Ocena: 8

ScHoolboy Q

Oxymoron

Okładka ScHoolboy Q - Oxymoron

[Interscope; 25 lutego 2014]

W odróżnieniu od pozostałych chłopaków z TDE, zajmujących się rapowaniem o poważnych rzeczach, ScHoolboy ze swoim rybackim kapeluszem kojarzony był jako ten śmieszny od wódy, cycków i seksu oralnego. Jeszcze niedawno zupełnie mu to nie przeszkadzało, bo do całego przedsięwzięcia związanego z robieniem muzyki podchodził z przymrużeniem oka. Od czasu „Setbacks” z 2011 r. sporo się jednak zmieniło, już bowiem nagrywając „Habits & Contradictions” Q podszedł do sprawy bardziej poważnie. Dopiero jednak po przesłuchaniu „Oxymoronu” nie można mieć żadnych wątpliwości, że żarty się skończyły – ScHoolboy jest pewny siebie, zdeterminowany i nakierowany na sukces bardziej niż kiedykolwiek.

Nad najnowszym albumem pracował aż dwa lata, doszlifowując każdy jego szczegół. Słychać to nawet w sposobie, w jaki rapuje – nauczył się podkreślać w swoim głosie najciekawsze i najbardziej wyraziste detale, rozszerzył zestaw stosowanych przez siebie dźwiękowych chwytów, nie mówiąc już o usprawnieniu nawijki. Q nie zaniedbał też warstwy muzycznej. Pomimo że po pierwszym podejściu do „Oxymoronu” można mieć wrażenie, że odcina kupony od pomysłów z H&C, bardziej wytrwali słuchacze odkryją, że ScHoolboy niczego tu nie kopiuje. Wręcz przeciwnie, rozwija pomysły, które na poprzednim albumie były dopiero w zalążku. Krążek brzmi bardzo nowocześnie, ale nie w stylu prostackiego EDM-u, z którym coraz częściej flirtują raperzy. Mamy tu po pierwsze inteligentny (nieprzypadkowy) sampling, a po drugie różnorodne, wyraziste bity. Każdy z kawałków na „Oxymoronie” pomimo że tworzy własny dźwiękowy mikrokosmos, jest integralną częścią spójnej całości – połączonej wspólnym mianownikiem w postaci stylu, który ScHoolboyowi wreszcie udało się wypracować, albo żeby być bardziej precyzyjnym – dopracować.

Już na wstępie ostrzegam, to nie jest łatwa płyta. Nawet przyjmując, że jako nieanglojęzyczni słuchacze nałożymy standardową barierę ochronną przed tekstem, „Oxymoron” nie będzie jednym z tych albumów, których z uśmiechem na ustach można słuchać dla umilenia czasu w kolejce do kasy w Carrefourze. „Lektura” jest wymagająca – przygotujcie się na przynajmniej kilka uważnych przesłuchań. Tym bardziej dociekliwym polecam także spędzić parę godzin na Rapgeniusie i googlowaniu. Najlepiej w ogóle zacząć od oswojenia się z takimi nazwami geograficznymi jak Hoover i Figueroa Street (albo w skrócie Figg Street) w południowo-centralnym Los Angeles, gdzie dorastał Q. W tych rejonach ścierają się dwa gangi (Crips i Bloods), a sama Figg Street znana jest głównie z tego, że stoją tam dziwki, z którymi można się zabawić już za jakieś 3 dolary. Oczywiście mając z tyłu głowy to, że potem trzeba będzie wydać kolejne tysiące na leczenie tego, co przy okazji dostało się od nich w pakiecie – co nieco na ten temat dowiemy się z openera albumu („Gangsta”) czy „Hoover Street”.

