Ocena: 7

ANOHNI

HOPELESSNESS

Okładka ANOHNI - HOPELESSNESS

[Secretly Canadian; 6 maja 2016]

Artystka znana kiedyś jako Antony Hegarty w końcu wypuściła zapowiadany od dawna w pełni elektroniczny album, który pod pewnymi względami jest solidnym zerwaniem z dawną twórczością, pod innymi zaś jeszcze radykalniejszym krokiem w objętym już wcześniej kierunku. Flirty z elektroniką pojawiały już kiedyś, ale stanowiły jedynie skok w bok od kameralnej muzyki The Johnsons. Czymś takim był chociażby gościnny udział w kilku utworach post-disco Hercules And The Love Affair, a także wokalne wsparcie Bjork w ciężkim, eksperymentalnym „Atom Dance“ z ubiegłorocznego krążka. Muzyka na „HOPELESSNESS” jest pogodzeniem tych dwóch dróg: jest melodyjna i ma wiele momentów radio-friendly, ale jest też nastawiona na poważne tony i odważna brzmieniowo, za co odpowiadali dwaj producenci Oneohtrix Point Never i Hudson Mohawke.

Wspomniana dwójka odwala większość roboty w przeniesieniu ANOHNI na nowy grunt, ale nie byłoby tej transformacji, gdyby nie TEN GŁOS. I tu też mam problem z tą pozycją, bo o ile wokal wciąż magnetyczny i nieludzko poruszający, to tym razem ilość patosu przekracza, i tak od zawsze cienką, granicę. Jest to w dużej mierze zasługa tekstów, w których ANOHNI cierpi za miliony, a nawet wczuwa się w ciężki los Matki Natury. Sam Bono mógłby pozazdrościć płyty, na której aż tyle ważnych tematów jest poruszanych. Kiedy słuchamy o inwigilacji rządowej przez pryzmat porno podglądactwa w „Watch Me”, to jeszcze jest pół biedy, ale kiedy artystka poruszająco śpiewa o prezydenturze Obamy w kontekście nadziei i gorzkiej pigułki, to robi się nieco naiwnie, żeby nie powiedzieć groteskowo. Choć muzycznie to bardzo dobry fragment, podobnie jak minimalistyczna ballada „Crisis”, w której ANOHNI w równie patetycznym tonie przeprasza za zbrodnie Amerykanów dokonywane na Bliskim Wschodzie (If I killed your mother...). Ten utwór spod ręki Lopatina jest zaskakująco jak na niego prosty i melodyjny. To samo dotyczy mojego ulubionego „I Don't Love You Anymore” (ten wkraczający w dronowe organy żwawy motyw na 2:15 - majstersztyk), gdzie wreszcie jest mniej politycznie, a bardziej intymnie, gdzie za dramaturgię odpowiada głównie muzyka. Mam wrażenie, że obaj producenci przy okazji tej współpracy dużo zyskali, bo takich utworów jak tutaj raczej nie nagraliby na własnych albumach. Stylistyka krążka jako wypadkowa trzech wizji muzyki, wypada zaskakująco płynnie. W takim małym pojedynku na kawałki dałbym lekką przewagę Lopatinowi. OPN, jak wspominałem zaskakuje lekkością, HudMo z kolei poszerza swoją twórczość o wyjątkowo upiorne kołysanki „Violent Men” i „Marrow”.

Idea przepoczwarzania się towarzyszyła artystce od początku, gdy w tekstach na dwóch pierwszych albumach The Johnsons, rozliczała się z trudnościami swojej przemiany. Muzyka nieheteronormatywna wchodzi na „HOPELESSNESS” na zupełnie nowy poziom, kiedy wojna toczona w obrębie własnego umysłu i ciała, przenosi się na dużo szersze grunty państw, kontynentów a nawet całej planety, jako zjednoczonego organizmu wszystkich żyjących w nim bytów. Czy jedna osoba jest w stanie na własnych barkach nieść to wszystko? Oczywiście że nie, podobnie jak nie udało się to PJ Harvey na wydanym chwilę wcześniej „The Hope Six Demolition Project”. Obie artystki sprawiają wrażenie współczesnych liberałek, które zgorszone tym, co widziały na CNN, postanowiły stanąć na barykadach. Nie chcę wyjść na cynika, być może źle na to patrzę. Może trzeba spojrzeć na to, jak na pewien hiperrealistyczny obraz współczesnego świata, świadomie sprowadzony do tak histerycznych klisz. Niezależnie od tego, i tak muzyka wynagradza wszelkie dysonanse poznawcze.

