Ocena: 7

Indigo Tree

Blanik

Okładka Indigo Tree - Blanik

[Antena Krzyku; 8 września 2010]

Z jednej strony jestem na zespół zwyczajnie wściekły – Indigo Tree poziomem koncertowego wszędobylstwa dorównują stołecznemu duo Paula i Karol, które występuje, gdzie się tylko da (Obsługujemy wieczory kawalerskie!) i bez względu na okoliczności przyrody (Chcesz zaskoczyć znajomych oryginalnym pomysłem na domówkę?). Koncertowa (nad)aktywność obu grup nie dziwi (większość krajowych festiwali walczy o tę samą publiczność) i zarazem zaskakuje – na naszych oczach powstała kategoria zespołów lotnych (drobnych, skromnych i tanich), którymi można dopchać każdy line-up. Jestem zaniepokojony, bo czy godząc się na status festiwalowego wypełniacza, muzycy są świadomi niebezpieczeństw takiego zaklasyfikowania? Czy też powinienem się cieszyć, bo doczekaliśmy się w końcu polskiego odpowiednika indie landfill?

Z drugiej strony, Indigo Tree to wciąż mój ulubiony polski zespół (porównanie do Pauli i Karola, którym przecież daleko do wrażliwości Jacaszka, wybaczcie). Mój i wszystkich krajowych krytyków muzycznych. W zbiorowym zachwycie poklepujemy zespół po rozczochranych głowach (nieprzerwana passa dobrej prasy) i ciągamy za nieprzystrzyżoną, póki co jedną, prawie-brodę – każdy pochwalny tekst jest naiwnym (akt dobrej wiary) podlewaniem egzotycznego na polskiej ziemi drzewka. Nie niepokojona roślinka rosła powoli – idę o zakład, że długi okres oczekiwania na follow-up debiutu był podyktowany „polityką wydawniczą” – ale i zarastała. Bo tak właśnie, nieco żartobliwie, odbieram zagęszczenie brzmienia na „Blanik”, kompozycyjne dookreślenie do formuły charczącego ambientu, utopienie co bardziej piosenkowych utworów w wodach rdzawego przesteru i niepokojącego pogłosu.

Słychać wyraźnie pracę włożoną w dopracowanie materiału (zero eterycznych szkiców z debiutu), odwagę w posługiwaniu się muzycznym ołówkiem (mocne shoegaze’owe otwarcie albumu, punktowe wejścia bębnów w „leavingtimebehind”) i wprawę w klimatycznym cieniowaniu – kościelny feeling przejmującego „silentsouls”. Utwory zyskały na długości – jest więc czas na spokojny start, swobodny lot i metafizyczny odlot oraz bezpieczne lądowanie. Muzycy natomiast obchodzą się z nimi delikatniej – instrumenty swobodnie oddychają, wybrzmiewają nie niepokojone, wzmacniając senną aurę albumu. W ogóle „Blanik” rozgrywa się jakby na drugim planie – vide dezorientujące plamki elektroniki w „lovegaps” – zachęcając do zadumy i narkotycznego wręcz zapomnienia się w muzyce.

Z sympatycznego letargu na chwilę wyciągają przyjemnie singlowe „hardlakes” i „lazy” – nieco bardziej nerwowe niż reszta tracków, z wyraźnie zaakcentowaną zwrotką i zaraźliwym, basowym motywem głównym. Wprawdzie po cichu liczyłem na więcej piosenkowych form jak powyższe, ale nie narzucam się więcej, słysząc swadę Indigo Tree w komponowaniu TAKICH instrumentali jak utwór tytułowy. Ów klimatyczny hidden-track z „Causers Of This” posiada wszystkie cechy główne tego ulotnego subgenre – hauntologiczne echo, błądzące plamy elektroniki i przyjemnie falujący (silne skojarzenie z Basińskim) bas, kontrowany niespokojnym (odgłos kropel deszczu uderzających w taflę wody?) riffem gitary. Indigo Tree polską reakcją na chillwave?

