Ocena: 5

Nerina Pallot

Fires

Okładka Nerina Pallot - Fires

[Idaho; 4 kwietnia 2005]

Jej pierwszym zdobytym krążkiem był „Thriller” Michaela Jacksona. Wcześniej, słuchała nagrań swoich rodziców, z albumami Simona & Garfunkela i Paula Simona na czele. Uczyła się też grać na fortepianie. Miała jedenaście lat, gdy dostała pierwsze kieszonkowe i kupiła za nie swoją pierwszą gitarę. Kilka lat później przyszedł czas na fascynację Stone Roses. A potem, wszystko potoczyło się już z górki...

Nerina Pallot jest pełnej krwi angielką, lecz dystansuje się od dokonań Dido czy Jem, na rzecz amerykańskich ikon piosenki lirycznej – Aimee Mann oraz Sheryl Crow. Nie zrywa co prawda całkowicie naturalnych więzi z melodyjnym i przystępnym popem, lecz dyskretnie ubarwia go ambitnymi tekstami i inteligentnymi aranżacjami. Balansując na tak cienkiej linie nietrudno o potknięcia, które zresztą często zdarzają się artystce. Chwilami szorstko ociera się o ścianę kiczu i tandety, choćby w naciąganym, mdłym „Learning To Breathe”. Lecz ku uciesze słuchacza, wokalistce w większości przypadków udało się pojednać chwytliwe (i niezbyt wymyślne) popowe zagrywki z niebagatelną treścią. Ogólnie rzecz biorąc, „Fires” jest swoistym manifestem Pallot, ekspozycją jej talentu, starającego się wzbić ponad przeciętność. Choć trudno w to uwierzyć, głównymi atutami albumu zaczynającego się od mocnego uderzenia i słów „I gotta friend who's a pure-bred killing machine/ he said he'd waited his whole damn life for this”, są sugestywne fluidy kobiecej wrażliwości. Elokwencja, ciepło i błyskotliwość biją na głowę nienaturalną, popową mowę-trawę. W „Everybody's Gone To War”, kawałku spełniającym wszelkie wymogi protest-songu, śpiewa „If love is a drug, I guess we’re all sober (…)/ If God’s on our side, then God is a joker”, ironizując na temat medialnej prowojennej propagandy. Pallot wierzy w inny rodzaj uczuć, dalekich od tłumu i zgiełku: ”Just take me home and get me undressed/ put on a fire and make it enough/ oh, we’re geeks, but we know this is love”” – twierdzi w rozkołysanej „Geek Love”. Jest bardzo przekonująca. Budując swoim ciepłym tembrem głosu niełatwe układy wokalne, takie jak chociażby w „Heart Attack”, potrafi zwieść odbiorcę na wygodne dla siebie tereny.

Na „Fires” nie brakuje uproszczeń i banałów, lecz nie sposób zaprzeczyć talentowi Neriny Pallot. Artystka bardzo stara się, by w możliwie najbardziej przystępny sposób powiedzieć jak najwięcej. Czysto, wyraźnie i inteligentnie. Nawet gdybyśmy okroili album do najgłębszych, najbardziej wymagających kawałków, to i tak resztę stanowiłyby udane, żywe i wręcz radiowe kompozycje.

Łukasz Jadaś (9 lipca 2005)

Oceny

Średnia z 2 ocen: 5,5/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także