Michał Weicher (15 czerwca 2016)

Oceny

Piotr Szwed: 7/10
Średnia z 1 oceny: 7/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: rkierman@onet.pl
[18 listopada 2016]
Nie wdając siłę w przekaz tych utworów dawno nie słyszałem tak świeżej i harmonijnej z głosem Anohniego muzyki i to jest wielka siła tej produkcji .Mając za uszami Klausa Schulza i współczesny Moderarat naprawdę robi wrażenie i jest w stanie przyciągnąć i kupić płytę.Pozdrawiam fanów ,którzy mają podobne odczucie.
Gość: Marcin
[14 sierpnia 2016]
Zawsze jest miło przeczytać skrajne opinie o płycie. :)dychotomia uczuć.
Gość: Pablo
[21 czerwca 2016]
kris, zgadzam się. Kto ma śpiewać o naprawdę ważnych sprawach jeśli nie taki ktoś takim głosem. Mnie by śmieszyło przy ekspresji i wokalu Anohni jakby.... śpiewała (cały czas nie mogę się przyzwyczaić) o myciu naczyń albo oglądaniu seriali.
Gość: kris
[20 czerwca 2016]
... odgrzewane kotlety radiohead w nowych aranżacjach dostają 9, a ja mam wrażenie, że Thom Yorke śpiewając o współczesnym świecie gaśnie... Natomiast skala problemów poruszanych przez Anohni jest tak ogromna, ze niezręcznie jest mówić o histerii, czy lamencie, bo to się dzieje i ta płyta krzyczy
Gość: Roquentin
[19 czerwca 2016]
Sądzę, że ten sprzeciw jest autentyczny, a że "płaczliwy"? To już ocena estetyczna (zgodziłbym się ze słowem "lament" jako stylem, który Anohni po prostu ma w głosie). Tego typu zaangażowane teksty automatycznie kojarzą się z punkiem, hardcorem itd., ale właśnie w takiej mniej oczywistej formie mają dużą siłę rażenia. "Mniej dosłownie, a bardziej przewrotnie" - ale właśnie to by stępiło ostrze przekazu i wyszłaby jakaś quasi-ironia, której i tak za dużo jest w obecnej muzyce. A jeśli chodzi o "liberalną naiwność"... mam ochotę coś napisać, ale ta strona nie jest odpowiednim miejscem ;)
Gość: mweicher
[18 czerwca 2016]
nie chcę być źle zrozumiany - wcale nie jestem przeciwko protest-songom. po prostu taka materia tekstowa jest bardziej wymagająca, niż śpiewanie o miłości czy osobistych problemach. łatwo jest wtedy popaść w płaczliwe tony, w których niewiele jest autentycznego sprzeciwu. często lepiej jest powiedzieć mniej dosłownie, a bardziej przewrotnie. pomiędzy liberalną naiwnością a populizmem Trumpa jest naprawdę dużo miejsca do zagospodarowania
Gość: Roquentin
[18 czerwca 2016]
"Obie artystki sprawiają wrażenie współczesnych liberałek, które zgorszone tym, co widziały na CNN, postanowiły stanąć na barykadach" - OK, efektowne zdanie, ale bardzo dalekie od prawdy (i - masz rację - cyniczne). PJ Harvey zjeździła kawał "gorszego" świata przed napisaniem najnowszej płyty, a Anohni od samego początku kariery jest zaangażowana w sprawy, o których śpiewa. Tak więc tekstowa zawartość ich albumów nie jest wynikiem zgorszenia wynikającego z oglądania wiadomości telewizyjnych, tylko czymś znacznie głębszym i poważniejszym. Sceptyczne/cyniczne/krytyczne reakcje na te dwie płyty - tzn. na ich społeczno-polityczny przekaz - bardzo kiepsko świadczy o dziennikarzach i słuchaczach, którzy woleliby kolejne piosenki o sprawach stricte osobistych. Ostatnie pokolenia odzwyczaiły się od łykania gorzkich pigułek muzycznych. Nikt nie lubi ludzi, którzy psują imprezę, prawda?
Gość: Zbignievv
[18 czerwca 2016]
Bardzo ładne piosenki podane w ostentacyjnie syntetycznym sosie, który za kilka lat stanie się całkowicie nieświeży i zacznie irytować jak brzmienie, np. Ultravox.
Gość: pszmcio
[16 czerwca 2016]
cmon

PJ - 6/10
Anohni 7/10
RH - 9/10

dziękuję
Gość: szwed
[15 czerwca 2016]
Mam nadzieję, że otrzyma, a nie otrzymałaby - musimy ponadrabiać zaległości. Nie będę się podejmował szczegółowej oceny, bo nie słuchałem jakoś bardzo wnikliwie, ale wg mnie zdecydowanie mniej ciekawy album niż Anohni.
Gość: mmalecki
[15 czerwca 2016]
@melo - odpowiedź na to pytanie już niebawem na naszych łamach
Gość: melo
[15 czerwca 2016]
A jaką ocenę otrzymałaby nowa PJ?
Gość: szwed
[15 czerwca 2016]
HOPELESSNESS>Moon Shaped Pool, zdecydowanie.

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także