Ocena: 7

Kurkiewicz

The Very Moon

Okładka Kurkiewicz - The Very Moon

[wyd. własne; 27 listopada 2020]

Pod koniec listopada Hubert Kurkiewicz powrócił z trzecim albumem wydanym pod własnym nazwiskiem. Do tej pory ukazały się dwie jego płyty – „Aloha Park”, czyli dronowo-ambientowo-synthowy mariaż możliwy do odnalezienia w katalogu Enjoy Life, oraz wypuszczony przez Opus Elefantum Collective „Z całej EPy”, na którym muzyk poszedł w stronę dusznego piosenkowego altpopu. Miałem okazję posłuchać „The Very Moon” w wersji, która pierwotnie miała wyjść we wrześniu, a teraz mogłem porównać ją z ostatecznym efektem – warto było czekać dłużej.

Owo wydawnictwo zostało zapowiedziane już na początku roku, gdy pod koniec stycznia nieoficjalnie ukazał się kawałek „Morning Breeze” w wersji demo, a następnie w lutym – opatrzony teledyskiem singiel „LUNA” z udziałem Kachy Kowalczyk z Coals. Ten drugi do teraz podbija różnorakie zestawienia przebojów, co nie powinno dziwić – w kategorii popu alternatywnego jest to murowany hit. Drugim singlem z teledyskiem był nowofalowy „Hotel Ptak” z końcówki lipca.

Wszystkie trzy utwory zwiastowały fundamentalną zmianę w twórczości Kurkiewicza, a mianowicie to, że w przeciwieństwie do poprzednich wydawnictw na najbliższym albumie autor zamierza śpiewać. „Aloha Park” było w pełni instrumentalne, natomiast na „Z całej EPy” wokali nie brakowało, tyle że każdorazowo odpowiadali za nie goście: berliñski, keatsu, D A V I C I I oraz Agus. Tym razem mamy wyłącznie jeden wspomniany już featuring. Poza nim, we wszystkich utworach usłyszymy jedynie wokal Huberta.

Nowy materiał można było usłyszeć też na koncertach – kilka z nich zdążyło się odbyć przed lockdownem, pojedyncze udało się zorganizować w okresie wakacyjnego poluzowania obostrzeń, a do ogólnej listy należy dopisać też marcowy Soundrive Online Festival, dostępny w każdej chwili w internecie. Można zatem powiedzieć, że muzyka z „The Very Moon” jest już w obiegu. Stąd do dawna wiemy, że album jest utrzymany w gatunkach new wave, new romantic, coldwave czy synth punk. W ostatnich tygodniach przed premierą Kurkiewicz w ramach promocji opublikował też serię krótkich filmików pod tytułem „Wyprawa w Kosmos”, zrealizowanych w stylu, który można skojarzyć z programami „Lalamido” czy „Telewizja Atlantyda” – celowo złe aktorstwo, celowo brzydko użyty greenscreen, tworzenie duchologicznej atmosfery technologicznej niesamowitości i tajemnicy w formacie VHS.

Jak wyszedł album? Przyjemnie, trzeba przyznać, choć momentami aż za ładnie. Trzynaście piosenek, zarówno po polsku, jak i po angielsku. Niektóre są bardziej gitarowe, inne opierają się w większej mierze na syntezatorach. Bardzo dużo elementów gra tu dobrze – nie sposób przyczepić się do jakości muzyki, która nieraz brzmi jak neworderowa klasyka gatunku przepuszczona przez delikatny dreampopowy filtr ze „Z całej EPy”. Jednak są momenty, w których aż chciałoby się, żeby na równej i gładkiej kompozycji pojawiły się rysy czy pęknięcia – album uzyskałby wtedy dodatkową głębię, której obecnie nadal trochę mu brakuje, choć przyznam, że dzięki zmianom wprowadzonym jesienią nieco się jej jednak pojawia, np. wraz ze wzmocnionymi partiami gitar.

Jest to płyta w dużej mierze taneczna, z niewieloma wyciszającymi odskoczniami w rodzaju „Mostów” czy „Pomruku”. Otwierający ją „Hotel Ptak” jest wobec tego dobrym reprezentantem. Jestem przekonany, że koncertowo cały materiał będzie wychodził idealnie, gdy świat wróci już do normy: jest chwytliwy, łatwo uchwycić rytmy i melodię, pozostaje tylko się pokołysać lub poskakać. Tym bardziej, że od pewnego czasu Kurkiewicz występuje z zespołem, więc koncerty oferują interpretacje nieco odmienne od płytowych.

Dyskusyjnym elementem jest wokal. Słychać pomysł, słychać dużo włożonej pracy, ważny jest oczywiście kontekst dotyczący pierwszego w dotychczasowej karierze śpiewania – ale w tej chwili trzeba uczciwie przyznać, że momentami wokal kuleje, że są miejsca, w których doświadczony śpiewak wiedziałby, że głos powinien być pogłębiony, że w danym miejscu przeciągnięcie wokalizy nie domaga. Najczęściej jest w porządku, ale kilka wpadek też się znajdzie.

Biorąc jednak pod uwagę, jak bardzo Kurkiewicz czerpie tu z brzmienia retro, oraz kontynuując ścieżkę uczciwych konstatacji trzeba podkreślić, że klasyczni dziś giganci muzyki zimno- czy nowofalowej wcale nie śpiewali idealnie, więc czy można i w ogóle trzeba wymagać, by tutaj wszystko tak brzmiało? Moim zdaniem niekoniecznie. Muzyka natomiast broni się sama: mamy tutaj potencjalne przyszłe przeboje i dwa tracki, które już zdążyły dorobić się tej rangi. Mamy też ładunek emocjonalny przekazywany w dwóch językach, piosenki o śmierci i o trudach życia, a to chyba najważniejsze, co powinna oferować muzyka tagowana członem „punk”.

Adam Smolarek (28 listopada 2020)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: mmalecki
[14 grudnia 2020]
@siedem

przed podsumowaniem roku 2020, jeśli nic nam nie stanie na drodze.
Gość: Siedem
[12 grudnia 2020]
Kiedy pojawi się podsumowanie dekady?

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także