Ocena: 6

Zamilska

Untune

Okładka Zamilska - Untune

[Mik Musik; 26 maja 2014]

Trzeba przyznać, że wypuszczając na światło dzienne singiel „Quarrel”, Zamilska miała świetny timing – gdy w 2013 polska muzyka niezależna pozbyła się kompleksu „gorszej od zachodniej”, zrobiła się przestrzeń dla debiutantów. I ona się w nią świetnie wstrzeliła, z dnia na dzień stając się sensacją, ponieważ zaproponowała bardzo współczesne brzmienie. Wystarczy spojrzeć na płyty, które wymieniła na polskim odpowiedniku What’s In Your Bag, blogu 50 złotych – Shackleton, Actress, Abdulla Rashim, Pete Swanson i Dreamcrusher… To brzmi jak line-up Unsoundu. Aż ciśnie się na usta parafraza Woltera, że gdyby nie było Zamilskiej, należałoby ją wymyślić.

Do tego kunszt produkcyjny pojedynczych sampli jest bez zarzutu i można by długo pisać o tym, jak dobrze są złożone ze sobą. W jej utworach nie ma miejsca na przypadek. Stopa wchodzi tam gdzie powinna wejść, pętle składają się i zmieniają tak, jak trzeba. Gdyby chcieć napisać podręcznik o tym, jak zrobić album z nowoczesną taneczną elektroniką, odnoszący się do techno oraz muzyki basowej, to należałoby rozłożyć „Untune” na części pierwsze, a potem zanalizować jako całość.

Tylko że schody zaczynają się w momencie, gdy zaczniemy się zastanawiać, czy aby Zamilska nie traktuje swoich inspiracji zbyt dosłownie. Autor jednej z moich ulubionych płyty ostatniego półrocza, eksdubstepowiec Untold, powiedział, że „ostatnią rzeczą, jakiej świat potrzebuje, jest kolejny producent techno”. Dlatego pewnie, mimo że jest założycielem dwóch wytwórni, czekał z wydaniem swojego debiutu przeszło sześć lat. Piję do tego, że mimo dopracowania takich utworów jak singlowe „Quarrel”, „Duel 35” czy nieznane wcześniej „Flag” i „Army”, to kompozycjom brakuje trochę własnej tożsamości, jakby były nie do końca przemyślane. Tego albumu dobrze się słucha, Zamilska ma też talent do wynajdywania chwytliwych sampli, obawiam się jednak, że jest dość efemeryczny, nie pozostawia w słuchaczu dłuższego wrażenia. Wyjątkami wydają mi się dość abstrakcyjne „Hush”, z rewelacyjnie zrobioną perkusją i bardzo ciekawie prowadzoną, progresywną dramaturgią oraz przesterowane, rozmyte „36”, którego brzmienie kontrują sample mowy. Miejmy nadzieję, że te dwa kończące album utwory wyznaczą kierunek dalszych poszukiwań zawiercianki, bo na razie proponuje modne, dobrze skrojone produkcje, ale trudno się w nich zakochać.

Andżelika Kaczorowska (31 maja 2014)

Oceny

Michał Pudło: 6/10
Michał Weicher: 6/10
Średnia z 2 ocen: 6/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: becz
[8 czerwca 2014]
nadzieja onet-techno
Gość: rsnsk
[1 czerwca 2014]
jak dla mnie techno zdechło już dawno, Zamilska Ameryki nie odkryła ale płytę mam i chętnie pogram niektóre z tych numerów.
Gość: stgf
[31 maja 2014]
dla mnie ten album jest do bólu przewidywalny i toporny. sample wchodzą i schodzą tam gdzie się każdy tego spodziewa, brak tu polotu i nastroju. brzmieniowo też nic nadzwyczajnego. W którymś wywiadzie powiedziała, że nie lubi muzyki rzemieślniczej, a sama zrobiła taki album...Quarrel jest fajne, Duel jest już męczący a reszta albumu dorównuje drugiemu. Niestety spodziewałem się czegoś ciekawego , a dostałem chamsko-toporny album wyprany z uczuć
Gość: ojt
[31 maja 2014]
Mi tam się untune średnio podobał. Sam w abletonie byłem w stanie wyprasować identyczne dźwięki, no i nie podoba mi się imidż zamilskiej panny alternatywnej, jak dla mnie bardzo onetowej. PS słuchałem untune w prawie pustym, starym busie, jadącym po krzywych drogach. Polecam, wibracje nie tylko z głośników, fajny feel
Gość: mrukot
[31 maja 2014]
bo to jest trochę taki "techno easy listening" - wchodzi elegancko, ale po odsłuchaniu niczego się nie pamięta.
Gość: cześć
[31 maja 2014]
bardzo dobrze, że przy wszechobecnym entuzjazmie dla tego albumu/twórcy zachowany został ~krytyczny punkt widzenia dla hehe "nadziei polskiego techno"

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także