Jestem kupiony! Życzyłbym sobie jednak, aby zespół staranniej planował medialne posunięcia – wizyta w Radio Roxy zostawiła słodko-gorzki posmak, ze względu na mocno przesadzone zachowanie prowadzącego „Przesłuchanie” – i mniej ostentacyjnie zabiegał o publiczność. Niech wasze koncerty będą wydarzeniem – miejcie na uwadze fakt, że Polacy wciąż równie chętnie co na scenę, spoglądają dokoła siebie. Parafrazując Nicka Hornby’ego, samoświadomość jest przekleństwem ludzkości.

Maciej Lisiecki (13 września 2010)

Oceny

Średnia z 2 ocen: 7/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Wybierz stronę: 1 2 3
Gość: kuba a nzlg
[15 września 2010]
Musiałbyś podać o jakie konkretnie recenzje Ci chodzi, bo ja zupełnie szczerze nie dostrzegam tej tendencji. Wręcz dla skonfrontowania wszedłem sobie w dziesięć ostatnich tekstów o polskich albumach na Screeenagers i mam: 3 x 7/10 (Indigo Tree, Mitch&Mitch oraz Eldo), 5 x 6/10 (Sing Sing Penelope, dublet Tedego, Twilite, Kawałek Kulki) oraz 2 x 5/10 (Kumka Olik, Iowa). Także spróbuj sprecyzować gdzie konkretnie co było "niemerytoryczne", bo ja tu nie dostrzegam raczej tego podziału na 5% dobrych i 95% niedobrych, czy jakoś tak.
Gość: Anonimowy, bo z recenzją i rec
[15 września 2010]
@Ambro

Skoro się wymigałeś od konotacji z Draw Records (w co wierzę) to i tak nie zamyka problemu- wszak już Radkowski i Borys raczej się nie odwrócą, ale nie o personalia tu chodzi- rzecz w tym, że prawie cała niezal dziennikarska brać (i tu również nie będzie personaliów) lubuje się w zgłębianiu tajników rynku niezależnego nie podpierając się żadnymi podstawami. I co gorsza nie widzi przeciwwskazań do publikowania swoich wynużeń- tu dostrzegam przeogromny problem i do niego przede wszystkim piję.
A już formuła takich akcji jak MaB, gdzie większość (pomijam panel środkowy, gdyż był on raczej oderwany od biznesowego członu- przynajmniej w założeniach) person to osoby kompletnie niezorientowane (albo maksymalnmie ukrywający takowe zorientowanie) w temacie jest jego największym przejawem.

