Kapital & Richard Pinhas
Flux
[Instant Classic; 9 marca 2018]
Jakbyście określili rodzaj muzyki granej przez Kapital na „Flux”? Czy byłby to dark ambient? A może stary, dobry drone? Żadna tego typu arbitralna klasyfikacja mnie nie przekonuje; każda z nich gubi pewien istotny element wpisany dosyć wyraźnie w obecną strategię artystyczną duetu. Tym elementem jest procesualizm, a całe piękno takiego ujęcia polega na jego dwuznaczności.
Kto nie obijał się w szkole na lekcjach historii ten zapewne pamięta, iż w starożytnej Grecji żył sobie niejaki Heraklit. Otóż Heraklit był filozofem, a świat postrzegał właśnie jako ciągły proces stawania się; dał temu wyraz w stwierdzeniu, które z czasem stało się kanonem mądrości ludowych. Twierdził wszak, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Oczywiście sens tego twierdzenia został współcześnie nieco wypaczony, a szkoda; wszak pierwotne jego znaczenie dobrze oddaje charakter „Flux”. No wiecie – z zewnątrz to niby ten sam eksperymentalny, trudny i miejscami walczący ze słuchaczem Kapital, ale wewnątrz... na razie poprzestanę na tym, że ktoś tu wreszcie złapał odpowiednią ilość wiatru w żagle, co pozwoliło na skuteczniejsze manewrowanie okrętem. Może to zasługa tego nowego, tymczasowego członka załogi?
Widzicie – przyznać się muszę, że o ile Kapital i X-NaVI:Et szanuję za koncepcję, to nigdy nie potrafiłem doszukać się w nich komponentu emocjonalnego; ot – świetne, awangardowe rzemiosło. Zupełnie inaczej sprawa się miała ze Starą Rzeką; tutaj każdy dźwięk chłonąłem organoleptycznie. Wyobraźcie sobie moje zaskoczenie, gdy podobnie zaczął oddziaływać na mnie „Flux”! Stąd pytanie: czyja to właściwie zasługa? Wszystkie okoliczności wskazują jednakże na tego trzeciego członka załogi: legendę progresywnej elektroniki, lidera Heldon, piewcę filozofii Deleuze'a i Guattariego, którego wkład we „Flux” jest nie do przecenienia, chociaż trudno – po prawdzie - wyłapać, które patenty pochodzą od niego. Istotnie – mimo że to pozornie ta sama stara rzeka (intertekstualizm niezamierzony) – po wejściu doń czujemy się jednak inaczej i to nawet pomimo faktu, że nie jesteśmy w stanie powiedzieć dlaczego.
W tym właśnie miejscu ujawnia się ów dwuznaczny procesualizm: z jednej strony wszystko tutaj pomału, acz regularnie posuwa się naprzód, a z drugiej to my – z każdym kolejnym odsłuchem krążka – wyłapujemy z niego wciąż więcej i więcej treści, coraz bardziej go doceniając. Nie ma w tym absolutnie nic dziwnego, w końcu to awangarda. Skrajną ignorancją byłoby oczekiwanie, że dostaniemy wszystko na tacy. Najpierw trzeba się odpowiednio głęboko wgryźć w te wszystkie elektroniczne dźwięki, skąpe perkusje, quasi-ambientowe przestrzenie, industrialny chłód i nachodzące na siebie motywy. Sprawę ułatwia nieco fakt, że utwory zdają się poukładane zgodnie z ich poziomem przystępności, który subtelnie pikuje w dół z każdym kolejnym numerem (tak, bonusowy „Terminus” jest najbardziej easy-listening).
„Flux” pozwala spojrzeć na Kapital z innej perspektywy i rzuca nowe światło na starsze wydawnictwa duetu. Pinhas – skądinąd – idealnie odnajduje się w konwencji grupy i odpowiednio ją ukierunkowuje. Nie będę ukrywał, iż cieszyłbym się gdyby panowie postanowili nagrać coś jeszcze w takim składzie. Jeśli jednak to nie nastąpi – mam nadzieję, że duet Iwański-Ziołek konsekwentnie rozwinie projekt w kierunku nakreślonym przez Pinhasa.