Ocena: 8

Swans

My Father Will Guide Me Up A Rope To The Sky

Okładka Swans - My Father Will Guide Me Up A Rope To The Sky

[Young God; 27 września 2010]

Każda muzyczna reaktywacja niesie za sobą szereg wątpliwości i pytań. Skok na kasę, odcinanie kuponów, brak pomysłu na samego siebie? Michael Gira szybko i jasno odpowiada: jeśli „Łabędzie” wracają, to znaczy, że mają coś ważnego do powiedzenia.

Powrót Swans po 12 latach to jeden z najlepszych momentów mijającego właśnie roku. Co ważne, nie jest to comeback jedynie dla wygłodniałych fanów, którzy i tak kupiliby niemal wszystko co pojawiłoby się pod tym szyldem. Lata mijają, a Gira wciąż się nie starzeje. Nie widać żadnych oznak zmęczenia bądź powtarzalności, tak typowej dla muzyków będących na rynku od kilkudziesięciu lat. „My Father Will Guide Me Up A Rope To The Sky” nie jest, rzecz jasna, przewrotem w dorobku Swans; to następna pozycja w ich dyskografii będąca naturalną konsekwencją tego, co zapoczątkowali po porzuceniu no wave’u. Kontynuacja w przypadku Swans oznacza trzymanie się starych, sprawdzonych metod, ale też równocześnie sznur nowych i świeżych pomysłów. Zespół Giry udowadnia na każdym kroku, że nie jest żadnym reliktem i bez problemu może się odnaleźć na dzisiejszej scenie muzycznej, wciąż będąc jedną z najważniejszych inspiracji dla młodziaków. A zabawa rozpoczyna się już od pierwszej sekundy. Otwierający całość ponad dziewięciominutowy „No Words/No Thoughts” wręcz przytłacza swoim noise’owym ciężarem, ale zarazem oczarowuje powabnym (neo)folkiem. Prosty kolaż, manipulacja systemem „cicho-głośno”, do tego Gira ze swoim nie do zdarcia wokalem i mamy wejście smoka, które ustawia cały album.

Kolejnym ważnym momentem jest „Jim”, utrzymany w duchu industrialnego post-rocka, co oddaje filozofie swansowej szkoły tworzenia kompozycji. Ale punktem kulminacyjnym jest „You Fucking People Make Me Sick” (cóż za uroczy tytuł) z gościnnym udziałem Devendry Banharta wraz z jego… kilkuletnią córką. Chory, psychodeliczny, podszyty sarkazmem utwór (proponuje wczytać dokładnie się w tekst) jest dokładnie tym, za co Swans można uwielbiać. Jego pierwsza część jest utrzymana w duchu Current 93, druga natomiast hałaśliwym rozgardiaszem, nawiązującym dialog z free-jazzowym nastrojem. Napięcie nie ustaje dzięki „Eden Prison”, kolejnym apokaliptycznym numerze w dorobku Swans z wojskową perkusją. Całość wieńczy niemalże Cave’owski, z pozoru sielankowy „Little Mouth”. Tylko w przypadku Giry wszystko ma drugie dno.

Brak Jarboe przy nagrywaniu „My Father…” wywołał pewne kontrowersje. Choć przecież w Swans nie była od samego początku, to później zdawała się być nieodłączną częścią grupy. Jej absencja nie jest jednak szczególnie odczuwalna. Wydaje się nawet, biorąc pod uwagę jej ostatnie mistyczno-nawiedzone solowe dokonania, że muzyka Swans lepiej na tym wyszła. Oczywiście „Łabędzie” są w pewnym sensie również awangardą, natomiast nie można zapomnieć, że Gira od wydania „Children Of God” bardzo polubił melodie, a co za tym idzie, pomimo całego zgiełku, szumów, szmerów oraz trzasków, zwykłe piosenki. Rozważając czysto teoretycznie - trudno powiedzieć jaki Jarboe mogłaby mieć wpływ na „My Father…”. Wiemy zaś jak brzmi efekt końcowy i szkoda byłoby tu cokolwiek zmieniać albo upiększać. Szczególnie jeśli miałoby to oznaczać pozbycie się sporej dawki chwytliwości.

Swans nie nagrywa słabych płyt, co najwyżej może złapać małą zadyszkę. W przypadku „My Father Will Guide Me Up A Rope To The Sky” mamy raczej do czynienia z drugą młodością, ponownym i przemyślanym uderzeniem. Oby już nigdy Michael Gira nie mówił, że nagrywa ostatni materiał „Łabędzi”, tak jak było w przypadku „Soundtracks For The Blind”. Nie ma to sensu, skoro sił i chęci wciąż starcza na płyty aż tak inspirujące.

Krzysiek Kwiatkowski (17 grudnia 2010)

Oceny

Andżelika Kaczorowska: 6/10
Piotr Wojdat: 6/10
Średnia z 3 ocen: 5,66/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: iwan
[13 maja 2011]
Fajna recenzja. Mi też w ogóle nie brakuje Jarboe na tej płycie, jakoś nigdy nie lubiłem ani jej kawałków ze Swansami, ani solowych - zawsze mi zajeżdżały pretensją.
Gość: yes!
[29 marca 2011]
Swietna recenzja, marzy mi sie przeglad calej dyskografii Swans. Bardzo prosze.
Gość: Antyzjusz
[22 stycznia 2011]
Nudzi mnie ten album, a \"mistyczno-nawiedzone solowe dokonania\" Jarboe są wspaniałe.
Gość: greg
[22 grudnia 2010]
@Brak Jarboe przy nagrywaniu „My Father…” wywołało
Wywołał.
I zdanie: Wydaje się nawet, biorąc pod uwagę jej ostatnie mistyczno-nawiedzone solowe dokonania, że to nawet muzyka Swans lepiej na tym wyszła. - trochę kuleje.
nieseba
[18 grudnia 2010]
jak wszedł wokal w pierwszym numerze No words/no thoughts przed oczami stanęło mi przez chwilę See The Leaves z ostatniej płyty Flaming Lips.
niego
[18 grudnia 2010]
Mi zaskakujące wydaje się podobieństwo tej płyty, zwłaszcza warstwy rytmicznej do albumu "Mahakali" pewnej pani o wdzięcznym imieniu Jarboe.
Gość: tele morele
[18 grudnia 2010]
mimo tego, że swans to bardzo ścisła czołówka najważniejszych dla mnie zespołów, nie mogę ocenić tego albumu tak dobrze. "my father..." to tylko mocno zelektryfikowane angels of light. co ma swoje plusy: postawa "nic na siłę" i wyczuwalna swoboda grania, której na żadnej płycie sprzed "soundtracków" nie można znaleźć (w ogóle mieli bardzo ciekawą metodę prób; napieprzanie po jednym wałku przez 10h w ciasnej klitce i tak przez kilka tygodni). za to wada to brak polotu w songwriterstwie (najlepsze "my birth" jest sprzed 13 lat) i jednak brak swansowego klimatu- przynajmniej na albumie, bo koncertowo forma wybitna i pozwala twierdzić że "my father..." to trochę zagoniony deadline'm, niedokończony twór.

poza tym swans nigdy nie grali no wave'u. gira przyjechał do nyc zafascynowany tym ruchem (z lydią lunch nawet nagrał album ze spoken word), ale samo swans- jak i sonic youth- zaczęli granie u schyłku nurtu i poszli w inną stronę. thurston i michael podkreślają to w wywiadach.

(chociaż i tak "mfwgmuartts" trafia na moją listę roku *being a fan*)
Gość: turas
[17 grudnia 2010]
rewelacyjna grafika!

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także