Gibbons Beth & Rustin Man
Out Of Season
[Go Beat; 29 października 2002]
Podskórny niepokój... szalejący w oddali wiatr... tak kojarzą mi się dźwięki rozpoczynające płytę pod tytułem "Out Of Season"... potem pojawia się wspaniały kobiecy głos. Głos, który porusza do głębi... niezmiernie melancholijny i na swój sposób smutny...
"Out Of Season" to album Beth Gibbons, znakomitej wokalistki równie znakomitego zespołu PORTISHEAD. To Oni wraz z Massive Attack wywołali tą całą gorączkę zwaną trip-hopem. Pamiętacie "Dummy"? Nie wątpię, że tak... Przecież to była wspaniała płyta, jedna z tych najlepiej zapamiętywalnych z lat 90-tych. Potem było równie dobrze, kolejny album "Portishead" także mógł się podobać. Co prawda to nie było to, co debiut, ale słuchało się z zapartym tchem. Następnie "NYC Roseland" czyli wydawnictwo koncertowe, jak dla mnie mistrzostwo świata - utwory bardziej "urockowione" oraz zaaranżowane wspólnie z orkiestrą.
...Od tamtego czasu (czyli od 1998 roku) o Portishead i Beth Gibbons było raczej cicho. Co jakiś czas pojawiały się plotki, że oto już za parę miesięcy nowy materiał macierzystej formacji tej Pani znajdzie się w sklepach... były to jednak fałszywe informacje. Wreszcie w połowie 2002 roku miła niespodzianka! Płyta firmowana nazwiskiem Beth Gibbons... no i cóż, trzeba było posłuchać... Uczyniłem to z chęcią i ogromną przyjemnością.
Po wysłuchaniu "Out Of Season" pierwsze, co przyszło mi do głowy, to pytanie: Ile to ma wspólnego z Portishead?... Przede wszystkim głos, ten sam znany i smutny o charakterystycznym brzmieniu... muzyka też raczej melancholijna, ale nie ma tych trip-hopowych skreczy. Zamiast tego żywe instrumenty: gitara akustyczna (zdecydowanie dominuje), harmonijka, cello, organy, tzw. "brzmienia orkiestrowe" i inne... natomiast sama elektronika pojawia się z rzadka i jest wykorzystywana bardzo oszczędnie. Nie wpływa to jednak negatywnie, wręcz przeciwnie... brzmienie wydaje się być dosyć spójne, a same kompozycje są po prostu rewelacyjne.
No właśnie, posłuchajcie otwierającego "Mysteries", "Show" czy "Drake" a przekonacie się, że to, co prezentuje Beth Gibbons to najwyższa klasa i nie ma mowy o słabych momentach. Cudowne piosenki, idealne na smutne jesienne wieczory (ale nie tylko!). Wspaniała do refleksji, a także do odcięcia się od trudów życia codziennego... ta muzyka jest poza tym wszystkim.
Na koniec powiem jedno i będę się powtarzać: to naprawdę rewelacyjna i niezwykle emocjonalna płyta... jakby trochę niezauważona przez wielu słuchaczy tzw. "dobrej, ambitnej muzyki"... a szkoda, bo naprawdę warto.
Z góry polecam i jeszcze raz brawa za powrót!!!
PS. W nagrywaniu tegoż albumu duży udział miał także Paul Webb (były basista Talk Talk).