Po tym skrótowym elementarzu możemy ruszyć do przodu. Akcja „Oxymoronu” toczy się na dwóch płaszczyznach: gangsterskiej przeszłości Q na Figg Street oraz pełnej sukcesów muzycznych teraźniejszości. Mimo że z krążka nie dowiadujemy się niczego, czego byśmy się już przynajmniej nie domyślali po przesłuchaniu jego dwóch poprzednich płyt, ScHoolboy tym razem wciąga nas znacznie głębiej w mroczne zakamarki swoich przestępczo-narkotykowych eskapad, do tego bez znieczulenia (no pun intended). Zestawianie ze sobą tych zupełnie różnych etapów życia jest dla Q pretekstem do bardziej pogłębionych, w porównaniu z poprzednimi wydawnictwami, przemyśleń samoświadomego, niemiłego młodego człowieka. Na marginesie uspokajam – ScHoolboy, pomimo odsłonienia swojej wrażliwej strony, nie zrezygnował z imprez i cycków, a dostarczanie szczegółowych informacji na temat ewidentnie fetyszyzowanego fellatio albo tego, jak i na czyich oczach ruchał dziewczyny kolegów, wciąż stanowi ważną część jego tekstów.

Ale do sedna – tytuł płyty, oksymoron, czyli według definicji słownikowej epitet sprzeczny, stawianie obok siebie wyrazów o przeciwstawnych znaczeniach. „Oxymoron” jest przede wszystkim dźwiękowym nawiązaniem do Oxycontinu czyli leku przeciwbólowego (czegoś na kształt syntetycznej heroiny), którym w przeszłości dealował ScHoolboy. Nie zatrzymując się jednak na tej pierwszej poszlace dochodzimy dalej – cały krążek stanowi coś na kształt dziwacznej noweli z sokołem, bo zbudowany jest właśnie wokół wielu sprzeczności, w tym dwóch głównych, na których opierało się gangsterskie życie Q (po pierwsze sprzedawał narkotyki, żeby zdobyć pieniądze na utrzymanie swojej córki, czyli robił złe rzeczy dla dobrych celów; po drugie kilkukrotnie podkreślał, że życie członka gangu w LA jest tak niebezpieczne, że nie stanowi nadużycia stwierdzenie, iż wstępując do gangu jest się już martwym – członkowie gangu żyją tylko po to, żeby umrzeć).

Pomysł oczywiście nie jest przełomowy, ale za to realizacja lepiej niż niezła – teksty ScHoolboya są inteligentne i mocno obrazowe. Pomimo że zazwyczaj nie wykraczają poza granice typowej dla gangsta rapu tematyki, to zwieńczone są często gorzkimi refleksjami, u których podstawy łatwiej dopatrzyć się smutnego rozczarowania rzeczywistością, niż samczego gniewu i fascynacji przemocą (co szczególnie wyraźnie słychać na monumentalnym „Prescription/Oxymoron”).

„Oxymoron” sprawnie balansuje pomiędzy hardcore’owymi gangsterskimi klimatami, takimi jak w „Los Awesome” (zakończonym kojącym w bardzo niepokojący sposób wstępem do „His & Her Fiend”) czy „The Purge” (swoją drogą Tyler The Creator, który produkował ten track, spisał się doskonale) i trochę lżejszą tematyką, dzięki czemu słuchacz ma czas na regenerację i przetrawienie co cięższych momentów. Nie da się nie zauważyć, że u Q nie ma walki postu z karnawałem, jest tylko karnawał albo piekło (co dosadnie podkreśla w „Hell Of The Night”), więc jeżeli wkraczamy wraz z nim z ulicy do klubu albo na domówkę, możemy mieć pewność, że dantejskie sceny ustąpią miejsca tym dionizyjskim, i to z pierwszej półki.

Wspomniane „Hell Of The Night”, podobnie jak „Collard Greens”, od samego początku wciągają nas szybkim bitem w sam środek nocnego życia. Oba tracki są niezwykle nośne, zapadają w pamięć po pierwszym przesłuchaniu, wprawiając z miejsca w imprezowy nastrój. Mam wrażenie, że dla dzieciaków w Ameryce kawałki te spełniają taką sama funkcję, jak u nas dawno temu takie „Drin za drinem”, czyli są punktem obowiązkowym każdej domówki (jakkolwiek śmiesznie by to nie zabrzmiało). Zresztą nie wydaje mi się, żeby Q obraził się za to porównanie, bo doskonale zdaje sobie sprawę, że do jego muzyki na imprezach tańczą pijane laseczki, a lwia część jego targetu i fanów to lubujący się w alkoholowych i erotycznych uciechach studenci.