Co do Waszej działalności recenzenckiej w kontekście muzyki polskiej- temat jest szerszy i naprawdę nie chciałbym wchodzić z butami w to co robicie i jak robicie.
Wskażę tylko parę rzeczy, które mi się nasuwają i o nich gotów jestem podyskutować.
Otóż mam nieodparte wrażenie, że recenzje płyt polskich są dużo słabsze niż tych zagranicznych. Odnosząc się do Waszego serwisu- część redaktorów (często świetnych) w ogóle nie tyka polskich pozycji, u reszty- widać strasznie tę dysproporcję. Oczywiście nie kupię argumentu, że to wszystko dlatego że polska muzyka jest słabsza (nihil novi), bo nie sądzę, abyście ośmielili się go użyć.
Ale Tobie Kubo, zdarzają się naprawdę świetne teksty o płytach stamtąd, natomiast gdy przychodzi do pisania o płytach stąd, mam wrażenie odbębniania tematu, suchej faktografii i formułowania własnych przeświadczeń w skróty myślowe, co odrzuca od tematu płyty nie tylko treścią ale i formą. Podobnie Maciej- Indigo nagrywa świetny album (choć w moim odczuciu, trochę tendencyjny, ale to moje zdanie) a recenzja zostaje sformułowana w taki sposób, że jej przedmiot stoi na dalekim planie w komentarzowej dyskusji.
Powiecie, że jeśli płyta jest przeciętna, to widocznie nie warto o niej pisać więcej- otóż uważam, że wręcz przeciwnie. Chcecie kształtować gusta, to pielęgnujcie zarówno dobre (vide konkretna recenzja Deep Snow) jak i złe (vide nie przypominam sobie merytorycznej zjebki/zneutralizowania hype'u) nawyki.
I też ta mierżąca skłonność do skrajności- Gentleman! a Microexpressions to wyraźny kontrast, natomiast do dżentelmeńskiej szufladki zdaje się wpadło już u Was wiele zespołów zupełnie niesłusznie zignorowanych, przez co rysujecie absurdalny graf, na którym w Polsce jest 5 dobrych zespołów i reszta niedobrych. Oczywiście w istocie nie wygląda to tak łopatologicznie ale odbiór jest właśnie taki. Bo niestety często "przekłuwanie balonów" wiąże się z mnóstwem przekłamań, niedosłuchań i lekceważeń, które prowokują potem pisanie niemerytorycznych recenzji. Dla mnie jednakową sprawą jest, jeśli (dajmy na to) uwolnijmuzyke umrze w zachwycie nad jakąś pozycją, a Wasz serwis, kierowany często poczuciem konieczności tłumienia emocji zjebie ją, wytknie wady, które są mocno naciągane (lub ich nie ma) i zarzuci parę absurdalnych kwestii. Wówczas, w przypadku przestrzelenia płyty, oba serwisy stoją na podobnej pozycji- tylko, że pierwszy nakłania słuchacza, żeby zweryfikował własny pogląd, a drugi, żeby sobie płytę darował. Która opcja jest lepsza dla rynku? Pozostawiam rozstrzygnięciom we własnym sumieniu. No chyba, że zakładacie jednak nieomylność, wówczas ten wątek brnie do nikąd.
Gość: sąsiadka
[15 września 2010]
a wziąłeś mikrofon na mabie jak dawali?
kuba a
[15 września 2010]
Chciałem tylko sprostować, bo wkrada się tu jakaś poważna insynuacja :) Otóż działalność w ramach DRAW w moim przypadku nie miała zupełnie nic wspólnego z funkcjonowaniem labelu DRAW Records (chodziło o kompletnie inne projekty), więc nie można mi przypisywać jakichkolwiek sukcesów ani porażek tego labelu - ponieważ mój związek z jego istnieniem jest bliski zeru (nie będę wchodził w szczegóły). Zaproszenie na panel MaB wynikało wyłącznie z działalności "dziennikarskiej" na kilku frontach.

Swoją drogą nie wiem też na czym miałoby polegać to traktowanie rodzimej sceny "po łebkach". Redakcja jest w stanie "przerobić" określoną liczbę płyt w roku, więc jasne, że niestety nie jest w stanie fizycznie zająć się każdym wydanym w tym kraju krążkiem. Natomiast jeśli już to robi, to mam wrażenie, że są to opinie raczej przychylne, w 90% z przedziału ocen 5-7. Oczywiście podstawowym założeniem jest, żeby nie dawać "naszym" forów z racji pochodzenia, ale też brać pod uwagę, że funkcjonujemy na takim, a nie innym rynku. Zresztą zwykle w podsumowaniach końcoworocznych czy na liście dekady jest przyzwoita reprezentacja polskiej muzyki (zwróć uwagę, że inne rodzime serwisy zwykle załatwiają ten problem sztucznym podziałem na ranking polski i zagraniczny, jakby zamykając tutejszych artystów w getcie). Natomiast jeśli gdzieś dopatrywałbym się problemu w traktowaniu tych młodych polskich, to właśnie w głaskaniu ich na etapie pierwszej piosenki, bzdurnie nadętych promo-notkach, przymykaniu oka na zrzynki itd. Wtedy zespół Gentleman! i zespół Microexpressions są tak samo obiecujące i jesteśmy nadal nigdzie.
Gość: Anonimowy, bo z recenzją i rec
[15 września 2010]
Żaden hejting, czytaj uważnie- szanuję Waszą pracę acz niebezpodstawnie przypierdalam się o "sprawę polską" a to różnica.

