Ocena: 7

Ols

Widma

Okładka Ols - Widma

[Pagan Records; 17 kwietnia 2020]

Piękno i siła muzyki tworzonej w ramach projektu Ols przez Annę Marię Oskierko polega w dużej mierze na odważnej i szczerej afirmacji etosu czarownicy: etosu kobiet, którym nie po drodze było z patriarszym systemem wtłaczającym ludzi w z góry ustalone role społeczne. Nie ma zatem co się dziwić, że współczesne bojowniczki i współcześni bojownicy o prawa kobiet postanowili niejako odczarować ów symbol, podkreślając jego specyficznie buntowniczy wydźwięk. Nie jest to wszak bunt skierowany przeciw światu per se. I las jest mój i miłość moja – recytuje wokalistka w końcówce utworu „W Ciemny Las”, podobnie jak miało to miejsce w „Roślinnej” dwa lata temu: cokolwiek się stanie, będę mieć rośliny. A jakże, czarownica nie jest przecież niczyją własnością; czarownicy nie da się łatwo kontrolować; czarownica zawsze znajdzie oparcie w tym co rzeczywiste – w lesie, przyrodzie, zwierzętach, roślinach, księżycu; będzie w stanie nawiązać z takimi bytami metafizyczną więź na poziomie niekoniecznie dostępnym dla tych, którzy skorzy są nazywać nihilizmem duchowość poza-wspólnotową, indywidualistyczną, a co może najważniejsze, silnie zakorzenioną w przeróżnych, także i patriarchalnych, kontekstach społecznych.

Cała ta walka o odczarowanie symbolu czarownicy jest tym ciekawsza, iż pokazuje w jaki sposób archetyp starożytnej, pogańskiej kapłanki został zagrabiony i wypaczony poprzez kulturę stawiającą w centrum archetyp kapłana-uczonego – człowieka deklaratywnie światłego, ponoć nawet racjonalisty. Jego przeciwieństwem staje się tutaj właśnie kobieta-czarownica jako osoba rzekomo nieokiełznana, dzika, ot taka nieracjonalna animistka. Ale przecież to tylko powłoka ukuta przez tych, którzy widzieli w takich kobietach coś niebezpiecznego. Czymże innym wszakże jest ta dzikość, ta spontaniczność, jeśli nie potrzebą wolności, potrzebą samostanowienia, potrzebą decydowania o sobie? Nie jest przypadkiem tak, że ten rzekomo tak cenny, kapłański racjonalizm (znając historię filozofii, rzekłbym formalizm) nie jest jedynie fasadą, za którą stoi czysto abstrakcyjna metafizyka? Czyż nie bardziej racjonalnym zdaje się tu być przywiązanie do tej jakże nieabstrakcyjnej przyrody, akcentujące dodatkowo wagę cyklu życia i śmierci, w którym to cyklu kobieta odgrywa rolę absolutnie nie do przecenienia?

Ja wszystko to słyszę i przeżywam, słuchając „Widm” w ten niedzielny, listopadowy wieczór, kiedy to przyjęło się wspominać zmarłych. Wspominam wszystkie te kobiety, którym przyszło mierzyć się z wyborem między sobą a społecznymi oczekiwaniami, i które oddały za to życie. Odnalazł mnie świat, którego nie chciałaś znać śpiewa wokalistka w „Siostrach”, a nieco wcześniej pada sugestywne do pełni jeszcze śmierć, o którą można prosić już bez lęku, gdy liści krzyk umilknie by zespolić się z jesienną nocą. To piękna poetyka! Nawet nie tyle indywidualistyczna, co wprost outsiderska: idea zachowania wolności i prawa do samostanowienia ponad życie. Kwintesencja wyboru i akceptacja nawet jej skrajnej konsekwencji, którą jest śmierć.

I to nie przypadek, że przekaz ów został wpleciony w czysty, dark-folkowy materiał – a pamiętać trzeba, iż gatunek ów nie ma w Polsce wielu przedstawicieli (pomijając scenę folk-metalową). Ols nie ustępuje w tej materii Wardrunie, czyli projektowi, który staje się tu oczywistym punktem odniesienia. A przecież, mimo tego skojarzenia, nie słychać tu za grosz naśladownictwa. Wardruna to muzyka nordycka – Ols to muzyka lasu skąpanego w nocy. Czarownica nie jest wszak kobiecym odpowiednikiem szamana w prostej linii. Jest za to jego naturalnym sprzymierzeńcem i vice versa. No chyba, że szaman ów uwikłany jest w patriarchalną strukturę społeczną, ale to już temat na zupełnie inną rozprawę.

Siła poetyki i nastrój kreowany przez Annę na „Widmach” jest dla mnie silnym bodźcem do myślenia, że nigdy nie mamy do czynienia z przeszkodami o charakterze krańcowym. Jesteśmy częścią tego świata, jesteśmy częścią natury i wszyscy – w tym wypadku bez względu na płeć – zawsze możemy znaleźć melancholijno-malownicze pocieszenie u źródeł, pośród tego iście mistycznego i na płaszczyźnie metafizycznej nie zrozumianego bytu, jakim jest natura. Ponownie: cokolwiek się stanie, będę mieć rośliny i to się nie zmieni...

Grzegorz Mirczak (2 listopada 2020)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także