Denali
The Instinct
[Jade Tree; 17 listopada 2003]
Debiutancki album Denali "dotarł" do Polski ze sporym - ponad rocznym - opóźnieniem. Ledwo go poznaliśmy, a już mamy nowy materiał. Nazywa się "The Instinct" i choć nie przynosi żadnych drastycznych zmian, to wszystkich zwolenników albumu pierwszego utwierdzi w sympatii do muzyki amerykańskiego kwartetu. Przeciwnicy brzmienia i wyrazistej stylistyki wypracowanej na krążku z 2002 roku, a pewnie i tacy się znajdą, będą mieli natomiast kolejny argument wzmagający niechęć do Denali. Ten zespół może wywoływać skrajne emocje. Moje są pozytywne.
Elektryzująca, gitarowa ściana dźwięku. Słyszeliście taką na przykład u Sunny Day Real Estate. Precyzyjne uderzenia w struny. Determinacja i pewna zaciekłość. Oczami wyobraźni widzę gitarzystów Denali pochylonych, całkowicie skoncentrowanych i oddanych wydobywaniu posępnych akordów. A więc determinacja i zaciekłość, ale czasem: delikatność i subtelność. Operowanie kontrastem i duża siła wyrazu. Tyle o gitarach.
Głos Maury Davis. Przy nim cierpienia i troski wszystkich ludzi świata maleją do wielkości ziarnka grochu. Dawno nie było tak pięknie śpiewającej dziewczny. Ma przeogromne możliwości wokalne, na dodatek przez wiele lat klasycznie te możliwości rozwijała. Ten głos to największe "błogosławieństwo" Denali. Jest w nim nieprawdopodobny smutek, żal i nostalgia. Dar, który zespołowi z zaskakującą inwencją udaje się wykorzystywać do kreowania własnej tożsamości muzycznej. Posępnej, mrocznej i pełnej naprawdę szczerej pasji.
To najważniejsze elementy decydujące o wyjątkowości zespołu: dosyć mocna "emocjonalna" gitarowa muzyka i głos. Dodajmy do tego nie nachalne i raczej sporadyczne wykorzystanie elektroniki i otrzymujemy... Otrzymujemy dokładnie wszystko to, co było na ich pierwszej płycie. Na początku wydaje się, że oba albumy nie różnią się zbytnio. To dlatego, ze zespół postanowił nie zmieniać brzmienia instrumentów uzyskanego na debiucie. To podobieństwo mogło by razić, gdyby na płycie nie było dobrych utworów. Ale są i skutecznie odsuwają przekonanie, że Denali zaległo w stagnacji. Może zabrakło im inwencji przy produkcji płyty (nie każdego przekonać musi brzmienie jakim się posługują), ale kompozytorsko postawili całkiem niezły krok naprzód. Po kilku przesłuchaniach przychodzi refleksja, że kompozycje, choć niby podobne - z małym wyjątkiem, o którym później - są jednak pełniejsze i po prostu doskonalsze. Faktem jest, że muzycy nabrali pewnej ogłady, wstrzemięźliwości, która pozwoliła im ciekawiej niż na debiucie zespolić, często kontrastujące ze sobą elementy w jedną całość. Wszystko na tej płycie płynie i nie sprawia umieszczonego na siłę.
Najważniejsze, no i oczywiście najfajniejsze przy obcowaniu z "The Instinct" jest to, że na debiucie nie było tak doskonałych kompozycji jak "Surface", który poczynając od kapitalnego, pobrzemiawającego orientalnym echem, motywu gitarowego, takt po takcie rozwija się z porywającą, choć logiczną konsekwencją do kilkunastosekundowej gitarowo-wokalnej eksplozji w finale. Już dla tego jednego fragmentu warto by było posłuchać ten album. Ale "Surface" nie jest osamotniony jeśli chodzi o wyraziste i łatwo zapamiętywalne fragmenty na "The Instinct". "Run Through" rozpoczyna śmiech bawiących się dzieci. Świetny zabieg - mamy do czynienia z najbardziej rozmarzonym i nostalgicznym utworem na płycie. Delikatny, dziewczęcy głos Maureen w zwrotce i paraliżujący lament w refrenie. Tytułowy "The Instinct" rozpoczyna elektronicznie spreparowany jednostajny rytm. Po chwili dochodzą motoryczne gitary - utwór nabiera tempa i porywającej, jak na Denali, dynamiki i jest popisem wokalnym Maury. Cała gama emocji w jej głosie i troszkę odmiany w finale. Nastrojem grozy i niepewności elektryzuje i straszy "Do Something". Bez tanich chwytów w kreowaniu nastroju niepewności, ze świetnym "kroczącym" refrenem. A mały wyjątek, a raczej wyjątki, o których wspomniałem wcześniej to dwa utwory, w których Denali pokazuje bardzo wyciszone oblicze. Wcześniej takiego nie znaliśmy. "Nullaby" i "Welcome" nie mają mocy i energii pozostałych fragmentów. Statyczne i leniwe, muzycznie oparte na dźwiękowych plamach nie przesterowanych gitar, z początku, ale tylko z początku, pozostawiają niedosyt. Tak wyrafinowanych i wymagających skupienia utwórów jeszcze w wykonaniu tego zespołu nie słyszeliśmy. Czy to krok w nowym kierunku, czy też nie - to nieistotne. Ważne jest, że ...
...Denali nagrało dobrą płytę i objawiło się lub utwierdziło w przekonaniu wszystkich znających debiut, że stanowią malutkie zjawisko w nie mającym dna muzycznym świecie. Podążają własną drogą - tworzą smutną, pełną pasji gitarową muzykę, która może zauroczyć zarówno sympatyków The Cure, jak i Massive Attack. I wielu innych też ...