Ad1. Rzecz w tym, że skoro chcecie zabierać głos w kwestii okołomuzycznych działań podejmowanych przez zespoły (jak to raczyłeś zrobić Maćku w powyższej recenzji) to trochę dziwnie, że sami się do niektórych spraw przyczyniacie. Jak wspomniałem- nawet nie o dissing żaden chodzi tylko raczej o ignorowanie- a do tego się przyznałeś. Ponadto wspomniane już przeze mnie skłonności do opiniotwórstwa (które w tym przypadku nie jest tak silne jak byście chcieli, ale już wystarczająco silne, żeby było odczuwalne) często zamazują obraz i zdaje się, że traktując rodzimą scenę "po łebkach" nie poświęcacie płytom stąd zbyt wiele uwagi. Czytując recenzje polskich płyt mam wrażenie, że (nawet jeśli są to recenzje pozytywne) nie poświęcono im dostatecznie dużo uwagi. Więc niby jednak marketing?
Mówię- jesteście wystarczająco opiniotwórczy, żeby jakiś baran czytając tę recenzję rzeczywiście pomyślał, że Indigo "się sprzedało" podczas gdy to byłaby to najbardziej absurdalna teza, jaką przytoczono w tym roku- ale nie rozwijam, bo miejsca nie starczy.

Ad2. Coś się dzieje? Portale w stylu uwolnijmuzyke, wearefrompoland oczywiście merytorycznie mają do Was daleko, natomiast one jako jedyne podejmują wyzwanie wspierania polskiej muzyki. I myślę, że one miałyby większe prawo popełnić artykuł w tym tonie (abstrahując od jego bzdurności) aniżeli Wy, którzy, nie ukrywajmy, traktujecie polskie poletko drugoplanowo. Żadne odkrycie, że zachodnie płyty są lepsze- nie sposób z tym polemizować. Ambro ostatnio w dyskusji pod jakimś wątkiem pisał o tym, że staracie się ogarniać polskie podwórko i robicie to skutecznie- skutecznie owszem, ale niedokładnie. Ile razy wystarczy przesłuchać polską płytę, żeby ją zjebać? A ile trzeba przesłuchać dobrą płytę, żeby uznać, że się ją zna? Otóż mam wrażenie, że jedno z drugim nigdy się nie pokrywa i stąd problem.

Ad3. Wiesz ile średnio płyt alternatywnych się sprzedaje i jaki jest z tego realny zysk? Otóż mało który zespół mógłby sobie pozwolić na nagranie płyty za zysk z jej sprzedaży (w razie potencjalnego rozbratu z labelem), tak marne to są pieniądze- nawet jeśli sprzedaż ich 2000, co na polskim podwórku w tej szufladce jest bardzo dobrym wynikiem. I nie jest tajemnicą, że lepiej, gdy na koncert przyjdzie 200 osób, które ściągnęły Twoją płytę, niż 30, które ją kupiły.

