Daft Punk
Human After All
[Virgin; 14 marca 2005]
Francja to jedna z największych niewiadomych muzycznej mapy zachodniej Europy. Swoista czarna dziura pomiędzy tętniącą życiem Wielką Brytanią, a nie składającymi broni Niemcami. Może to monolingwistyczność tego narodu, może ślimaczana dieta, czosnek na szyjach, podkoszulki w paski i berety, faktem jest, że o francuskim popie słyszymy jedynie przy okazji Eurowizji (przepraszam, jest jeszcze ta laska od „Moi Lolita”), a o scenie rockowej (jakiej scenie rockowej?) wcale. Słabo jak na tak duży kraj. Choć nie zawsze tak było. W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych mówiło się o Francji zupełnie inaczej, a francuskie pochodzenie było synonimem pewnego stylu, lekkości i przebojowości. Wszystko zaczęło się w 1996, kiedy to dwóch ukrywających się pod maskami chłopaków spowodowało, że Francja zaczęła wreszcie masowo eksportować muzykę. Głupawe punki odrobiły pracę domową. Świat padł na kolana.
„Homework” nie był absolutnie pierwszą płytową jaskółką muzyki house, jednak gracja i finezja z jaką Daft Punk podali nam swój debiut, a także jego ogromny sukces komercyjny spowodowały, że większość słuchaczy dobrowolnie zresetowała zegarki. „Homework” przy całym swoim niskim budżecie i skromnych środkach, a może właśnie dlatego, urósł do rangi płyty klasycznej, z kolejnymi singlami rozgrzewającymi parkiety dookoła globu. Pięć lat później przyszedł kolejny nokaut ugruntowujący pozycję duetu na piedestale muzyki tanecznej. „Discovery” zaskoczył wszystkich konstrukcją płyty, która uzupełniona później o animowany film ocierała się o nieznajomą dla gatunku ideę koncept albumu. I chociaż minimalizm wydawniczy duetu przedłużył jego panowanie, trzecia płyta formacji ostatecznie pozbawia złudzeń. Twarde lądowanie nastąpi właśnie w tym roku.
Wszechobecne referencje do technologii sprawiają, że „Human After All” udaje płytę nagraną przez roboty. To mógł być zamysł artystyczny Francuzów – ogołocenia muzyki z jakichkolwiek emocji, który w tym wypadku się powiódł. Niestety, współczesne maszyny nie są najwyraźniej wystarczająco inteligentne, żeby zaprowadzić twórczość duetu na nowy poziom. Daft-punkowe roboty to prymitywne urządzenia, które albo cierpią na prowadzący do przestojów deficyt pamięci operacyjnej („Prime Time Of Your Life”), albo dobija je zamrożenie systemu zapętlającego w nieskończoność jeden motyw („The Brainwasher”). Ten drugi zarzut można zastosować do połowy nowych kompozycji, co urasta do dramatycznych rozmiarów w przypadku nijakości męczonego motywu („Television Rules The Nation”, „Steam Machine”). Tak naprawdę śladowe ilości kreatywności widać jedynie w otwierającym płytę utworze tytułowym i singlowym „Robot Rock”, przypominających trochę klimatem „Discovery”. Resztę można z powodzeniem przemilczeć. Podsumowując, nie znajdziecie na „Human After All” zabawy z brzmieniem cechującej poprzednie wydawnictwo, nie ma tutaj również lekkości debiutu. Jest niezwykle toporna, sprawiająca wrażenie zrobionej bez pomysłu trzecia płyta duetu, który najwyraźniej uwierzył w swoją legendę. Głupawe punki z pamiętnego zrywu z 1996 nie żyją. Ich miejsce zastąpiły roboty. Nieudolne, mało twórcze maszyny. Na złom z takim sprzętem!
Komentarze
[12 lipca 2018]
[29 czerwca 2018]
[9 grudnia 2013]
[26 maja 2013]
[9 stycznia 2010]