sx screenagers.pl - recenzja: Head of Femur - Ringodom or Proctor
Ocena: 6

Head of Femur

Ringodom or Proctor

Okładka Head of Femur - Ringodom or Proctor

[Greyday; 12 sierpnia 2003]

Ludzie tworzący Head of Femur to świry, gdyż to, co wyprawiają, łamie wszystkie możliwe konwenanse muzyczne. Ponadto o zespole nie można się generalnie niczego więcej dowiedzieć niż to, że istnieją i wydali płytę – z ich strony internetowej bije bowiem dezinformacja. Śmiem nawet twierdzić, iż jest to zabieg celowy. Płyta „Ringodom or Proctor” przekonuje jednak, że w tym szaleństwie jest metoda.

Album Head of Femur to zbiór 11 wariackich melodii wzbogaconych o równie wariacki wokal i teksty. Zaczyna się od „January on Strike” – utworu kojarzącego się z kompozycjami Ala Hirta, tyle że tutaj trąbka została zastąpiona perkusją, gitarą, klawiszami i wokalem. Psychodeliczny wstęp w końcu przechodzi w piosenkę, ale ciągle nie ma się pewności, czy aby na pewno mamy do czynienia z normalnym utworem muzycznym. „Curve That Byrd” stara się nas przekonać, że jednak tak. Multi instrumentalny utwór z wokalem stylizowanym na lata 60te (brzmi trochę jak The Byrds czy każdy inny zespół z tamtego okresu) jest ciepły i pogodny, a fantastyczne, melodyjne wstawki ze skrzypiec tylko dodają argumentów do potwierdzenia tezy o wyjątkowości tej piosenki. Na tle „Curve That Byrd” następne „Yeoman or Tinker” (kontynuujące motywy z lat 60tych) i „80 Steps to Jonah” wypadają zdecydowanie słabiej. Szczególnie ten drugi, sześciominutowy kawałek ze swoją pokręconą budową sprawia wrażenie raczej historii opowiadanej przez formę muzyczną niż piosenkę sensu stricto.

Właściwie od utworu „Me, My Dad, My Cousin And... Ronnie” album „Ringodom or Proctor” staje się jednym wielkim żartem. Pewnie był nim od samego początku, ale dopiero teraz zyskuje się tą pewność. „Acme: The Summit of The Mountain” bawi i chwyta swoim refrenikiem I don’t wanna go to church school i późniejszym ‘pam pam papapa pam’. Po kilku takich dowcipach moje poczucie humoru jest jednak na wykończeniu – tego wszystkiego jest jednak odrobinę za dużo. Dlatego można lekko odetchnąć z ulgą, kiedy ten album odjeżdża wraz z nostalgicznie ironiczną melodią „The Car Wore a Halo Hat”.

Pozornie na tej płycie nic do siebie nie pasuje. Niewiele bowiem mają ze sobą wspólnego wspomniane już kompozycje „January On Strike”, „Curve That Byrde” czy „The Car Wore a Halo Hat”. Czy to zatem chaos kompozycyjny czy celowa metoda twórcza? Powiem tak: twórczy chaos. Dzięki niemu Head of Femur wyróżnia się na tle innych zespołów. W sumie to nie ma ich za bardzo do kogo porównać, tym bardziej gdzieś zaszufladkować. Jest to niewątpliwy plus ich radosnej twórczości. Kolejny plus to multi instrumentalizm. Bogactwo środków wykorzystywanych w muzyce Head of Femur jest po prostu imponujące. Gitary, perkusja i skrzypce są wszechobecne, często słychać syntezator, pianino, a nawet takie instrumenty jak flet, wiolonczela, puzon czy dziecięce cymbałki.

„Ringodom or Proctor” to płyta, dzięki której na chwile można oderwać się od szarej rzeczywistości. Przyjemnie się jej słucha, mimo że nie jest to dzieło ani wielkie ani wybitne. Cytując bohatera granego przez Hugh Granta w „Nothing Hill” zderzenie z muzyką Head of Femur to doświadczenie surrealistyczne, aczkolwiek miłe. Na tym zakończę, choć pisać o tym albumie można by zapewne w nieskończoność...

Kasia Wolanin (7 marca 2004)

Oceny

Kasia Wolanin: 6/10
Średnia z 1 oceny: 6/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także