Ad4 (i 5 właściwie). Uważam, że to nie jest miejsce na dyskusję o muzycznym biznesie. Już przytaczanie przykładu Microexpressions czy w ogóle wytykanie poszczególnych posunięć czy to Pauli i Karola czy Indigo Tree również było nie na miejscu. To psuje PR i pozycję zespołu. Jak? Otóż po przeczytaniu, że Microexpressions gra "za dojazd" lub mniej, właściciel klubu X lub Y nie stanie się wspaniałomyślnym mecenasem i nie zaproponuje zespołowi bez płyty większych pieniędzy. Raczej gdy oni zwrócą się do niego użyje koronnego argumentu "A tam graliście za darmo!" i wypnie się na wszelkie roszczenia finansowe. Oczywiście nie Ty przytoczyłeś ich przykład, ale chciałem ogólnie nakreślić jak to skutkuje. Podobny efekt przynosi maksymalmnie jałowa dyskusja w jednej z fejsbukowych grup i nazwie bodaj "Nie gram za darmo, granie za darmo niszczy rynek", tak można w kółko.
Miejscem na to jak najbardziej jest już wspomniana konferencja. Ale jak to ma działać skoro w dyskusji o kondycji polskiego rynku muzycznego (a panel miał raczej zorientowanie w stronę alternatywy) biorą udział: Ambro- z całym szacunkiem, ale działalność DRAW jest dobitnym przykładem na to, że nie jest to najbardziej kompetentna persona; Herma- no proszę Was...; Kabaj- tu prawie trafiliście, acz pasował do reszty jak pięść do nosa; Cieślak- każdy wie, że raczej artysta niż człowiek biznesu, stawiający dopiero pierwsze kroki ze swoim labelem, dotąd dobrze prowadzony przez dużą, a później mniejszą wytwórnię. Chcecie rozmawiać a nie wiecie z kim i stąd bierze się podział. Zresztą sam Ambrożewski słusznie zjebał cały event na musicspot.
I chętnie bym się z Tobą tym co wiem, ale się prywatnie nie znamy, a to nie jest miejsce na swoisty coming out polskiego niezalu, naprawdę. Zresztą są ludzie, którzy wiedzą o wiele więcej i myślę, że bardzo łatwo do nich dotrzeć.

Wybacz ten lekki treściowy galimatias, ale piszę na szybko i też nie lubię dyskusji w komentarzach :)
iammacio
[15 września 2010]
man, ale po co ten hejting?

@dissing
skoro o płytach zagranicznych artystów piszemy otwarcie i bezpardonowo to czemu nie mielibyśmy tego stylu podtrzymać przy krajowych produkcjach? jasne, gdy trzeba spuścić z tonu, to się dzieje - ważne polskie albumy raczej nam nie unikają. ciekawe pewnie tak.

@polski niezal odbiorca
czy po macoszemu? tłumy na offie pod sceną na koncertach polskich artystów pokazują że jest inaczej, ale zgadzam się - coś w tym jest. tyle, że to nie nasza wina - na Zachodzie mają lepszych artystów i lepsze płyty, o których łatwiej (co znamienne) i przyjemniej pisać. Pulp był świetną próbą ogarnięcia polskiej sceny (miejscem dla każdego), jest sieć - we are from poland i podobne. coś się dzieje. jak zawsze, mogło by się dziać więcej.

@sprzedaż
jakkolwiek nie kupuje cedeków - mam spotify - to albumy polskich artystów nabywam często i gęsto (a swoje promo CNC przekazałem dalej - znaczy sie wymieniłem na album Nerwowych Wakacji, którego jeszcze nie ma;). pisze o tym co obserwuje, a staram się być bacznym obserwatorem.

@biznes
wiemy tyle ile możemy się dowiedzieć. wygląda na to że wiesz więcej - podziel się swoją wiedzą z nami. teraz jest dobry moment.

@MaB
a pokaż mi podobną inicjatywę? problem jakości konferencji bierze się z wysokiej rotacji ekipy, która ją przygotowuje i dziwnego podejścia samego biznesu - dla nich to bardziej promo akcja niż szansa na merytoryczną dyskusje. cały czas się uczymy - choć poprzez MY myślę ONI - i wierzę że będzie dobrze.
Gość: Anonimowy, bo z recenzją i rec
[15 września 2010]

