Ocena: 7

Vijay Iyer Trio

Accelerando

Okładka Vijay Iyer Trio - Accelerando

[ACT Music; 24 lutego 2012]

Kim jest Vijay Iyer? Człowiekiem renesansu. Dosłownie z pantałyku zbija lista kręgów artystycznych, w jakich działa i tworzy nowojorski pianista. Mamy tu wszystko, do czego można wykorzystać zmysł słuchu, a więc próby grania i komponowania w stylistyce pełnej orkiestry („Interventions” z 2007), kameralnego kwartetu smyczkowego („Mutations I-X” z 2005), tria jazzowe (kilka płyt, w tym „Accelerando”, w ramach Vijay Iyer Trio), duetu klawiszowego (z Gregiem Tate’em); w międzyczasie Iyer równie sprawnie porusza się w klimatach hip-hopu (Mike Ladd, „In What Language?”), czy wreszcie kreując fuzję jazzu z muzyką południowoafrykańską (debiutancka „Memorophilia”). Możliwie kompletny poliglota muzyczny, do tego umysł ścisły, z nieodłączną potrzebą architektonicznego dopracowania swych kompozycji. Aha, nie wspomniałem jeszcze o związkach ze światem tańca, teatru, kinematografii…

Intensywna czerwień bijąca z okładki celnie oddaje ładunek emocjonalny zawarty w muzyce na albumie, mimo że rozpoczyna się on kaskadami cichych, niepokojących akordów fortepianu, przywodzących na myśl solowe projekty Anthony’ego Davisa, zwłaszcza opening track „Lady Of The Mirrors”. Jednak to tylko dwuminutowe intro, po którym powoli zanurzamy się w powolnie rozwijane konstrukcje komponowane na bazie klarownych melodii, podbijanych gdzieniegdzie ciemnymi plamami lekkostrawnych dysonansów.

Stosunkowo dużo zdradza słuchaczowi spojrzenie na informacje o autorach poszczególnych utworów zebranych na płycie. Zatrzymajmy się tu na chwilę, bo jest o czym pisać. Pomijając na razie te skomponowane przez Iyera, warto rozdzielić resztę na dwie grupy: pierwszą tworzą figury inspiracji, wśród nich legendarny (lecz obskurny) pianista jazzowy Herbie Nichols („Wildflower”), eklektyczny kompozytor Henry Threadgill („Little Pocket Size Devils”) czy Duke Ellington („The Village Of The Virgins”). Ich kompozycje wykonane są poprawnie, jednak przeważnie nie wnoszą wiele do oryginałów. Niestety, np. Nicholsa stosunkowo trudno jest przeskoczyć. Drugą grupę tworzą wariacje na temat popularnych utworów, wyselekcjonowanych z pewnością ze względu na atrakcyjne i wpadające w ucho tematy. W tej szufladce mieści się m.in. znakomicie rozegrane odczytanie „Human Nature” – pościelówy Michaela Jacksona, samplowanej swego czasu przez Nasa. W miarę rozwoju znanej melodii Iyer stopniowo dekonstruuje i transponuje wybijające się akcenty w niższą tonacje, w błyskotliwy sposób gubiąc po drodze części mniej istotne. Efekt jest taki, że przy użyciu odrobiny wyobraźni przez cały czas słyszymy melodię wyjściową, a wszystko w przyśpieszeniu, z nawałnicą basu i perkusji.

Również interpretacja „Mmmhmmm” Flying Lotusa pokazuje z jak inteligentnym kompozytorem mamy do czynienia. W oryginale utwór to wielokrotnie zapętlona nostalgiczna fraza, która „jako oliwka mała pod wysokim sadem” zostaje bezlitośnie ucięta, „jeszcze ani gałązek, ani listków rodząc”, niczym przez ukwapliwego sadownika. U Iyera zaś nasza młoda latorośl otrzymuję drugą szansę i zaczyna się dużo dziać. Świeży powiew wyczuwamy już w momencie wejścia niezwykle pomyślanej linii kontrabasu, granej smyczkiem, jak gdyby muzyk piłował drzewo na różnych wysokościach dźwięku.

Kompozycje własne Iyera zdradzają fascynację motywem rytmu, zabawą i niekonwencjonalnymi manewrami w tej dziedzinie. Tytułowy track „Accelerando” to niekończący się łańcuch fortepianowego (de)crescendo, nagłe zrywy i spowolnienia, które wprawiłyby wzory fizyczne na przyśpieszenie wektorowe w swoisty stan egzystencjalnego zakłopotania.

Jak słusznie zauważył redakcyjny kolega Piotr Wojdat, któremu należą się podziękowania (za inspirujące uwagi), na muzykę tkaną przez Iyera można spojrzeć z dwóch stron. Bo dwustronne, janusowe oblicze to dobry metaforyczny sposób ujęcia tego niezwykłego fenomenu, kiedy to z jednej strony większość utworów wydaje się lekkim, easy-going jazzem spod znaku skandynawskich grajków, może nieco podrasowanym powierzchowną free-jazzową swawolą, podczas gdy właśnie nie, zdaje się wołać druga strona, definitywnie tak nie jest i każde ponowne odsłuchanie coraz bardziej nas w tym utwierdza. Muzyka Iyera posiada kilka poziomów komplikacji, najlepiej uchwytna jest w szerokiej perspektywie, a bogactwo rytmiczne samo w sobie stanowi dobry powód, by do płyty ponownie wracać. Jak dotąd najlepszy jazz w tym roku.

Michał Pudło (12 kwietnia 2012)

Oceny

Sebastian Niemczyk: 8/10
Średnia z 2 ocen: 7,5/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także