Ocena: 7

Fuego Del Mar

Fuego Del Mar

Okładka Fuego Del Mar - Fuego Del Mar

[Nagrania Somnambuliczne; 6 czerwca 2020]

Patrząc na rozwój katalogu Nagrań Somnambulicznych, nie mogę się nadziwić, jak szybko ten label wrósł w aktualną polską scenę niezależną. O sztandarowym Flanerze Klespozie mówi się wszędzie, a oprócz niego pod szyldem Nagrań ukazała się też solowa płyta Maćka Stępniewskiego (Haunting, Krew), tajemnicza epka Aaeiivnvoey, a teraz najnowszy projekt Michała Miegonia i Zuzanny Dolegi, czyli Fuego Del Mar.

Nie powinno dziwić, że twórczość nadaktywnego trójmiejskiego muzyka ponownie wchodzi na ścieżkę opowieści o naturze, często od strony wody, jak było w przypadku styczniowego albumu „Nordowi Môl” zespołu Kiev Office. Podobnie z Zuzanną Dolegą, artystką-pirografką, a więc pracującą wizualnie z ogniem, odpowiadającą chociażby za oprawę graficzną niedawnego koncertu z cyklu Wolność Kosmos Improwizacja pod tytułem „Zryw”.

Połączenie ich zainteresowań – podejścia od strony przeciwstawnych żywiołów – zaowocowało „pożarem morza”, Fuego Del Mar. Nagrania terenowe, gitara basowa, samplery i klawisze posłużyły im do stworzenia albumu lawirującego przede wszystkim między ambientem, IDM-em, muzyką eksperymentalną i hipnagogicznym popem. Trzeba jednak przyznać, że singlowe „Fuego Del Culo” było nadzwyczaj skoczne, wręcz wojownicze. To też jedyny kawałek na dziś, który posiada teledysk, czy może raczej wizualizację – ta opiera się na roztańczonych ognistych refleksach.

Przez większość trwającej niewiele ponad pół godziny płyty towarzyszy nam właśnie ogień. Przetworzone dźwięki interakcji niszczycielskiego żywiołu z przedmiotami pokazują, że połączenie natury i technologii jest możliwe, co jest wyjątkowo ważne w kontekście zbliżającego się coraz większymi krokami ogólnoświatowego kryzysu ekologicznego, którego skutki zaczynamy odczuwać na własnym podwórku. Nic dziwnego, że wody jest tu mniej. Niektóre co bardziej syczące utwory, jak „Fuego Del Mar part 1”, sugerowałyby wręcz pojedynek żywiołów – parowanie, następujący po nim deszcz, gaszenie płomieni.

Osiem kawałków waha się od brzmień stonerowych (otwierający „Al Principio Hubo Fuego”), przez ambient („Fuego Del Alma”) i world music („Fuego Del Culo”), do hypnagogicznego popu (tutaj tytułowe „Fuego Del Mar”, część pierwsza i druga). Jest to wobec tego muzyka nieoczywista, przy której można i odpocząć, i pracować, i się rozerwać. Z jednej strony to przyjemna podróż na plażę czy do lasu. Z drugiej – niepokojąca wyprawa, pełna niebezpieczeństw od strony rozszalałych sił natury i świata kaszubskich duchów.

Taka płyta to ciekawy eksperyment w karierze muzyka punkowego i artystki wizualnej, ale nie jestem pewien, czy ma potencjał na następne rozdziały. Czy w temacie połączenia ognia z wodą można dodać coś jeszcze? Niekoniecznie. Można co najwyżej podkręcić gałkę z intensywnością, co zakrawa na ekologiczny katastrofizm i może – choć niekoniecznie musi – skończyć się katastrofą. Jedną z fajniejszych cech Fuego Del Mar jest bowiem to, że duet umiejętnie balansuje na krawędzi natury i technologii opierając się na sugestiach, bez ciskania przekazem w twarz.

Adam Smolarek (23 czerwca 2020)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: Nazwa nie pasuje
[25 czerwca 2020]
Lol, czemu zatytułowali projekt jak jakiś sophisti pop z hiszpanii

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także