Peve poruszył tu kilka kwestii, które są bolączką "polskiego niezalu" i tworząc dyskurs poglądowy na linii artyści-krytycy psują poletko, które nawet przy bezgranicznym porozumieniu w poniższych materiach miało by ciężko.
Rzecz pierwsza- dissing niektórych bandów/artystów. Tu może Maciek nie popełnił żadnej zbrodni w kontekście Pauli i Karola, ale zdaje się, że ogólne lekceważenie, czy w gorszej opcji- wspomniana skłonność do "przekłuwania balonów" (no doprawdy, how lame is that?, które napompowane balony przebiliście i czy były one napompowane przez jakkolwiek wartościowe powietrze?) prowokują to, że polski "niezal odbiorca" tak naprawdę po macoszemu traktuje rodzinną scenę. Nie chodzi mi oczywiście o to, byście tu gloryfikowali co drugi projekt wybijający się ponad średnią, wszak wy obieracie linię programową serwisu. Ale mam wrażenie (i nie proście o przykłady bo nie o personalia się tu rozchodzi), że skłonność większości recenzentów Porcysa, Screenagers, Nowej Muzyki (reszta portali w moim odczuciu daleka jest od uprawiania choćby zbliżonych form dziennikarstwa muzycznego) do kształtowania i "ulepszania" gustów swego audytorium przeszła w jakieś zboczenie, które wręcz nakazuje patrzeć na wszystko chłodnym okiem oświeconego guru, który wie najlepiej i który powie nam całą prawdę. Stąd bierze się umniejszanie polskiej sceny (w sile przypadków zupełnie niesłusznie i dziwne, że tyczy się to głównie rodzimej sceny) i przez to, odbiorca, na którego- nie ukrywajmy- takie portale mają dosyć mocny wpływ, traktuje polskie jako gorsze. I to Wasze przekłuwanie balonów psuje scenę od środka.
To, że tłumienie hype'ów lub upowanie własnych ma stosunkowo niewielki wpływ na sprzedaż "niezal" płyt to fakt szczęśliwy i stwierdzony (poza płytami- vide wspomniane Microexpressions, dopłacające do swoich gigów) ale w czasach, gdy nawet klepany po znajomości tu i ówdzie z wiadomych względów CNC nie potrafi sprzedać 200 płyt jednak znaczący dużo w ostatecznym rozrachunku.
To jest konsekwencją sprawy drugiej- jak niewielkie pojęcie macie o działaniu tego biznesu. Stąd też absurdalne argumenty red. Lisieckiego. A wracając o krok- czyż w DRAW Records nie siedzą Ambro, Radkowski i Borys? Czyż to nie wokół tych postaci (i recenzenta Blanika) kręci się coroczny spęd o wspaniałej idei ale katastrofalnym wykonaniu zatytułowany Muzyka a Biznes? I czy niepowodzenia na tym gruncie nie skłaniają Was do zrewidowania poglądów i zbastowania w mędrkowaniu o rzeczach, o których jak sami zdążyliście się przekonać macie marniejsze pojęcie od swoich dyskutantów? Skąd więc rzucać tezy na temat kondycji rynku koncertowego czy płytowego?
O muzyce piszecie świetnie- tu nie zgadzam się z Pevem bo zarówno screenagers jak i porcys czytam namiętnie i w całości. Problem w tym, że macie strasznie zachodnie zorientowanie i nie widzicie tego co się dzieje tutaj. Muzycy kompletnie nie dbają o Wasze opinie. Reakcja Lety'ego w ogóle mnie nie dziwi- na taką, mimo że ostatecznie pochlebną, opinię jest to jedyna słuszna odpowiedź- z tym że tutaj bez zadanego pytania. Ale to jest rzeczą nieistotną- trudno, żeby ktoś tworząc uwzględniał Wasze opinie, to byłby absurd. Rzecz w tym, że przez Wasze przesadne zjebki bądź peany wystawiacie zespołowi łatkę (oczywiście cały czas abstrahuję od Indigo). A już rzeczą istotną jest, że na koncert przyjdzie 15 a nie 40 osób, że płytę przesłucha (nie ważne czy choć procent z nich kupi) 1000 czy 200 słuchaczy kierowanych Waszą rekomendacją. I tu wracamy do punktu wyjścia. Przez ten Wasz radykalizm przeoczyliście niejedno.
Tym niemniej pozdrawiam.
iammacio
[15 września 2010]
i ja znam historie o dopłatach wymuszanych na labelach polskich zespolów jeżeli chcą wystąpić na pewnym festiwalu. o praktykach pewnego nieodżałowanego warszawskiego klubu też krąża legendy - co to zmienia w kontekście mojego tekstu? refleksja na temat kondycji rynku koncertowego jest słodko-gorzka. tyle.
Gość: Jołka
[15 września 2010]
Już poruszona została sprawa tej "nadaktywności" koncertowej, jednak nie mogę się powstrzymać. W Warszawie bywają kluby, które robią łaskę, że pozwalają zespołom grać. Ludzie dostają za koncerty śmieszne pieniądze albo ktoś prosi ich jeszcze o dopłatę. Nie ma kasy, są frustracje i bark siły na kontynuowanie "kariery" muzyka. Niestety to co zostało tutaj napisane można tłumaczyć tylko bezmyślnością. Myślę, że autor zamiast się tłumaczyć mógłby po prostu napisać: "przepraszam, głupio napisałem". Każdemu się zdarza, żaden wstyd.
Gość: alejandra
[14 września 2010]
dobra, jest chybione mocno (zamiast śmieszne).
wątek koncertowy przyćmił nieszczęsny chillwave :)
iammacio
[14 września 2010]
alejandra@ recenzja zbudowana została wokół muzyki. a naiwnie myślalełm, że tego porównania z chillwavem bedziecie sie czepiac;p
Gość: alejandra
[14 września 2010]
mamy do czynienia chyba z najfajniejszą polską płytą 2010 roku (lub po prostu jedną z najfajniejszych ostatnich m-cy) a to wokół czego została zbudowana recenzja tejże płyty jest śmieszne (spokojnie tak to teraz mogę nazwać biorąc pod uwagę stanowisko dopowiedziane przez autora w shoutboxie).
iammacio
[14 września 2010]
brak infrastruktury to osobny problem. brak pieniędzy jest z nim sprzężony. za mało znam jednak problem od strony produkcyjnej by polemizować, ale wydaje mi się, że perspektywa mojego dawnego native speakera, że Polska to "Warszawa i prowincja" już dawno przestała być aktualna.

