sx screenagers.pl - recenzja: The Get Up Kids - Guilt Show
Ocena: 6

The Get Up Kids

Guilt Show

Okładka The Get Up Kids - Guilt Show

[Vagrant; 2 marca 2004]

„Guilt Show” brzmi tak brytyjsko, że musiałem kilkakrotnie się upewnić, czy Get Up Kids jest rzeczywiście amerykańskim zespołem. Bez wątpienia tak, jednak nie ulega wątpliwości, że bardzo zapatrzonym w muzyczną tradycję wyspiarzy. Grają muzykę lekką, bardzo melodyjną, popową wręcz, chociaż obiema nogami tkwiącą w rockowej tradycji. Gdyby nie trochę zbyt sterylna, plastikowa produkcja, byłoby naprawdę miło. Chwytliwe refreny, delikatnie poprowadzone gitary (żeby tylko nie było za ostro, panowie!) i sporo klawiszy, głównie pianina – te elementy powinny wpłynąć na zainteresowanie „Guilt Show” fanów formacji Supergrass.

Jakby na to nie spojrzeć, „Guilt Show” znakomicie pogodzi gust grzecznych panienek brzydzących się rockowego brudu, zajętych prasowaniem gospodyń domowych słuchających jednym uchem radia i zwolenników nieabsorbującego zbytnio uwagi rockowego popu. Co prawda są tu momenty szybszego grania, jak w „Man Of Conviction” czy „Martyr Me”, ale realizator dźwięku obszedł się z nimi po macoszemu i wyciszył wszystkie ostrzejsze tony gitary. Esencja tej płyty to przede wszystkim supergrassowe przeboiki, oparte o klawiszową rytmikę, jak choćby „The One You Want”, „In Your Sea” albo „Never Be Alone”. Ten drugi to zresztą jeden z najlepszych utworów na płycie; ma nastrojowy refren i ładnie się rozwija utrzymując sympatyczną melodię. Z kolei „Wouldn’t Belive It” do złudzenia przypomina inny amerykański zespół grający muzykę lekką i przyjemną – The New Pornographers. Warto też wspomnieć o „How Long Is Too Long” – chyba najbardziej wpadającym w ucho numerze.

O ile przez dziesięć piosenek mamy do czynienia z tymi samymi patentami powielanymi w różnych konfiguracjach, to w końcówce płyty zaczyna się robić znacznie ciekawiej. „The Dark Night Of The Soul” wprowadza nieco tajemniczy nastrój, głównie za sprawą rozsądnie użytej elektroniki. A „Is There A Way Out” to już kompletna niespodzianka. Począwszy od mrocznego wstępu po pompatyczne zakończenie, ten numer wciąga i uwodzi. Przetworzony głos wokalisty, rewelacyjnie nagrana perkusja i genialny refren. Do tego więcej przestrzeni po ciasnej produkcji wcześniejszych nagrań robi duże wrażenie. Zdecydowanie najlepszy utwór na płycie i głównie on podciąga końcową ocenę. Zamykający zestaw „Conversation” zaczyna się, trochę jak utwory King Crimson, dźwiękami mellotronu i mocnym wejściem perkusji, jednak później wszystko psuje banalny wokal.

Nie jest to płyta wybitna i na pewno nie warto specjalnie się nad nią rozwodzić. Wątpię też, by znalazła się w jakichkolwiek rankingach, czy to na najlepszą, czy też na najgorszą płytę roku/dekady/wszechczasów. To po prostu solidny średniak, dobry do posłuchania przy okazji wykonywania innych czynności. Taki radiowy wypełniacz dla tych, którzy mimo wszystko wolą rocka od R’n’B.

Marceli Frączek (13 kwietnia 2005)

Oceny

Marceli Frączek: 6/10
Średnia z 4 ocen: 4,5/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także