TV On The Radio
Desperate Youth, Blood Thirsty Babes
[Touch & Go; 9 marca 2004]
Dla tych, którzy potrafią chłodnym okiem spojrzeć na realny potencjał Groclinu, porażka z Bordeaux nie mogła być zaskoczeniem. Inni, w tym ja, łudzili się, że po pokonaniu, co prawda w mizernym stylu, ale jednak Herthy Berlin i Manchesteru City, Europa leży u stóp Grodziszczan. Nie chodzi o to, że drużynie Radolskiego zabrakło ambicji czy chęci. W chwili obecnej na nic więcej ich po prostu nie stać.
Domyślacie się już zapewne analogii. David Bowie, zachodnia prasa, środowiska alternatywy - wszyscy niemal jednym głosem zakrzyknęli o zbawieniu rocka w postaci TV On The Radio. A wszystko po jednej całkiem udanej EP-ce. "Young Liars", bo tak się zwało owo wydawnictwo, faktycznie skłaniało do optymizmu. Nie będę się nad tymi paroma piosenkami rozwodził, ich recenzja na naszym serwisie już się znajduje. To co tam usłyszeliśmy, intryguje i wybija z banalnego rytmu przesłuchiwania kolejnych nadziei gitarowego rocka. Murzyn? Syntezator? Gospel??? O tak, polubiliśmy TV On The Radio.
Dalsza część wywodu też jest przewidywalna, prawda? Nie ma rewolucji. Dalej z wielka niecierpliwością oczekujemy na płyty Blur, Interpolu lub Radiohead, to dalej gwiazda ...And You Will Know Us By The Trail Of Dead świeci najjaśniej na firmamencie. Sitek, Adebimpe, Malone nie ustanawiają nowego porządku. By oddać im jednak należną cześć, trzeba przyznać, że nie łykają komunałów o tym "że wszystko już wymyślono" i nawet jeżeli nie szukają nowych środków wyrazu, to eksperymentują z ich konfiguracją i wykorzystaniem. Tak więc udało się. Uniknęliśmy zrównania ich z masą bezpłciowych garażowych zespołów, które przy wydatnej pomocy mediów kopią się z koniem (i słuchaczem). "Na dzień dzisiejszy" (jeden z najbardziej denerwujących zwrotów w języku polskim) należą do ciekawszych pozycji z półki "artystów rokujących".
Co mogło podobać się w grze Groclinu? Zawodnicy stworzyli kilka groźnych sytuacji. Przy większym doświadczeniu i umiejętnościach, na listę strzelców mógł wpisać się nie tylko Wieszczycki. TV On The Radio to właśnie przykład zespołu z ambicjami, dążącego do celu, ale któremu brakuje ogrania i błysku. Nie przesądzam o ich karierze, wstrzymuję się z dalekosiężnymi tezami. Nowojorski zespół Bóg obdarzył sporym talentem, który grupa sumiennie wykorzystuje.
Ponoć najważniejsze w prezentacji jest, aby najlepsze przygotować na początek i zostawić na koniec. Tymi regułami kierowali się zapewne goście z TV On The Radio, którzy swój debiutancki album "Desperate Youth, Blood Thirsty Babes" rozpoczynają od piosenki "The Wrong Way". Zwariowany, ale mieszczący się w konwencji saksofon, odgrywa swoją rolę na tle perkusji i gitarowego łomotu. Docieramy do sprawy zasadniczej. Wokalu Adebimpe. Niektóre serwisy, np. Allmusic, sugerują pokrewieństwa z Pere Ubu i Peterem Gabrielem. Znam tylko pobieżnie twórczość tych artystów, ale na tyle dostatecznie by móc stwierdzić, iż usadowienie TV On The Radio pomiędzy wyżej wymienionymi, tak naprawdę wiele nikomu nie powie.
Oczywiście najbardziej chwytliwą kompozycję, znane już z EP-ki "Staring At The Sun", umieszczono pod numerem drugim. Nie mogę z pełna odpowiedzialnością powiedzieć, kiedy rozpoczęła się tradycja, by po pierwszym utworze na płycie, znajdowała się piosenka najbardziej przebojowa, charakterystyczna czy też najwybitniejsza. Na "Please Please me" znajduje się "Misery", dzieło jak na The Beatles mało efektowne. To może wszystko zaczyna się od "Eleanor Rigby", następnie "With A Little Help From My Friends", "Dear Prudence" i "Something"? Z lat ostatnich: "Obstacle 1", "Out Of Time", "Another Morning Stoner", "KC Accidental"... Tradycja wybitnych drugich utworów w narodzie nie ginie. Czy "Staring At The Sun" to piosenka tej skali? Oczywiście nie. Wpadający w ucho refren niezmiennie kojarzy mi się z "Tainted Love" Soft Cell (nomen omen kompozycji numer dwa, na "Non Stop Erotic Cabaret"). Instrumentarium dla TV On The Radio tradycyjne: przesterowana gitara, perkusja, syntezator. Nie oszałamia, ale robi wrażenie.
W dalszej części płyty, zwraca na siebie uwagę syntezatorowa gra z "Dreams", przypominajšca nieco "Dead Cities, Red Seas & Lost Ghosts" M83. Zapamiętamy też lekcje śpiewu serwowane nam na "Ambulance" i "Poppy". Wreszcie perkusja, naznaczona piętnem gry Morrisa na "Artrocity Exhibition" Joy Division, buduje nastrój "Wear You Out" - kompozycji wyjątkowo udanej.
Powodów przyznania oceny tak wysokiej jak "8" jest co najmniej kilka. Cieszy chęć próbowania czegoś nowego, odejście od sztampowego naśladowania, uskutecznianego przez faworytów MTV2. Wciąga klimat, wynikający z zestawienia tak różnych, pozornie nie pasujących do siebie instrumentów, takich jak głos Adebimpe, syntezator Andrew Sitka, perkusja jego brata Jasona oraz gitara Malone'a. Efekt można porównać do kolorowej grafiki na ekranie komputera, widzianej jednak przez siatkę zaciemniającą. Na rozsądne wyważenie proporcji pomiędzy atmosferą kształtowaną przez instrumentalne ozdobniki a siłą kompozycji, czas przyjdzie później. Na dziś, brakuje zespołowi zdolności pisania oryginalnych, genialnych tematów, pretendujących do miana klasycznych. Brakuje im kogoś kto by krzyknął z boku: "Panowie, grajcie więcej środkiem!".