyty, moment, w którym Stewart zdaje się przekazywać najwięcej emocji w niesłychanie szaleńczy, acz spokojny sposób (jakkolwiek to brzmi). Szuka łagodności w zagubieniu, więc może jednak nadzieja... Obietnica?

Lubię czasem poczuć samotność. Znaleźć gdzieś zupełnie przypadkowo swoje ciche miejsce, mały smutek wypośrodkowujący uśmiech i radość gromadzącą się przez cały tydzień. Zupełnie przypadkowo...

...pomiędzy White Stripes a Blur...w oczekiwaniu na Radiohead...

...mała kropla goryczy...

Jarmusch (18 maja 2003)

Oceny

Tomasz Łuczak: 8/10
Średnia z 15 ocen: 8/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także