Odraza
Rzeczom
[Godz ov War; 8 maja 2020]
W kinie grozy istnieje taka prawidłowość, że co jakiś czas wiodąca tematyka ulega zmianie. Zawsze chodzi o budowanie strasznej, mrocznej, tajemniczej atmosfery, ale to jakich środków się do tego używa, bywa różne dla poszczególnych okresów. Podobnie jest z black metalem, który przeszedł już długą drogę i także zmienił swój modus operandi. Na tym etapie prostolinijny satanizm, obrazoburczość, krew i lód robią już mniejsze wrażenie. Współczesny black jawi się jako inny, a ten polski zgrabnie podsumowuje jedna z linijek M. – Dreams don’t come true for people like us. Gorycz, brud, żal. Nowy album Odrazy dobrze to wszystko oddaje.
Sofomor tego krakowskiego duetu wyszedł po sześciu latach od premiery debiutu i słyszalnie się od niego różni. „Esperalem Tkane” było przede wszystkim ordynarne, agresywne, uliczne i chociaż te przymiotniki można przypisać także „Rzeczom”, to nie mogę oprzeć się wrażeniu, że nad tą płytą wisi bardzo ciężka, czarna chmura. Podczas deszczu igła w postaci takich wersów jak I czekać będziesz tyle lat/I zapomnisz na kogo/I ja zapomnę, ja zapomnę lub Od dobrych kilku lat/Tak bardzo chcę być szczery, a jeśli mam być szczery, to chciałbym ciebie w nią, zamienić ciebie w nią z chirurgiczną precyzją wkłuwa się w serce. Smutek, który jak pies wiernie towarzyszy „Rzeczom”, jest boleśnie poruszający. To album wyraźnie osobisty, może nawet introspektywny, a przy okazji rewelacyjnie napisany, dzięki czemu jeszcze lepiej można go poczuć. Stawrogin z gracją korzysta z cytatów (Bursa wspaniale tu działa), ale co najważniejsze buduje wyjątkową, rozedrganą atmosferę, czego jednym z moich ulubionych przykładów może być fragment Choinki, gwiazdki z nieba i święta, a płacz w kącie zgrzyta/Najkrótsza z wieczności/Wieczność dzieciństwa, łudząco przypominające Rojkowego „Chłopca z plasteliny”. Łzy same cisną się do oczu.
Emocjonalność „Rzeczom” ujmuje zwłaszcza wtedy, kiedy zwrócimy uwagę, że to nie tylko teksty są jej nośnikiem. Stawrogin z Priestem zrobili kawał dobrej roboty komponując ten album: pokazali, że są w stanie oddać charakter liryki muzyką i nawet nagrywając instrumentalny kawałek („Ja nie stąd”), potrafią dotknąć słuchacza.
Odchodząc na chwilę od gadki wrażliwego softchłopca: chciałbym zauważyć, jak dobrze ta płyta brzmi. Wszystko się na niej zgadza, czysta i profesjonalna produkcja pozwala docenić jej walory muzyczne, a tych jest niemało. Struktura każdego z utworów angażuje, cały czas dzieje się coś nowego – szczytem tego, jest zaskakujący, walcowy fragment w „…twoją rzecz też” (aż chciałoby się zaśpiewać o ptaszku, który przyleciał z Łobzowa). Tempo również jest świetne – wszędzie dostajemy idealnie rozpisane przerwy na odpoczynek od blastów i tremolo pickingu, które sprawiają, że trudno tu o nudę. Wisienką na torcie natomiast są partie perkusyjne Priesta, wywołujące u mnie radość za każdym razem, gdy się w nie wsłucham.
Śmiem twierdzić, że „Rzeczom” można umieścić w czołówce polskich albumów black metalowych, a co za tym idzie, jest to klasa światowa. Nie chcę tu uderzać w żadne patriotyczne tony, bo gdzież mi mówić o miłości do ojczyzny, acz cieszy mnie fakt, że rodzima scena wciąż dostarcza. Cieszy mnie, że ta muzyka została nagrana, a te słowa napisane; autorzy twierdzą, że „Rzeczom” to pamiętnik, więc tym bardziej cieszy mnie, że mam możliwość z nim obcować.
Zaglądanie do czyjegoś pamiętnika jest niezbyt taktowne, choć taki czyn potrafi wzbudzić niemałą ekscytację. Kartki przewraca się rozważnie, bezszelestnie, bo najdrobniejsze potknięcie, może zdradzić światu niecne zamiary. Jednak ciężko przestać: obce historie są fascynujące, a dotykają szczególnie wtedy, gdy z plątaniny cudzych wspomnień można wyekstrahować coś dla siebie. Myśl, słowo, frazę. Moja wścibska plątanina pomiędzy zdaniami „Rzeczom” trwa już dobrych kilka dni i jedyne co teraz ciśnie mi się na usta to to, że tak bardzo kurwa chcę zapalić.
Komentarze
[13 stycznia 2021]
[13 stycznia 2021]
[13 stycznia 2021]
[13 stycznia 2021]
[13 stycznia 2021]