Converge
Beautiful Ruin
[Epitaph Records; 29 czerwca 2018]
„Beautiful Ruin” równie dobrze mogłoby nie być, bo po „The Dusk In Us”, chyba najświetniejszym metalowym albumie zeszłego roku, metalcore’owi konkwistadorzy z Converge nie musieli dodatkowo udowadniać, że w wykonywaniu muzyki ciężkiej jak wszyscy diabli nadal są niekwestionowanymi ekspertami.
„Beautiful Ruin” równie dobrze mogłoby nie być, bo wydawanie materiału zawierającego cztery utwory i trwającego poniżej siedmiu minut (długość całkowita tej EP-ki to 6 minut i 43 sekundy), niebędącego singlem, wydaje się ruchem zwyczajnie naciąganym.
„Beautiful Ruin” równie dobrze mogłoby nie być, bo słuchacz nie uświadczy tu żadnych zmian, eksperymentów, ryzykanckich mariaży pozornie niepasujących do siebie stylów – to wciąż prościutki schemat przeszywająca gitara/potężny bas/żwawy rytm, który towarzyszy muzyce zespołu od długiego czasu.
„Beautiful Ruin” równie dobrze mogłoby nie być, mimo wszystko jednak dobrze, że jest. Z racji na swój krótki czas trwania i reprezentatywne brzmienie, EP-ka ta może służyć jako całkiem atrakcyjna próbka twórczości składu z Salem, którą warto podesłać znajomym gdy nagle zapytają: „Ej, a co to w ogóle jest to całe Konwerdż?”. W takiej sytuacji, zamiast rzucać żółtodziobów na głęboką wodę i od razu podsyłać linki do odsłuchu „Jane Doe” lub „You Fail Me”, zróbcie im przysługę, podsuńcie „Beautiful Ruin” i pozwólcie przygotować ciała na zaawansowany hardcore’owy rozpiernicz. No, a także nie zapomnijcie w myślach podziękować Converge za to, że tę EP-kę nagrali i opublikowali. Bo równie dobrze mogliby tego nie robić.