w okresie letnim dzieje się sporo - to prawda, ale ludzie też częściej przesiadują w klubokawiarniach, "na mieście". ów 'fenomen' świetnie wykorzystali właśnie Paula i Karol, którzy o ile mi wiadomo obstawiają chętnie i takie miejsca - sprzętu mają niewiele, więc nie ma dużego kłopotu. odnaleźli swoją niszę i za to, jak mawiają Amerykanie, kudos!

czy nie może się dziać muzycznie więcej pod gołym niebem, w miastach? chyba może. to że festiwale zgarniają wszystko jest dziwną i nie do końca zrozumiałą dla mnie praktyką.

co do parodiowania - jestem po stronie wzajemnego szacunku, ale i dystansu do siebie i innych. akurat ekipa porcysa często i gęsto słusznie wbija igłę w pompowany przez innych balon (to że zdarza im się pompować własne to osobna sprawa).

pozdrawiam raz jeszcze i - tak! - widzimy się na pewno.
Gość: peve lety
[14 września 2010]
młode zespoły grają mało koncertów bo w Polsce jest bardzo mało miejsc gdzie można takowe koncerty zagrać. idąc dalej, jest na prawdę mało miejsc gdzie zespół może liczyć na jakieś sensowne pieniądze. dlatego rozumiem chcęć grania jak najczęściej, dla muzyka koncert to najlepsza forma sprawdzianu i ćwiczenia. my mieliśmy szczęście bo po dobrych recenzjach niektóre kluby same się do nas zgłaszały i proponowały bardzo fajne pieniądze. ale w polsce jest mnóstwo młodych zespołów które nie mogą liczyć na takie granty i do takich koncertów muszą dokładać. niedawno przyznał się do tego również dobrze przyjęty microexpressions. to żenująca sytuacja, momentami pozbawiająca chęci do grania. więc jeśli taki zespół zostanie zaproszony na festiwal, gdzie proponuje mu się jakieś, czasami nawet godne, pieniądze, to w imię czego miałby z tego nie skorzystać? cholera, muzyk też człowiek, z czegoś żyć musi! poza tym granie na festiwalach to jedyna możliwość grania (i zarobku) w okresie letnim, gdzie nie organizuje się gigów w klubach. wiadomo również że koncerty festiwalowe a klubowe to 2 stronny innego medalu więc w żadnym wypadku nie jest to ograniczanie sobie koncertowych opcji. kończąc, opadają mi ręcę jak kolejny raz w recenzjach czy to w innych tekstach krytyków muzycznych (szczególnie żenujący porcys) "parodiuje się" (ja rozumiem dissuje) pewne zespoły, jak w tym wypadku Paula i Karol. Ludzie, więcej szacunku dla ludzi. pozdrawiam, i mam nadzieję do zobaczenia w czasoprzestrzeni.
iammacio
[14 września 2010]
już wyjaśniam, bo "się porobiło".

