Ocena: 6

Nivhek

After its own death/walking in a spiral towards the house

Okładka Nivhek - After its own death/walking in a spiral towards the house

[YELLOWELECTRIC/Liz Harris; 8 lutego 2019]

Nie ma co się oszukiwać: już od pierwszych minut „After its own death/Walking in a spiral towards the house” wiadomo, kto stoi za tym projektem. Czy warto było dokonywać takiego rebrandingu? Wydaje mi się, że nie, chociaż mam wciąż na uwadze, iż technicznie rzecz biorąc jest to kolaboracja. Fakt ten z perspektywy domowego słuchacza nie ma jednak żadnego znaczenia; w końcu to Harris odpowiada tutaj za całość kompozycji. Te są progresywne i dosyć oszczędne wokalnie – nieco inaczej niż miało to miejsce na ostatnich krążkach spod szyldu Grouper – no, może pomijając obie części „Violet Replacement”. To właśnie one stanowią w przypadku Nivhek właściwy punkt odniesienia; „After its own death/Walking in a spiral towards the house” jest w tym wypadku zwyczajnie lepsze.

Lepsze nie znaczy jednak równe. Album, jak zostało to zasugerowane w tytule, składa się z dwóch części i... w zasadzie mógłby się skończyć już po tej pierwszej – zdecydowanie zyskałby wtedy na jakości. Spowodowane jest to skrajną monotonią, która uderza słuchacza gdzieś na początku drugiej części krążka. Ja wiem, że zarzut monotonii w przypadku płyty ambientowej wydaje się nieco nie na miejscu, ale skoro – jako w zasadzie fan tego typu muzyki – odczułem dłużyznę, musi to o czymś świadczyć. Bo widzicie: album startuje z przysłowiowego wysokiego C i płynie tak przez jakieś 35 minut, aby potem ni stąd, ni zowąd zamienić się w generyczne, ambientowe plumkanie. Znaczy się, fajne by to było, gdyby trwało np. 10 minut, albo dłużej, ale było poprzeplatane większą ilością ciężkich, industrialnych wstawek, bądź quasi-chóralnych zaśpiewów. Niestety, przez ostatnie 25 minut Liz serwuje nam powtórkę z rozrywki – wszak chyba większość z nas słuchała kiedyś „Melancholii” Basinskiego. Harris wydaje się chcieć, przynajmniej w pewnym stopniu, nawiązać do tejże płyty. Wychodzi to jej jednak nieco bez polotu. Inna sprawa, iż nie mamy tu do czynienia z papugowaniem – Elizabeth na przestrzeni całej płyty zachowuje wszak swój charakterystyczny sznyt. Inna sprawa, że gdyby ową płytę nagrał jakiś zupełny debiutant, sznyt ów chyba spotkałby się z nieco gorszym przyjęciem, niż w rzeczywistości miało to miejsce.

W istocie – krytyka jest w kwestii Nivhek dosyć wyraźnie podzielona: jedni są skłonni wychwalać „After its own death” – innych cechuje raczej spory dystans. I wiecie co – ja „After its own death” również jestem skłonny wychwalać; trafiają do mnie te wszystkie zmiany w środkach wyrazu spięte ze sobą senną klamrą. Tylko po co tu jeszcze to „Walking in a spiral towards the house”? Trudno powiedzieć.

Grzegorz Mirczak (2 września 2019)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także