sx screenagers.pl - recenzja: Jeff Buckley - Live At Sin-e (Legacy Edition)
Ocena: 8

Jeff Buckley

Live At Sin-e (Legacy Edition)

Okładka Jeff Buckley - Live At Sin-e (Legacy Edition)

[Columbia; 2 września 2003]

Nowy Jork, mała knajpa na Manhattanie – „Sin-e”. Miejsce gdzie ludzie zmęczeni po całym dniu pracy, wpadają na drinka, spotykają się za znajomymi, słuchają muzyki. Takich miejsc na świecie jest wiele, nic szczególnego. Jednak latem 1993 roku odbył się w niej pewien szczególny koncert. Wyobraźmy sobie wieczór jak każdy - pełna sala, słychać śmiech, rozmowy, dźwięk szklanek. Tyle, że dziś większość zgromadzonych tu osób czeka na występ pewnego artysty - Jeffa Buckleya. Niektórzy już znają jego muzykę, inni przyszli, bo usłyszeli o niej od znajomych.

Na scenę wychodzi młody chłopak z gitarą. Wygląda na bardzo skromnego, rozgląda się, uśmiecha do publiki, a po chwili odkłada na bok swój instrument i zaczyna śpiewać. Wszystkie rozmowy na sali milkną, lecz początkowo widać zdziwienie na twarzach ludzi. Gdzie reszta zespołu i ich instrumenty? Na rozwianie tych wątpliwości Jeff potrzebuje niecałych pięciu minut - tyle trwa „Be Your Husband”, czyli pierwszy utwór tego wieczoru, zaśpiewany a capella. Te pięć minut wystarczą, aby zdobyć zachwyt i serca publiki, bo kiedy Jeff milknie, słychać brawa i owacje. Bierze do ręki swoją gitarę i zaczyna grać pierwsze dźwięki „Lover, You Should Have Come Oper”. Na twarzach zgromadzonych widać wzruszenie, czasem łzy. Wszyscy podświadomie wiedzą, że są świadkami niezwykłego widowiska i czują, że głos Buckleya będzie towarzyszył im już zawsze, w myślach, sercu, duszy. Te uczucia wyczuwane są przez Jeffa, na którego twarzy widać radość, rozluźnienie. Atmosfera koncertu staje się coraz bardziej ciepła, przyjacielska, pojawia się coraz więcej dialogów między publiką i artystą.

Podczas całego występu Jeff często zabiera słuchaczy w podróż do swojego dzieciństwa, grając utwory swoich idoli, wykonawców, których ceni - Led Zeppelin ("Strange Fruit"), Nina Simone („If You Knew”), Bob Dylan („Just Like A Woman”, „If You See Her Say Hello”), Leonard Cohen („Hallelujah”), Van Morrison („The Way Young Lovers Do”, „Sweet Thing”) i innych. Znajomość bardziej klasycznych utworów słychać w rewelacyjnym, bluesowym „Strange Fruit”, wykonywanym już przez wielu muzyków, lecz nigdy z tak wielką pasją i uczuciem. Dla rozładowania atmosfery Buckley żartuje, bawi się swoim głosem, parodiując Nirvanę („Smells Like Teen Spirit”) czy The Doors („The End”).

Jednak prawdziwymi perłami całego koncertu są autorskie kompozycje Jeffa. Wspomniane już „Lover, You Should Have Come Over”, „Last Goodbye”, „Mojo Pin” „Eternal Life”czy „Grace” Cudowne „Grace” pozostawiające w słuchaczu swój ślad nawet po jednokrotnym przesłuchaniu. Utwór, który w późniejszym czasie otworzył Jeffowi drzwi do kariery i zapewnił uznanie krytyków na całym świecie. Głównym atutem Buckleya jest jego głos. Nie można jednak zapominać o grze na gitarze, może nie wirtuozerskiej, ale pełnej ciepła, uczucia i emocji. Wszystko to razem stanowi fantastyczne połączenie. W całym „Sin-e”nie znalazła się chyba jedna osoba, której brakowałoby pozostałych instrumentów czy muzyków.

Płyta ta ma jedną istotną cechę, odróżniającą ją od późniejszych występów Jeffa. Grając w małym i kameralnym miejscu, udało mu się wytworzyć bardzo intymną atmosferę, więź między nim a publiką (a zarazem słuchaczem), pogłębiającą się z każdym zagranym utworem. Te prawie trzy godziny muzyki zabrały mnie w cudowną podróż, pełną wszystkich uczuć, które można sobie wyobrazić. Zamykając oczy, przeniosłem się 11 lat wstecz do małego klubu, gdzie Jeff zagrał i zaśpiewał dla mnie. Może to zrobić dla każdego z Was, pod warunkiem, że sięgniecie po ten album.

marasss (6 września 2004)

Oceny

Średnia z 9 ocen: 9/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: pino
[21 grudnia 2010]
Zeppelinów jest Night Flight a nie Strange Fruit

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także