wtrącenia kursywą dotyczą pary Paula i Karol, która ma jedną niesamowitą właściwość - są w stanie zagrać wszędzie i to właśnie jakoś tam sparodiowałem.

porównanie ich nadaktywności koncertowej z długą "trasą" koncertową Indigo Tree było trochę przesadzone, jasne. ale chodziło mi o wyolbrzymienie pewnej niepokojącej mnie kwestii - "młode" (bo to szerokie kryterium) polskie zespoły grają mało reguralnych koncertów, obstawiając za to niemal wszystkie letnie festiwale. przykra spuścizna "inwazji mocy" - liczne festiwale utrudniają pozafestiwalowe trasy koncertowe; ludzie olewaja regularne koncerty (w tym kraju regularnie koncertuje tylko kult), bo "i tak zagracie na festiwalu na ktory sie wybieram".

nie wiem jak to się przekłada na zarobek zespołu, ale czy w długim okresie - kiedy festiwale zaczną (bo zaczną) padać - nie jest to ograniczanie sobie koncertowych opcji?

tyle. chciałem jakoś rozpędzić tekst przed częścią muzyczną, a wyszło że odmawiam Indigo Tree chleba. a odmówić to ja mogę - co też uczynię! - jedynie kilka zdrowasiek za Wasz sukces. na zdrowie!

dziękuje. pozdrawiam.
Gość: peve lety
[14 września 2010]
Nie obsługujemy wieczorów kawalerskich, nie graliśmy jeszcze żadnego koncertu w domu, bo nikt nas nie zaprosił a informacja o takich spotkaniach była tylko impulsem dla słuchaczy do ciekawej inicjatywy a dla nas, jako muzyków, możliwością do ćwieczenia i sprawdzenia się w innych warunkach niż scena. Nadaktywność sceniczna? 25 koncertów w ciągu 11 miesięcy nazywasz nadaktywnością? Nie rozumiem Twojej klasyfikacji! Wydaje mi się że jeśli chcesz recenzować muzykę z płyty zabierając się za rzeczy lekko około muzyczne, najpierw zrób dobry research, np. u źródła. Dziękuję. Pozdrawiam
Gość: pitu pitu
[14 września 2010]
Jacaszek całą polskę z męskim graniem (za kasę żywca) zjeździł. W jakich kategoriach się to mieści? czy teraz jego płyty będziemy palic na stosie?
Gość: perfetdisguise
[13 września 2010]
w kraju, w którym sprzedaż płyt praktycznie nie istnieje, działalność koncertowa to jedyne źródło utrzymania, więc mnie ta ich 'przesadna' aktywność nie dziwi.. poza tym, jakiejś chałtury jeszcze nie uświadczyliśmy w ich wykonaniu, po co te narzekania ?
Gość: alejandra
[13 września 2010]
lepszy niż debiut, spokojnie punkcik wyżej.
nie do końca rozumiem narzekania na nadaktywność koncerotwo-medialną zespołu - moim zdaniem w normie i zdrowo, dość dziwny zarzut jeśli wysunięty na poważnie. inna rzecz, że oni może chcą żyć z tej swojej muzyki, trochę lat już mają a nie boję się, że im odbije i zaczną grać na rozdaniu telekamer.
Wybierz stronę: 1 2 3

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także