Na deser Q zostawił nam dwa naprawdę pierwszorzędne utwory – mówię tu o zamykających płytę „Break The Bank” i będącym w zasadzie jego bezpośrednią konsekwencją „Man Of The Year”. Za pierwszy z nich piątka należy się Alchemistowi – jeżeli byliście wielbicielami jego poprzedniej kolaboracji z Q („Flight Conformation” z płyty „Russian Roulette”), to „Break The Bank” na pewno trafi w wasze gusta. W tym podbitym niepokojącymi klawiszami kawałku, na tle pobrzmiewającej subtelnej melodii, ScHoolboy wyraża coś pomiędzy pewnością a obsesyjną modlitwą o to, żeby cała ta jego zabawa z rapowaniem wreszcie przyniosła mu profity (i to duże).

Wątek ten kontynuuje i rozwija „Man Of The Year”, osadzony wokół sampla z „Cherry” Chromatics, który tworzy nieco podniosłą, ale i eteryczną atmosferę celebracji. Jest bowiem co celebrować – „Oxymoron” zrobić ma z niego człowieka roku 2014. ScHoolboy stawia tu kropkę nad i, potwierdza, że muzyka nie jest już dla niego tylko pijacką rozrywką, ale pasją, której chce się poświęcić. Dawno nie słyszałam kawałka, w którym w tak perfekcyjnym stopniu, jak w „Man Of The Year”, każde słowo, każda głoska były zgrane z uderzeniami rytmu, po to aby wytworzyć u słuchacza wrażenie, że to nawijka robi za metronom dla perkusji, a nie odwrotnie. Q prowadzi kolejne wersy do przodu jak rozpędzony rollercoaster, który zwalnia tylko, by dać nam pomiędzy zwrotkami krótką chwilę wytchnienia, żeby nikt się przypadkiem nie porzygał.

ScHoolboy na płycie podkreślał kilkukrotnie, że chce być najlepszym, co wiąże się też z detronizacją kolegi z TDE – Kendricka Lamara. I o ile w wywiadach zapewniał zawsze, że do tych „pogróżek” należy podchodzić z przymrużeniem oka, ciężko nie zauważyć, że jest w tym trochę rywalizacji o palmę pierwszeństwa. Czy ScHoolboyowi się udało, nie będę tu przesądzać, bo nie jestem obiektywna – zawsze byłam większą fanką nieokrzesanego Q, niż mesjanistycznych zapędów K-Dota (zresztą mając na uwadze, w jak wiele fatalnych projektów obecnie się angażuje, Q wkrótce może mieć ułatwione zadanie). Trzeba jednak przyznać, że Q wykonał kawał dobrej roboty – dostarczył skomplikowany, przemyślany od początku do końca i składający się w spójną całość krążek. Jednym z celów, jakie mu przyświecały, było przywrócenie gangsta rapu na salony. Wydaje się, że plan ten zrealizował w 100%, bo „Oxymoron” stanowi jedno z najświeższych spojrzeń na gangsta rap od bardzo dawna. Do tego, pomimo że jest on „komercyjnym debiutem” w żadnym momencie nie słychać, żeby ScHoolboy szedł tu na artystyczne kompromisy. Q udało się też uniknąć błędu z „H&C”, gdzie poziom i tempo siadały w drugiej połowie płyty – „Oxymoron” od początku chwyta słuchacza mocno i nie puszcza aż do ostatniego kawałka. Poza tym muzyka brzmi tu zupełnie jak po narkotykach, nawet jeżeli słuchamy „Oxymoronu” na trzeźwo – każdy dźwięk, jak w dobrze zagranym tetrisie, idealnie wpasowuje się w odpowiednie miejsce w głowie słuchacza, tworząc niezwykle satysfakcjonujące błyskające linie. Czego chcieć więcej?

Katarzyna Walas (22 maja 2014)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: yup
[1 czerwca 2014]
Same here. Długo się zabierałem do tej płyty, po recenzji w końcu przesłuchałem. Z pewnością równiejsza niż H&C (z której oprócz trzech pierwszych rewelacyjnych kawałków niewiele więcej pamiętam) choć ja jestem akurat w drużynie Kendricka.
Gość: Rick Deckard
[29 maja 2014]
Bardzo ładnie napisane. Aż mi się zachciało sięgnąć po tę płytę.

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także