James Blake
Klavierwerke [EP]
[R & S; 27 września 2010]
Pierwszy raz to przypadek. Drugi – zbieg okoliczności. Trzeci raz to działania wroga, chciałoby się powtórzyć za Goldfingerem z powieści Iana Fleminga. James znowu atakuje, tym razem na poważnie, żądając korony króla post-dubstepu i sugerując bezczelnie, że nawet jego dobrzy koledzy z Mount Kimbie mogą mu skoczyć. Jeśli w ciągu zaledwie kilku miesięcy jeden bardzo młody człowiek produkuje trzy kilkunastominutowe porcje muzyki, wywołujące poruszenie w szeregach nie tylko entuzjastów elektroniki, a na dodatek ma za sobą zeszłoroczny świetny singiel „Air & Lack Thereof” oraz rewelacyjny remiks „Stop What You’re Doing” Untolda, to zaiste ciężko nie zacierać rąk w oczekiwaniu na to, co będzie dalej. Kto wie, być może gdzieś w jego rodzinnym Londynie już piszą na murach za Martą Słomką: „James Blake > William Blake”.
O tym, że nasz bohater ma muzyczne wykształcenie i umie trafiać we właściwe klawisze pianina w odpowiednich momentach, wiemy, odkąd zaczął udzielać wywiadów. Ujawniony niedawno cover „Limit To Your Love” Feist, pokazuje, że i śpiewać chłopak potrafi. Niezliczone godziny zarejestrowanych przy pomocy marnego mikrofonu wbudowanego w Macbooka śpiewów Jamesa i jego fortepianowych zagrywek, służą mu za materiał, który przemienia cudownie w zwiewne i niebanalne puzzle. Tnie zaszumione nagrania, wybierając z nich pojedyncze dźwięki, znęcając się software’owo nad wokalami i ozdabiając je głębokimi, dubowymi basami (utwór tytułowy) lub partiami syntezatorów, o których już trudno inaczej mówić niż „blejkowskie” („Don’t You Think I Do”), zapętlając wszystko w oniryczne, a nawet lekko psychodeliczne mantry. „Melancholia” Basinskiego spotyka soulowe zaśpiewy, a następnie zostaje zremiksowana przez Digital Mystikz albo Mount Kimbie. Facet ma to już opanowane do perfekcji.
Ze wspomnianych wywiadów wiemy również, że planuje nagranie albumu z normalnymi wokalami. I chociaż mam przykre wspomnienia ze słuchania płyt artystów kiedyś dobrych w budowaniu mniej lub bardziej instrumentalnych elektronicznych kompozycji, a którym nagle zamarzył się songwriting, to trzymam kciuki za Jamesa. Bo jeśli jemu się nie uda przełamać tej klątwy, to komu?
Komentarze
[22 maja 2011]