Dogs Die In Hot Cars
Man Bites Man [EP]
[V2; 16 lutego 2004]
Grupa, której nazwę z łatwością można pomylić z hasłem obrońców praw zwierząt, kilka miesięcy temu narobiła niemałego zamieszania debiutanckim singlem " I Love You Cause I Have To". Niezobowiązująca piosnka, którą nucić można już po pierwszym przesłuchaniu, była bardzo udaną autoreklamą. Rozdmuchani przez brytyjską prasę, wymieniani pomiędzy The Futureheads a Razorlight jako nadzieje na 2004 rok, dziś podrzucają nam kolejne, już znacznie szerzej promowane wydawnictwo...
Okazuje się jednak, że EP-ka Man Bites Man to ewidentny wypadek przy pracy. Energię i potencjał tkwiący w muzykach i wokaliście roztrwoniono na produkt, który rozczarowuje i pozostawia uczucie niesmaku.
Nieważne z ilu stron podchodzilibyśmy do tytułowego "Man Bites Man" - za każdym razem usłyszymy bezładnie spięte ze sobą skrawki sprzecznych pomysłów, niedokończonych myśli, upiększaczy i ozdobników. Wokalista stara się wkładać w swoje poczynania wiele inwencji i starań, co przy ich absolutnie obojętnym ładunku emocjonalnym, może jedynie irytować. Klapa... Pytanie, dlaczego taki muzyczny koszmarek wybrano na reprezentanta EP-ki, pozostaje bez odpowiedzi. Chciałoby się rzec, iż jedynie utwór "Pastimes and Lifestyles" ratuje sytuację. Zgrabna aranżacja i płynna melodia. Stonowany wokal i nienużąca przebojowość. Słowem, wszystko wydaje się być na swoim miejscu. Niestety tutaj też mamy jedno "ale". Otóż kompozycja ta, to jedynie zmodyfikowana wersja znanego i osłuchanego już utworu DDIHC pt. "Big City Takeover". Zmieniono odrobinkę tekst, tu i ówdzie dodano dodatkowe partie gitarowe - na tym koniec. Pomimo swej wtórności, utwór ten jest jednak najmocniejszą stroną tego wydawnictwa. Instrumentalny wypełniacz - "Nobody Teaches Life Anything" to nic więcej niż melodyjka utkana z leniwego brzdąkania strun... Owszem - idealnie nadawałaby się na podkład muzyczny prognozy pogody, lecz wierzę, że DDIHC stać na więcej.
Tego typu wpadki zwykle wybacza się tylko kapelom z udokumentowanym dorobkiem płytowym. W przypadku debiutanta, pozostaje tylko współczuć i trzymać kciuki, by pierwsze wrażenie słuchaczy nie było zarazem ich ostatnim. Ja, po sesji z EP-ką "Man Bites Man", w istocie czuję się jak pies konający w rozgrzanym samochodzie. Mdło, duszno, nudno i klaustrofobicznie.